Zdarta płyta

"Pracapospolita, czyli tacy sami" - Teatr im. Modrzejewskiej w Legnicy

Gdyby para legnickich aktorów, Katarzyna Dworak i Paweł Wolak, próbująca swych sił na niwach reżyserskiej i dramatopisarskiej funkcjonowała na rynku muzycznym, można byłoby z czystym sumieniem napisać, że właśnie dopadł ich "syndrom drugiej płyty".

Dotknięty nim zespól ma zwykle na koncie zaskakujący stylistyczną świeżością debiut, szybko zdobywa wiernych fanów, ale potem zaczynają się schody. Bo artyści wpadają w pułapkę rozmyślań pod tytułem: "Dlaczego nam się udało?". Nie chcą zawieść odbiorców, pragną powtórzyć sukces. I tak druga płyta zmienia się najczęściej w powtórkę z rozrywki To wypadkowa ich ambicji i zagubienia, ponowne wymieszanie tych samych składników co na debiucie, ale już w innych proporcjach. "Sami" Dworak i Wolaka byli dowcipną współczesną wersją "Natrętów": para czterdziestolatków\' stara się uporządkować swToje życie emocjonalne, kupuje dom na wsi, szuka azylu i spokoju, a tu wścibscy sąsiedzi łażą, gadają, wściubiają nos, gdzie nie trzeba. Zamiast wsi sielskiej anielskiej jest międzyludzkie piekło. Seąuel "Samych" - "Pracapospolita, czyli tacy sami" - dzieje się nie na wsi, a w mieście. 

Schemat pozostaje jednak taki sam - grupa ludzi na zakręcie życiowym, korowód postaci charakterystycznych, tragedia z dzieckiem w tle niedokładnie maskowana wysilonym, jakby z premedytacją udawanym komizmem bohaterów. To samo, ale szybciej, głośniej, prościej. Akcja zostaje skondensowana do kilku kluczowych dni. Czwórka przyjaciół (rozwiedziona para i dwóch gejów żyjących w konkubinacie) musi szybko zdobyć pieniądze na łapówkę dla prezydenta miasta, żeby wygrać lukratywny przetarg. I wszystko się wali: przyjaźń, zaufanie, wiara w czysty biznes. Spektaklowi doskwiera gatunkowe rozchwianie, jakby autorzy nie umieli się zdecydować, czy to jeszcze obyczajówka, czy już farsa.

Spiętrzenie kłopotów, najgorsze dni w dziejach firmy i jej udziałowców nie prowadzą do testu charakterów i moralności postaci, a wymuszają ich typizację. Wszyscy bohaterowie zachowują się przewidywalnie. Jak dziwka, to o gołębim sercu, jak kurwiarz, to uroczy, skorumpowany prezydent ma prostacki wdzięk bonvivanta, dwie "biznezsuki" muszą być obłudne i cyniczne. Para gejów żyje uczciwiej niż pary heteroseksualne, "suchy szwagier" Pawła jest jak pan doktor medycyny odpowiedzialny i romantyczny zarazem.

Wymowa sztuki sprowadza się w gruncie rzeczy do tezy, że zdesperowana kobieta dla chorego dziecka zrobi wszystko, a i tak nie będzie najgorsza, bo wszyscy dookoła niej dawno zatracili wektory moralne. Dworak/Wolak lepiej wypadają jako para reżyserska niż dramatopisarska. Autorzy niepotrzebnie szukają łatwych quasi-moralizatorskich bon motów: "Dupa nie szklanka - nie potłucze się". Wulgaryzmy, zamiast demaskować świadomość postaci, służą tylko podkręcaniu tempa spektaklu. Zamiast dobrodusznego humoru z "Samych" panoszy się humor gruby i rubaszny.

Na plus realizatorom trzeba zapisać, że akcja toczy się wartko, legnicki zespół jest jak zwykle zgrany. Podobały mi się służące za dekorację dwa obszerne podesty obite włochatą materią. Nic na to nie poradzę, że za sprawą Bohdana Grzeszczuka w nowej polskiej dramaturgii kibicuję zawsze bucom i krętaczom. Najlepszy epizod ma Anita Poddębniak jako Babcia targująca odszkodowanie dla wnuka, młodego bandyty, u prezesów firmy.

Duet Dworak i Wolak powinien wynieść z tej realizacji następującą naukę. Nie da się fajnie, z teatralnym wykopem zrealizować słabiutkiego dramatu. Jako autorzy muszą się zdecydować, co interesuje ich bardziej - opowiadanie o kryzysie wieku średniego czy diagnozowanie stanu społeczeństwa. Moim zdaniem powinni zmierzać w kierunku w kameralnych śmieszno-strasznych i męsko-damskich psychodram. Czekam na trzecią płytę.

Łukasz Drewniak
Dziennik Gazeta Prawna
11 lutego 2010

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia