Zdarzenia do potęgi drugiej

11. Międzynarodowy Festiwal "Zdarzenia" im. Józefa Szajny, Tczew

Jedenasta edycja Międzynarodowego Festiwalu "Zdarzenia", mimo, że już nie jubileuszowa, zgodnie z zapowiedzią organizatorów była bogata w różnego rodzaju projekty artystyczne. Podobnie było z dziesiątą edycją tczewskiego festiwalu, podczas której zostało nadane mu zaszczytne imię jego wieloletniego patrona - Józefa Szajny

Festiwal jak i poprzedzające go jak co roku warsztaty artystyczne zagospodarowały te kilka dni co do godziny. Na napięty program tegorocznego festiwalu miało wpływ wprowadzenie kilku towarzyszących zmaganiom konkursowym wydarzeń. Novum w stosunku do poprzedniej edycji był cykl tzw. nocnych rozmów, podczas których rzeczywiście do późnych godzin toczyły się rozmowy na temat obejrzanych spektakli. Projektem, który równie dobrze wpływał na interakcję między twórcami i odbiorcami był panel dyskusyjny poświęcony kondycji i kierunkom rozwoju teatru z udziałem przedstawicieli polskich i zagranicznych uczelni oraz twórców festiwali. Co więcej zdecydowanie szerzej egzystował w tym roku nurt spektakli profesjonalnych. Wszystko to dzięki Martynie Groth, ponieważ „Zdarzenia” doczekały się drugiego dyrektora artystycznego obok Haliny Kasjaniuk. Rzeczywiście w tym roku „zdarzało” się dwa razy więcej, a co za tym idzie widzowie musieli przemieszczać się od zdarzenia do zdarzenia jeszcze szybciej, a organizatorzy spali jeszcze mniej. Nie można jednak powiedzieć, by przy takim porządku rzeczy nic nie zdołało ucierpieć.

W ciągu trzech dni festiwalowych zostało zaprezentowanych osiemnaście spektakli (nie wliczając owoców teatralnych przedfestiwalowych warsztatów), dziewięć konkursowych instalacji artystycznych oraz prelekcje filmowe, wystawa poświęcona wystawionemu w chorzowskim  Teatrze Rozrywki w 1993 roku spektaklowi „Ślady” Szajny zatytułowana „Ślady „Śladów” Józefa Szajny”, a także wspomniane rozmowy i panel dyskusyjny. W sumie ponad trzydzieści wydarzeń w ciągu trzech dni!

Do udziału w konkursie zostało zaklasyfikowanych dziesięć przedstawień w tym nie tylko studentów polskich uczelni artystycznych, ale także słowackiej (Akademia Sztuki w Bańskiej Bystrzycy), włoskiej (Akademia Teatralna w Rzymie im. Sofii Amendolea) i czeskiej (Akademia Muzyki i Sztuki im. Janacka, Uniwersytet Ostrawski, Uniwersytet Śląski w Opawie). Co się zaś tyczy reprezentantów polskich, znów prym wiódł warszawski i wrocławski wydział lalkarski, co siłą rzeczy wpłynęło na stylistykę jak i - podobnie do zeszłego roku - wysoki poziom artystyczny polskich konkursowych przedstawień. Pokazom konkursowym towarzyszyły spektakle profesjonalnych zespołów z Iranu, Węgier, Włoch, Czech, Słowacji, Hiszpanii i Szwajcarii. 

Z kolei w konkursie na instalację w przestrzeni miejskiej wzięli udział wyłącznie studenci z Polski. Zabrakło też w tym roku projektów profesjonalnych reprezentantów tej dziedziny sztuki. Było to zapewne spowodowane już dość zapełnionym programem. Niestety równie dotkliwie dało się odczuć brak panelu dyskusyjnego poświęconego współczesnej instalacji artystycznej, a więc kierunkowi sztuki, który w dalszym ciągu wciąż tak ciężko jednoznacznie zaklasyfikować i zadowalająco zdefiniować, aż wreszcie w momencie konkursu poddać jednolitym kryteriom oceny ze względu na rozległość tego zjawiska. W związku z tym wydaje się, że dyskusja międzypokoleniowa i międzyśrodowiskowa na temat zakresu i możliwości interpretacyjnych instalacji artystycznej wydaje się kwestią o wiele bardziej palącą, niż panel poświęcony współczesnej kondycji teatru – zjawisku poruszanemu nader często podczas innych festiwali teatralnych w Polsce. Tymczasem „Zdarzenia” jako jeden z nielicznych festiwali w Polsce, a na pewno reprezentatywny w tej kwestii, idąc za duchem artystycznym Józefa Szajny, poświęca dziedzinie instalacji osobne miejsce w harmonogramie. Powinien zatem, podobnie jak to ma miejsce w nurcie teatralnym, umożliwić początkującym artystom konfrontację z profesjonalistami. Tymczasem w tym roku instalacje zostały niepokojąco zdominowane przez nurt teatralny. Było to widoczne nawet w programie – kosztem instalacji artystycznych oglądało się spektakle w tym samym czasie. Pozostaje jedynie mieć nadzieję, że ta nierównowaga nie świadczy o chęci całkowitego wykluczenia w przyszłości nurtu instalacji artystycznych z tczewskiego festiwalu.

W związku z wielością propozycji artystycznych organizatorzy nie pozostając dłużnymi młodym artystom, przygotowali dla nich gamę zróżnicowanych nagród i wyróżnień. I tak w dziedzinie instalacji artystycznej zostały przyznane dwa wyróżnienia. Pierwsze powędrowało do Justyny Strąk (ASP we Wrocławiu) za projekt „Spowiedź telefoniczna”, w którym realna budka telefoniczna została zmieniona w konfesjonał. Pełniąc cały czas swą funkcję, umożliwiała skorzystanie z niej. Jednak przede wszystkim skłoniła do refleksji nad wartością prawdy i kłamstwa w relacjach międzyludzkich. „Spowiedź telefoniczna” zasygnalizowała także problem przenikania religii w sferę codziennego życia publicznego. Drugi wyróżniony projekt otrzymał Marek Dubiel (ASP w Warszawie) za instalację „Ucho miasta” czyli swoistą metalową konstrukcję umożliwiającą kontakt z żywą przestrzenią miasta, jego rytmem, oddechem, które współtworzą mieszkańcy. Modulowany przez blaszany megafon ludzki głos, słowa wypowiadane przez konkretnych ludzi, przekazujących swe informacje, weszły na poziomie dźwięku w interakcje z organizmem miejskim. I choć był to raczej kontakt jednostronny, zaistniała możliwość zmiany pulsu, rytmu i odgłosów życia miejskiego. Z kolei pierwszą nagrodę w dziedzinie instalacji zdobył projekt Cezarego Koczwarskiego (ASP w Warszawie) - multimedialna instalacja, która dzięki systemowi połączonych rzutników slajdowych i projektorów video, stworzyła iluzję przestrzeni totalnej. Wyświetlanie odpowiednio dopasowanych obrazów architektonicznych przeistoczyło fasady realnych tczewskich budynków.

Konkurs w dziedzinie teatru podsumowało przyznanie aż pięciu nagród w tym dwóch pierwszych. Co ciekawe w tym roku nie zostało przyznane Grand Prix ze względu na wyrównany poziom artystyczny większości prezentowanych przedstawień. Jak mówił podczas ceremonii kończącej festiwal przewodniczący jury – Jerzy Radziwiłowicz: „Nie przyznajemy Grand Prix, bo żadne przedstawienie nie odbiegało tak dalece od innych, by je w ten sposób uhonorować.” Zdecydowanym jednak faworytem, co podkreśla liczba zdobytych nagród oraz reakcje publiczności, jest Mateusz Tymura (Akademia Teatralna w Warszawie, Wydział Sztuki Lalkarskiej w Białymstoku), który zdobył nagrodę Fair Play przyznawaną przez biuro festiwalowe, Nagrodę Publiczności oraz Nagrodę Specjalną ufundowaną przez RomaTeatroFestival, przyznawaną rokrocznie przez Fabio Omodei – dyrektora artystycznego włoskiego festiwalu, a także tegorocznego jurora „Zdarzeń”. Oznacza to, że w czerwcu 2011 Mateusz Tymura będzie reprezentował Polskę na międzynarodowym festiwalu w Rzymie. Spektakl, który jest przepustką na to wydarzenie to „Mała pasja, czyli historia o psie Pana Jezusa” - przedstawienie nawiązujące do rzadko poruszanego wątku powieści Reymonta „Chłopi”, w którym stary Roch opowiada historię o psie, który został udomowiony przez Jezusa, a potem stał się najwierniejszym przyjacielem człowieka na wieki. Mateusz Tymura wcielił się w bezdomnego domokrążcę ciągnącego cały swój dobytek z miasta do miasta, którego sposobem na życie jest opowiadanie historii na miejskich podwórzach. W niesamowitej, wieczornej scenerii starego podwórza w Tczewie otoczonego przez kamienice aktor animował jedyny element scenografii – olbrzymi, drewniany wóz pełen dźwigni, korbek, szuflad kryjących największe tajemnice bajarza i najwyższej klasy potencjał teatralny. Faktem podkreślającym, że bezapelacyjnym zwycięzcą w tym roku jest Mateusz Tymura jest jego podwójny sukces, bowiem do tegorocznego konkursu zakwalifikowało się też drugie przedstawienie - „Zwykła historia”, które zdobyło wspomniane nagrody Fair Play i Publiczności. Spektakl ten mistrzowsko utrzymany w konwencji czarnego teatru nasuwa skojarzenia z historią Małego Księcia, opowiadając w sposób niezwykle poetycki o miłości, jej poszukiwaniu i rozumieniu. Ten wielki temat został tu ukazany podobnie jak w książce Antoine\'a de Saint-Exupéry\'ego w sposób prosty, emanujący wrażliwością i ciepłem, po prostu piękny.
 
Na tym jednak nie koniec wyróżnień dla studentów białostockiego Wydziału Sztuki Lalkarskiej. Nagrodę Teatralną Prezydenta Tczewa zdobyło przedstawienie Lecha Walickiego „Zagraj to jeszcze raz... –  sam” - autorski projekt bazujący na motywach „Play It Again, Sam” Woody’ego Allena. W spektaklu gra aktorska wzbogacona została różnorodnymi technikami lalkowymi: maski i manekiny. Z kolei jedna z pierwszych nagród w dziedzinie teatru powędrowała do Katarzyny Grajlich i Darii Brudnias (Wydział Sztuki Lalkarskiej w Białymstoku) za projekt „Pif Paf” - małą teatralną formę wariacji opartych na motywie śmierci matki z dramatu Stanisława Ignacego Witkiewicza W małym dworku. Kreowana rzeczywistość przeniknięta jest absurdalnym światem wyobraźni bohaterek, dwóch dziewczynek, osamotnionych przez śmierć matki. Równorzędnie nagrodzony spektakl to „Jak początek umierania” - monodram Małgorzaty Kazińskiej (PWST im. L. Solskiego we Wrocławiu) powstały z chęci adaptacji tekstów Katarzyny Nosowskiej i zespołu Hey w krótką formę sceniczną. Opowiada on o młodej dziewczynie wchodzącej w życie dorosłych. Okazuje się jednak, że zastana rzeczywistość jest niejednokrotnie brutalna i nieetyczna. Przestrzeń, którą stworzyła aktorka, ograniczająca się i zamykająca we wnętrzu lodówki, oddała chęć „zamrożenia” przez  bohaterkę swych wyobrażeń, uczuć, wewnętrznego świata, nieprzystającego do tego, co dzieję się w realnym życiu. Niewątpliwym atutem spektaklu była muzyka na żywo kontrabasu i pianina (aranżacja utworów Katarzyny Nosowskiej i zespołu Hey – Marcin Spera i Marta Warelis) oraz wokal aktorki.

Jak widać, podobnie do zeszłego roku, na festiwalu „Zdarzenia” dominowali artyści reprezentujący sztukę lalkarską. Realizacje konkursowe nie tylko wykorzystywały chlubną tradycję teatralną Józefa Szajny, ale także próbowały wejść z nią w dialog pokoleniowy tak jak w przypadku nienagrodzonego w tym roku, ale pomysłowego i trafiającego do świadomości odbiorczej projektu Arkadiusza Drawca „90x90” - wyobrażenie artysty jak i co może czuć człowiek zamknięty w przestrzeni 90x90 centymetrów będące wynikiem wstrząsu historią więzionego w Oświęcimiu Szajny. W temacie zaś podobnie jak u Szajny pojawiały się okaleczenie i odarcie świata i ludzi z ideałów oraz ułomna kondycja psychiczna. A w tym wszystkim wybijająca się na pierwszy plan potrzeba wartości wyższych. To może w tym tkwi odpowiedź na pytanie Jerzego Radziwiłowicza do tegorocznych młodych artystów: „Skąd u was ten pesymizm i beznadzieja?”. Przetrawienie artystyczne koszmaru sprawia, że koszmar ten jest mniej koszmarny. Autoterapia? Jeśli tak, to są zauważalne dwie jej drogi, albo poprzez absolutne zanurzenie się w piekle tematyki: dzieciobójstwa („Amede”), relacji uniemożliwiających porozumienie („Beztlenowce”), zagubienia we współczesnej rzeczywistości („Jak początek umierania”), wycofania i zamknięcia, a w konsekwencji szaleństwa („Neurotyczne przeżycia”), absurdu śmierci („Pif Paf”), fiaska w odnalezieniu samego siebie (Zagraj to jeszcze raz... – sam”), albo też druga droga czyli chwilowe odejście od doraźnie dręczących problemów w wyimaginowaną sferę przypowieści o prawdzie, wierności, miłości i pięknie („Mała pasja, czyli historia o psie Pana Jezusa”, „Prosta historia”), bądź też zamienienie problemu hipokryzji i ogłupienia współczesnego społeczeństwa w niezobowiązującą zabawę stereotypami, która kończy się równie niespodziewanie, jak się zaczyna („Urodziny”). Świat się zmienił, ale tematy dręczące współczesnych artystów, jak pokazują to między innymi „Zdarzenia”, są dalej podobne do tych, z którymi zmagało się pokolenie Szajny. Wciąż jest w nas pragnienie równowagi, a bezustannie coś nam ją odbiera. Trudno zatem zarzucić tegorocznym artystom cokolwiek w tej kwestii.

Na tegorocznym festiwalu został poruszony jednak jeszcze jeden problem. Mianowicie kwestia jakie miejsce w tym wszystkim miał widz będący odbiorcą tych trzech intensywnych dni festiwalowych. Według jurorów niektórym spektaklom brakowało umiejętności zainteresowania, zajęcia przedstawianym problemem, stawiając widza w kłopotliwej sytuacji, gdy przeżywa tylko artysta, a sam widz, niedopuszczony do wnętrza procesu, jest tylko zimnym obserwatorem zdarzeń scenicznych. Co więcej padł zarzut, że młodym artystom brak samodyscypliny, co ciekawe wysnuty na podstawie takich argumentów jak: podejmowanie wielu tematów na raz, brak spójnej struktury scenicznej, a więc struktury, którą wyrobiony widz mógłby rozłożyć po spektaklu w logiczny tekst teatralny, używanie nieadekwatnych form teatralnych do podejmowanego tematu, brak świadomości aktorskiej opierającej się na tym rodzaju rzemiosła, które z góry zakłada sobie pewien określony wpływ na odbiorcę i rzeczywiście go osiąga zgodnie z zamierzeniem. Tego typu podejście do sztuki teatru w ocenie jury w tym Jerzego Radziwiłowicza jest stricte normatywne. Gdybyśmy podobne zarzuty chcieli przedstawić wszystkim współczesnym działaniom teatralnym, zanegowalibyśmy historię teatru przynajmniej na przestrzeni ostatnich piętnastu lat. „Trzeba dyscypliny, żeby zainteresować odbiorcę. Samodyscyplina wpływa na jakość spektaklu.” - mówił Radziwiłowicz po rozdaniu nagród. W tym punkcie bezsprzecznie jestem tego samego zdania, ale pod pojęciem samodyscyplina artysty rozumiem co innego. Pytanie czy dyscyplina to poprawność wytyczana wedle z góry przyjętych norm? Czy coś musi być absolutnie poprawnie wykonane, by zafascynować i przekonać do siebie widza? Losy współczesnego teatru pokazują, że sztuka, która może wpływać i wpływa na widza mieści się już znacznie dalej niż podział na poprawne i niepoprawne, profesjonalne i amatorskie. Dziś to nie ma znaczenia. Zdaje się, że to co liczy się dziś w teatrze i co jest także tym, po co do niego przychodzimy, czego w nim szukamy to prawdziwe emocje – obojętne czy są one generowane na scenie równie prawdziwymi przeżyciami aktora czy też kalkulującą symulacją i oczywiście obojętne też jest czy te emocje są dobre czy też złe. Samodyscyplina zatem dotyczy tego rodzaju świadomości i wrażliwości w artyście, by wyczuł moment, w którym wkracza w widza – reszta finalizuje się sama bez z góry ustalonych zamierzeń. I tu należy zauważyć, że takim ad hoc budowanym założeniem jest też próba zaszokowania odbiorcy. Abstrahując już od faktu, że nagość w teatrze, multimedia, transgresja stylistyczna, autorskie scenariusze twórców, a także publicystyczna doraźność są już wątkami na tyle ogranymi teatralnie, że mało którego widza szokują, podstawowy grzech niektórych spektakli polegał na dobraniu formy nie tyle pasującej do opowiadanej treści, a formy, która w pewien z góry założony przez artystę sposób miałaby zaszokować, zbulwersować lub zainteresować odbiorcę. W takim przypadku jak zwykle efekt był wprost przeciwny. Kwestią ostateczną jest fakt, że w większości tegorocznych, konkursowych przedstawień w tym monodramów aktor był jednocześnie autorem i reżyserem. Brak drugiej, krytycznej pary oczu jest uwagą jurorów nader istotną. Oczywiście fakt autorskich przedstawień jest również zjawiskiem nader powszechnym w teatrze, ale wymaga znacznie większego doświadczenia i ogrania ze sceną.

Tegoroczna XI edycja Międzynarodowego Festiwalu „Zdarzenia” im. Józefa Szajny po raz kolejny dowiodła, że wysoki poziom artystyczny zarówno spektakli konkursowych jak i zapraszanych projektów profesjonalnych jest wizytówką tego festiwalu. Jedenaste „Zdarzenia” ukazały także, że na polskiej mapie artystycznej są zjawiskiem oryginalnym i w stu procentach potrzebnym, mimo iż jego kaliber zasięgu pozostaje w tyle za kilkunastoma znacznie większymi imprezami o podobnej tematyce. Urozmaicanie festiwalu i zwiększanie liczby atrakcji jest dobrym krokiem, ale ostatecznie wyjdzie na dobre „Zdarzeniom” tylko wtedy, gdy będą one trwały o kilka dni dłużej. Wówczas żaden sektor tematyczny festiwalu nie ucierpi, a widzowie i artyści będą mieli więcej czasu na refleksje, które z pewnością zaowocują na przyszłość.

XI Międzynarodowy Festiwal „Zdarzenia” im. Józefa Szajny, Tczew, 3-5 września 2010 r.

Małgorzata Bryl-Sikorska
Dziennik Teatralny
9 września 2010

Książka tygodnia

Małe cnoty
Wydawnictwo Filtry w Warszawie
Natalia Ginzburg

Trailer tygodnia