Zderzenie światów - „Wiśniowy sad" i „Pieśni Leara"

12. Zakopiańskie Prezentacje Artystyczne "Pępek Świata"

„Wiśniowy sad" Czechowa i Kolady z Teatru Witkacego w Zakopanem i „Pieśni Leara" Brala, na Szekspirze, z Teatru Pieśń Kozła z Wrocławia, szczególnie wypełniły tegoroczne przesłanie Zakopiańskich Konfrontacji Artystycznych „Pępek świata".

Ukazania poprzez formy i gatunki w sztuce teatru, muzyce, plastyce i dyskusjach, kulturowego zderzenia światów - Wschodu i Zachodu. Było co oglądać i czego posłuchać!

„Wiśniowy sad" w zamierzeniu scenicznym rosyjskiego twórcy Nikołaja Kolady, w gruncie rzeczy jest o nas, żyjących w świecie okrutnym. Kiedy boimy się podejmować decyzje, chowamy głowy w piasek, unikamy problemów nastręczających trudności.

W złudnej nadziei, że rozwiążą się same, za pośrednictwem kogoś pracowitszego i przedsiębiorczego, lepiej rozumiejącego, co nadchodzi, któremu choć nie jest bez skazy, dla świętego spokoju zaufamy. Nie chcemy walczyć, wolimy posłusznie przyjmować ciosy od losu.

W spektaklu Kolady, sad Czechowa, to zniszczony kawałek ziemi. Białe kwiaty wiśni, imitują na odartych z kory drzewach plastikowe kubki - symbole powolnego niszczenia ziemskiej przyrody. Nowy właściciel, trzeźwo myślący, młody i bezwzględny, chce resztki sadu wyciąć i pobudować letniska, szybko przynoszące zyski.

Wbrew trzeźwości i pragmatyzmowi w końcówce akcji scenicznej wychodzi z niego „dusza pogańska". Siekierą niszczy wszystko, by nie zostało przy życiu nic, jaszczurka czy owad, zdolne świadczyć, że było tu życie i coś dobrego.

W „Wiśniowym sadzie" Czechowa i Kolady, coś się kończy. Ale też coś się rozpoczyna. W sumie będzie to lepsze od dotychczasowego? Na to musimy sobie odpowiedzieć sami. Wiedząc, że „nowe" i „niedobre", może z późniejszej perspektywy dobre przychodzi ze świata zachodniego.

To z powodu zachodnich „nowinek", świat Wschodu Czechowa, refleksyjnie miarowy i spokojny, zostaje poddany turbulencjom, choć nie przewraca się do góry nogami. Nadal żyje i pozostaje pasjonujący. Z przesłaniem wiary w przeznaczenie.

„Wiśniowy sad" to w gruncie rzeczy komedia z groteską. Co wybornie sprawdza się w spektaklu Nikołaja Kolady, jednego z najbardziej uznanych w świecie reżyserów rosyjskich w ostatnich latach.

Kolada piękno miesza się z brzydotą, ściskający serca dramat ludzkich przeżyć z farsą, realizm z baśniowym udziwnieniem. Świadomie deformuje rzeczywistość sztuki Czechowa i rosyjskiej prowincji, z odchodzącym światem ziemiaństwa, wprowadzając i podkreślając rolę ludzi nowego porządku, o myśleniu zachodnim, którzy chcą tamten świat wywrócić i zniszczyć by szybko dorobić się i wzbogacić. A potem może pójść dalej, po to samo.

Wszystko to przekornie i złośliwie dokonuje się w rytmie szalonych, rosyjskich czastuszek, porywających, śmiesznych, stylistycznie i czasowo pomieszanych - świadczących, że świat Wschodu, dawnej Rosji, nadal tu jest i jeszcze długo będzie.

Z przynależnymi do tego świata wieśniaczkami ucharakteryzowanymi na matrioszki - najbardziej wizerunkowy symbol rosyjskiej kultury. Chłopami, w rozchełstanych koszulach. Wszędobylskim niedźwiedziem. Wszyscy wywijają tańce - łamańce w charakterystycznych walonkach, soczyście podlani wódką, która leje się strumieniami. Czyż nie tak, Zachód nadal postrzega Wschód? Szczególnie rosyjski, bliższy? Nie bez uszczypliwej wyniosłości?

Słabo wyobrażam sobie polskiego twórcę, który porywa się na podobny w konwencji „Wiśniowy sad". Ale Kolada jest Rosjaninem, pod tą jego karykaturą „Wiśniowego sadu", jest cała głębia i mądrość Czechowa, wypływa też przywiązanie Kolady do świata i kultury Wschodu.
Absurdalnie i groteskowo, w szalonym tempie czastuszek, Kolada twórczo przynależny Wschodowi i Zachodowi, pyta ponad czasem i ponad kulturami, o nasze wybory, odpowiedzialność, stosunek do świata - przeszłego i teraźniejszego. W sumie intymną opowieścią, o ludzkiej samotności i złudzeniach. Przystającej jednako, do Wschodu i Zachodu.

Ciekawą diagnozą stanu obecnego świata zachodniego, jego tyranii intelektu i specyficznego despotyzmu były „Pieśni Leara" Brala. Rzecz w przenośni o próbie ratowania świata od takiej „duchowości". Wieloznaczna, wielopoziomowa, błyskotliwa i poetycka. Także niezwykła próba przekazania do widowni energii i rytmów rządzących dynamiką „Króla Leara" Szekspira, słyszalnych dla twórców spektaklu.

Pieśni mają intymnie porażające ładunki bólu, z przesłaniem jednak, że miłość świat zbawi. Ta zachwycająca muzyczna opowieść jest też o sile i mądrości kobiecej natury, jedynego antidotum na świat bez duchowości. Śpiew wyraża tu rozpacz, samotność i szaleństwo - o czym Szekspir pisał. Dokonuje się swoisty rytuał na ciałach aktorów i ludzi na widowni. Świetnie rozpisany na głosy, niezwykle przejmujący.
Terapia na dramaty i lęki świata Zachodu? Poprzez oczyszczającą podróż, śpiewem i muzyką, do korzeni? „Król Lear" Szekspira tylko pretekstem? Krystalicznie czystym i pięknym?

To współbrzmienie „Wiśniowego sadu" i „Pieśni Leara", dopełniały koncerty muzyki liturgicznej Kościoła Zachodniego i liturgii prawosławnej, w urokliwym, drewnianym kościółku na Pęksowym Brzyzku. Opatrzone w willi Koliba mądrym słowem Michała Klingera - filozofa i teologa, autora „Tajemnicy Kaina", rzecznika dialogu, z Kościołem rzymsko - i grekokatolickim i chrześcijańsko-żydowskiego.
Na tym tle „Oratorium Pytyjskie" z Ośrodka Praktyk Teatralnych „Gardzienice", retoryką w klimatach starożytnych i tańcem, przywoływało pytanie szczególnie teraz nurtujące ludzi Wschodu i Zachodu: Czy przyszłość można przewidzieć?

W świecie starożytnym, szczególnie wiarygodną była wyrocznia w Delfach. To jej spuściźnie poświęcono oratorium, na starogreckich maksymach i przykazaniach, podkreślonych tańcem i śpiewem.

Możliwości wokalne artystów zapierały dech. Emocje opadały i rosły, kiedy aktorzy tworzyli jedno wielogłosowe „ciało sceniczne". Krótkie, poetyckie, „muzyczne" teksty służyły przestrodze używania współcześnie, na Wschodzie i Zachodzie, paplaniny wielosłownej i pustosłownej, niezdolnej dać czemukolwiek ton refleksji lub zadać sensowne pytanie. Niepokój i narastające napięcie były jedną z ważnych cech tego niezwykłego i niezwykle mądrego spektaklu.

Plenerowo na Krupówkach, „Peregrinus" Jerzego Zonia, z Krakowskiego Teatru Otwartego, inspirowany poezją Eliota, z przymrużeniem oka dotkliwie obnażał pułapki świata, w które dajemy się łapać: Kiedy wędrujemy po świecie z walizkami, z pieczołowicie zgromadzonym dobytkiem. Czy w tej podróży padamy ofiarą przeznaczenia? Czy też sami dla siebie nim jesteśmy? Wylęknieni i zagubieni, informatycznie sformatowani. Tworzymy sobie samotność, ubrani w szarość, przewidywalni i pozbawieni indywidualności.

Artyści z Kamea Dance Company z Izraela, spektaklem „Kumzitz" Tamira Ginza, starali się pokazać świat bez konfliktów i wielokulturowo przyjazny. Zachęcając do bycia razem, lokalnie i globalnie, bez podziału na światy. W przenośni i dosłownie, kiedy z plakatami z napisem „Dance with me", zapraszali na scenę. Ich intrygujący styl, pełen napięcia ruch sceniczny, młodość, uroda i charyzma, dawały doznania szczególne.

Na przeciwnym biegunie w pokazywaniu świata. Merlin Puppet Theatre z Berlina proponował „Noose" („Pętlę") Dimitrisa Stamou, o świecie rozpadającym się na kawałki. To, czym żyjemy, nie jest tym, czego chcemy. A to, czego chcemy, jest możliwe tylko we snach. W życiu przeżywanym często zapętleni czujemy na gardle rzeczywistą pętlą, kradnącą powietrze. Merlin Puppet Theatre pokazał to na granicy absurdu i czarnej komedii, marionetkami i projekcją filmową.

Na obrazach Teresy Iwanejko – Tarczyńskiej, pomieszana z farbami glina i podoczepiane kawałki chleba, sugerowały przejrzyście, że ziemia - żywicielka, jest przynależna każdemu, bez względu na kulturę czy cywilizację. Tak samo, jak pokarm nasz powszedni i powszechny. To zarazem koniec i początek - w wymiarze globu i kosmosu. Coś dla człowieka najważniejsze, czy na Wschodzie, czy Zachodzie.

Wernisaż wystawy Iwanejko - Tarczyńskiej dopełniła poruszająca wymową i plastyką etiuda teatralna Andrzeja St. Dziuka - wyłaniające się z mroku postacie zbite w jedną masę, bose, zdeterminowane i przerażone. Biegły, niosły jakieś bagaże, na koniec prace artystki: obrazy z gliny, drewna, sznurów i kromek chleba.

Twórcą tegorocznych Zakopiańskich Konfrontacji Artystycznych „Pępek świata", jak też poprzednich, był Andrzej St. Dziuk, założyciel i dyrektor Teatru Witkacego w Zakopanem. Jednej z najlepszych i najciekawszych scen w Polsce. Teatru od zawsze artystycznego, z tą odrobiną metafizyki, która próbuje odmienić nas i przemienić, poprzez przekraczanie siebie.

Andrzej Piątek
Dziennik Teatralny Zakopane
9 października 2023

Książka tygodnia

Zdaniem lęku
Instytut Mikołowski im. Rafała Wojaczka
Piotr Zaczkowski

Trailer tygodnia