Żeby nam nie było za wygodnie

"Pastrana" - reż. Maria Żynel - Teatr Animacji w Poznaniu

"Najbrzydsza kobieta świata", "człowiek małpa", "dziwadło", "zwierzę". To tylko niektóre z epitetów, jakie Julia Pastrana słyszała wielokrotnie. O jej ogromnej woli życia i naszym okrucieństwie opowiada najnowszy spektakl Teatru Animacji.

Celowo piszę o "naszym" okrucieństwie, mimo że od czasów, w których żyła Pastrana, dzieli nas prawie 200 lat. Że co proszę? Że nas to nie dotyczy? Nie mamy z tą sprawą nic wspólnego? Sama przepaść dziejowa to marne wytłumaczenie. Założę się, że gdyby przyszło nam znaleźć się w namiocie osobliwości Teodora Lenta, z ciekawości aż wyciągalibyśmy szyje. Najlepszym dowodem niedawna reakcja całego świata na fenomen Conchity Wurst, ale i inne, mniej spektakularne odmienności, jak chociażby niepełnosprawność, karłowatość, choroby skóry i inne powody, dla których rozszerzają się nasze źrenice, a głos zniża do szeptu. Ale od początku...

Hiperodmienność

To niewiarygodne, ile musiała znieść ta wyjątkowa kobieta. Oczytana, elokwentna, obdarzona anielskim głosem i znająca kilka języków. Kiedy Pastrana rodziła się w 1834 roku, o hipertrichozie nikt jeszcze nie słyszał. Zarabiała na życie występując jako sceniczne kuriozum, przez większość życia podróżując po świecie w roli eksponatu. Jej los polepszył się nieco, kiedy poznała Teodora Lenta - impresario, który, owszem, zarabiał na jej odmienności, ale także postanowił się z nią ożenić. Julia zaszła w ciążę. Jej dziecko zmarło wkrótce po narodzinach, zmarła również Pastrana. Zanim Lent do końca postradał zmysły, woził wypchane mumie dziecka i żony i w szklanych gablotach pokazywał ciekawskiej publiczności (jedna z makabrycznych piosenek w spektaklu opowiada o tym, jak należy poprawnie preparować ludzkie ciało).

Choć trudno w to uwierzyć, pogrzeb Julii miał miejsce dopiero 153 lata po jej śmierci, dokładnie 12 lutego 2013 roku. Napisano o niej dziesiątki prac naukowych, kilka dzieł literackich i jeden poemat. Spektakl Teatru Animacji jest kolejnym, który inspiruje się jej niezwykłą biografią. I to inspiruje w sposób niejednoznaczny, bo jest tu miejsce i na smutek, i na śmiech. Zwłaszcza, że Julia w oczach Maliny Prześlugi (autorki sztuki, na podstawie której powstał) to postać tyleż dramatyczna co pogodna, potrafiąca cieszyć się życiem, w którym rzadko przytrafiają się powody do radości. Żyjąca niejako wbrew i na przekór. - Po co w ogóle pokazujesz się ludziom? - w spektaklu pada kluczowe pytanie. - Żeby im nie było za wygodnie - odpowiada Julia.

Karierowicz i Rosa Trzy Cycki

Julianna Dorosz jako Pastrana, Artur Romański jako Teodor Lent i Marcin Chomicki w roli Klauna to zdecydowani faworyci tego przedstawienia, mimo że każde z nich zupełnie inaczej kreuje swoją postać. Klaun nie wypowiada w spektaklu ani słowa, ale swoją milczącą obecnością i drobnymi sztuczkami maluje jego magiczne tło. Teodor Lent to klasyczny przykład karierowicza, który, jeśli idzie o pieniądze, nie posiada żadnych hamulców i moralnych zasad. Romański gra tę postać charakternie, bardzo mimicznie, momentami aż nazbyt teatralnie (w przeciwieństwie do równolegle kreowanej przez niego postaci lekarza, którego najbardziej charakterystyczną cechą są stukające, drewniane chodaki!). To jednak w pełni zamierzony zabieg, który tylko uwydatnia śmieszność i małość jego bohatera. Na osobną uwagę zasługuje też Sylwia Koronczewska-Cyris, która potrafiła nieco groteskową i przerysowaną postać Rosy Trzy Cycki obdarzyć godną podziwu siłą i charyzmą. Sama Julia grana jest natomiast z dużą lekkością i wdziękiem, może tylko momentami nieco zbyt naiwnie. Tym bardziej zaskakuje ostatnia scena, która wprawia widza w konsternację i zakłopotanie. Ale na jej temat nie pisnę już ani słowa. Jedno jest pewne - faktycznie nie jest za wygodnie.

Freak show w pigułce

Wizualnie sztuka to majstersztyk. Kostiumy, scenografia, charakteryzacja i dekoracje wciąż na nowo przykuwają uwagę, nie pozwalając nawet na moment odwrócić wzroku od sceny. Tym bardziej, że niekiedy zacierają się jej granice i Teodor Lent przechadza się na przykład wśród widzów z głową Pastrany w walizce.

Są tu i ruchome lalki z katalogu, który można by zatytułować "freak show" i gablota z truchłem Pastrany. Dynamiczna muzyka i piękna wizualizacja opowiadająca o dzieciństwie Julii. Bywa, że feeria barw i dodatków zamienia się w kakofonię, ale czyż właśnie nie na przesadzie zbudowana jest cała idea cyrku i jego pochodnych? Całość pomyślana w ten sposób, że zmieniające się tła przeplatają na zmianę wątki z przeszłości, teraźniejszości i przyszłości Julii, dając szerokie spojrzenie na jej losy.

Marii Żynel, udało się w tej, zdawałoby się, ogranej i wyeksploatowanej już historii, znaleźć coś jeszcze. Coś, co sprawia, że odkrywamy ją na nowo, a odkrywając - wstydzimy się. Siebie, własnej ciekawości i uprzedzeń oraz tego, że gdyby Lent przyjechał z Julią do naszego miasta, pewnie też poszlibyśmy na ten pokaz. Podobnie jak poszliśmy na spektakl. Czy aby na pewno z właściwych pobudek?

Anna Solak
http://Kultura.poznan.pl
10 czerwca 2015

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...