Zemsta na Gorkim

"Wassa Żeleznowa" - reż: Waldemar Raźniak - Och-Teatr w Warszawie

Byłe kino Ochota od lat nie miato juz takie publiczności jak w ostatnią sobotę, gdy Mana Serweryn i Krystyna Janda "Wassą Żeleznową" Gorkiego zainaugurowały w nim Och-Teatr.

Teraz, gdy opadły już emocje związane z inauguracją nowej sceny i umilkły huczne ochy i achy - warto spojrzeć na chłodno i zastanowić się i nad nowym teatrem, a także przedstawieniem, które go zainaugurowało. Przestrzeń dawnego kina Ochota to twardy teatralny orzech do zgryzienia. Trudna akustyka kiszkowatej sali, już w tym przedstawieniu wspomagana mikrofonami, nie zapowiada aktorom łatwego życia. Scena na środku, widzowie patrzą na nią z obu stron. To bardzo ładny pomysł - ciekawe tylko, ile przedstawień da się wyreżyserować na takiej scenie. Ten bowiem układ - atrakcyjny za pierwszym razem, przy trzecim powtórzeniu może stać się pułapką. Dwie rzutkie antreprenerki uratowały od zagłady wartościową architekturę, zabytek socrealizmu, aby zagrać w nim na otwarcie... sztukę pisarza, którego ustami w roku 1932 otrąbiono socrealizm jako jedyną dozwoloną metodę produkowania literatury. Wybrały dramat, który swojej ostatniej realizacji doczekał się u nas kilkanaście lat temu, a na scenach nie gości od dekad. Czy warto było ekshumować sztukę Gorkiego? Przedstawienie Waldemara Raźniaka każe sądzić, że warto byłoby westchnąć na "Wassą Żeleznową": niech na półkach bibliotecznych spoczywa w spokoju. To, co było w tej sztuce "rajcem" dla zaangażowanych politycznie reżyserów: kryzys burżuazyjnej rodziny, którym pióro i usta wcierał sobie pół wieku temu każdy partyjny propagan-dysta, patologiczny, toksyczny wręcz dom, w którym zanikły wszelkie więzi między ludźmi - to wszystko przerobiliśmy w teatrze i za socrealizmu, i za mody sprzed kilku sezonów, czyli teatru brutalistów. Już nawet bulwersująca kiedyś sprawa pedofilskich zapędów starego Żeleznową, coś, co było shockingiem, bo się o takich sprawach ze sceny tak wprost nie mówiło - i w tekście, i w przedstawieniu Raźniaka mają siłę rażenia tak nikłą, że nie zgorszyłyby nawet najgorliwszej wychowanki zakładu urszulanek. Krystyna Janda postanowiła otrzepać dramat Gorkiego z ideologicznej naftaliny, stuszować akcenty "krytyki burżuazji" i pozostawić rodzinny dramat Żeleznowów Zapłaciła za to cenę zbyt wysoką - trudno jest czasem się połapać, kto jest kim, czemu na przykład Rachela boi się wydania policji (u Gorkiego jest rewolucjonistką), kim są inne postaci... Zresztą - po 45 minutach widza ogarnia już zobojętnienie i spokój podobny temu panującemu na scenie. Dialog toczy się niespiesznie, ma się wrażenie, że spore partie przedstawienia to trzecia, no najdalej czwarta próba czytana. Spokój przerywa z zastanawiającą regularnością wybuchająca nie wiedzieć czemu awantura, która nie jest niczym podbudowana, bowiem gra się w tym przedstawieniu tak, że dialog bywa całkowicie unieważniony Czasem zresztą realizatorzy popadają w niezamierzoną śmieszność. Gdy Żeleznow grany przez Jerzego Trelę zabiera się do sprania żony - Krystyna Janda posłusznie podstawia się pod zadawane sznurem razy. Nie wygląda to na żadną "domową przemoc", za to przywodzi raczej na myśl jakąś karykaturę seansu sado-maso. W tym przedstawieniu jest kilka niespodzianek. Jedna z nich to ewidentny ziąb w domku Żeleznowych. Trudno inaczej wytłumaczyć kostium pani Jandy, która całe przedstawienie przemawia dość słabym głosem osoby przemarzniętej do szpiku kości i nie zdejmuje ani na chwilę futrzanego kołpaka i solidnej szuby. Czemu jednak tego przenikliwego zimna nie odczuwają jej córki, ubrane zdecydowanie po domowemu, czemu nie marznie ani ubrany w marynarkę Żeleznow, ani odziany "do figury" Prochor, grany przez Szymona Kuśmidra znaną metodą "na ruskiego", czyli z szerokim gestem? Jaką funkcję ma w spektaklu muzyka Zbigniewa Preisnera z łkającą wiolonczelą, która mogłaby łkać w każdym innym przedstawieniu, bo pasuje dokładnie do wszystkiego? 

Jeśli to miała być zemsta na Gorkim - to fakt, ma za swoje. Tortura była okrutna i wyrafinowana. W socrealistycznej przestrzeni męczyć chrzestnego ojca socu - to jest coś. Zważywszy jednak na fakt, że ta zemsta trwa ponad półtorej godziny - to mąk tych jak na inaugurację jest cokolwiek za dużo.

Tomasz Mościcki
Dziennik Gazeta Prawna
23 stycznia 2010

Książka tygodnia

Ziemia Ulro. Przemowa Olga Tokarczuk
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak
Czesław Miłosz

Trailer tygodnia