Zespół Teatru Muzycznego wróci do siebie za rok
"Powróćmy jak za dawnych lat" - reż: Jerzy WoźniakPodróżą w lata dwudzieste, lata trzydzieste sezon rozpoczął Teatr Muzyczny.
Zanim za rok zaprosi widzów do odbudowanego gmachu, skorzystał z gościny Pałacu Poznańskich, a dyrektor Grażyna Posmykiewicz wyznała, że tęsknota za powrotem do siebie wpisała się w premierowy tytuł "Powróćmy jak za dawnych lat".
Wracali w dobrym stylu, z elegancją, muzycznym i scenicznym smakiem. Jak na początku XX wieku w warszawskiej kawiarni wówczas jeszcze pułkownik Wieniawa-Długoszewski (Andrzej Fogiel), zwany tu "Oficerem", i Franciszek Fiszer (Janusz Skoneczny), jedna z najbarwniejszych postaci życia artystycznego tamtej epoki, wiedli rozmowy gęsto przetkane anegdotami - o kobietach, koniach, jedzeniu, polityce. To było tło i pretekst do prezentowania niezniszczalnych szlagierów, których teksty (m.in. Tuwima, Własta, Starskiego, Schlechtera) mają treść i dramaturgię, a muzyka (m.in. Warsa, Petersburskiego, Wichlera) sama się nuci.
Na ekranie i estradzie wykonawcami byli Ordonka, Pogorzelska, Bodo, Fogg, a w kolejnych pokoleniach m.in. Banaszak, Górniak, Fronczewski, Łazuka.
21 piosenek w scenki zmienili reżyser Jerzy Woźniak (trudno z nostalgią nie przywołać atmosfery widowisk, jakie niegdyś realizował w telewizji) i Dobrosława Gutek, odpowiedzialna za ruch sceniczny. Wykonawcom urokliwie towarzyszyła orkiestra pod kierunkiem Tomasza Chmiela, a całość oprawiła i artystów w stylowe stroje wprost spod igły ubrała Ewa Posmyk.
Agnieszka Gabrysiak wzruszała "Tangiem Notturno", Emilia Klimczak uwodziła szelmostwami "Ady", żalem za odchodzącą miłością w piosence "Ta ostatnia niedziela" elektryzował Zbigniew Macias. Furorę zrobił chór rewelersów w składzie: Paweł Erdman, Piotr Kowalczyk, Marek Prusicz, Tomasz Rak ("Ludwika", "Baby", "Umówiłem się z nią na dziewiątą"). Dwunastka wykonawców miała okazję zrobić wrażenie wprawiając widownię w dobry nastrój i spisała się świetnie.
Spektakl "Powróćmy jak za dawnych lat" (scenariusz według pomysłu Andrzeja Maculewicza) jest jak album, który mimo upływu czasu nie pokrył się kurzem, a fotografie nie wyblakły. Kolejne przedstawienia w grudniu.