Zgubiony sens

"Polowanie na łosia" - reż. Igor Gorzkowski - Teatr Narodowy w Warszawie

Nowy spektakl Igora Gorzkowskiego rozczarowuje. Z lekkiego dramatu Michała Walczaka, w którym drzemały ważne pytania i podteksty, na scenie zostało niewiele ponad rodzinną przepychankę.

Wydawać się mogło, że dramaty Walczaka powinny chętnie poddać się reżyserskiej strategii Igora Gorzkowskiego. Obu łączy przynajmniej kilka elementów w opisywaniu rzeczywistości: zanurzają narrację w zagadkowej grotesce zdarzeń czy postaci o niewyjaśnionym statusie; w obrazach reżysera, jak i słowach dramaturga czyha jakieś zagrożenie, gdy bohaterowie próbują wyrwać się z dotychczasowego życia. Na scenie Narodowego nie udało się jednak reżyserowi wyjść poza ramy sprawnie skrojonej fabuły, która w teatralnej przestrzeni zamieniła się raczej w ucieszną zabawę z puszczaniem oka do publiki niż rozwinięcie tego, co w tekście frapujące. "Polowanie...", prowokacyjnie określane przez autora jako komedia romantyczna, niesie ze sobą sporo pytań. Sygnalizuje pewne problemy i domaga się rozszerzenia na scenie. Nie sprowadza się tylko do wygodnych chwytów, jak stało się to u Gorzkowskiego. Tym one dziwniejsze, iż historia młodej pary musiała być dla reżysera atrakcyjna. Konrad i Eliza (Bartłomiej Bobrowski i Kinga Ilgner) chcą ogłosić rodzicom swoje zaręczyny. W domu młodych jednak pojawia się ten "trzeci", dawny kochanek dziewczyny - Jarosław Past (Krzysztof Wakuliński), który za chwilę unicestwiony przez narzeczonych stanie się trupem w szafie (dosłownie) i coś trzeba będzie z nim zrobić. Zwłaszcza że nieproszony gość... ożywa. Pytanie, jak się go pozbyć, zamienia się w perwersyjną grę, w której stawką jest rozliczenie z własnymi lękami, frustracjami i skrywanymi marzeniami o wolności. W teatrze pozostało to, co leży na wierzchu tekstu: rodzinna makabreska. Premierowy pokaz dał widzom wiele śmiechu, nie dotknął jednak drzemiących u Walczaka pytań: jaka jest kondycja młodego pokolenia próbującego wkroczyć w dorosłe życie? Ile w tym prawdy i powagi, a ile udawania, strachu przed zakorzenieniem, jak mówi w pewnym momencie Eliza "lęku przed rytuałem"?

Nie pomogli Gorzkowskiemu aktorzy: Ilgner ratuje się grą do widza, jej rolę od sytuacyjnego skeczu oddziela tylko cienka linia, Bobrowski jako sfrustrowany młodzieniec nie wychodzi poza oczywistość. Na uwagę zasługują tylko Krzysztof Wakuliński, który do swojej postaci wprowadza zagadkowość, Henryk Talar jako ojciec Elizy, przynajmniej starający się wydobyć z siebie upiorność, i Halina Skoczyńska w roli matki. Jako jedyna bierze na siebie ciężar wydarzeń, na jej twarzy widać świadomość trudnych rodzinnych losów. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że Gorzkowski schował się za tekstem młodszego kolegi. Jakby pozwolił, by zdarzenia nabierały biegu bez jego ingerencji. Zbytnio zaufał "Łosiowi", pewnie z przekonaniem, że w interpretacji doświadczonych aktorów dobrze skrojona akcja nabierze znaczeń. Wynik zatem zadziwia. Nie widać tego, co reżyser osiągnął w swoich ostatnich spektaklach zrealizowanych dla warszawskiego Studia Koło. Zwłaszcza w "Żółtej strzale" według Pielewina, kiedy na scenie stworzył magię, dokopując się do najgłębszych sensów. Gdzie zatem tym razem podział się jego reżyserski stempel?
(mi)

Przemysław Skrzydelski
Dziennik
6 maja 2009
Portrety
Igor Gorzkowski

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...