Ziemia skopana

"Ziemia obiecana" - reż: Jan Klata - Teatr Polski we Wrocławiu

Najnowszy spektakl Jana Klaty budzi wśród publiczności wielki entuzjazm. Po ognistym finale aktorzy są wielokrotnie wywoływani na scenę, a niektórzy nawet oklaskują ich na stojąco. I trudno się temu dziwić "Ziemie obiecaną" w wydaniu chyba już kultowego reżysera ogląda się znakomicie.

Przez dwie godziny w zabytkowej industrialnej przestrzeni miejskiej pompowni nieustannie coś się dzieje. To wystrzeli śmietnik, to dziewczyny zatańczą przy stalowych rurach, to małpa zagra na perkusji czy wreszcie palić się będzie jedna z postaci. Do tego wszystko okraszone jest humorem i nawiązaniami do współczesności. Jednym słowem to co proponuje nam Klata można by określić znakomitym show, ale nie niestety dobrą inscenizacją dramatu Władysława Reymonta. Spektakl nie budzi żadnych refleksji. Potwierdzają to podsłyszane rozmowy w autobusie dowożącym publiczność z miejsca przedstawienia - Miejskiego Przedsiębiorstwa Wody i Kanalizacji. Ktoś zachwycał się odwagą i wdziękami Ewy Skibińskie, która pokazała się nago, inny, że przestraszył go wystrzał listów (efekt pirotechniczny), czy młody człowiek chwalił pomysł umieszczenia dwóch perkusji, które były miejscem miłości fizycznej kochanków. Boję się, że twórcy na takie powierzchowne podsumowania zasłużyli. Wszystkie te skądinąd znakomite pomysły skutecznie przysłoniły przekaz, którego i tak było mało. Sztukę pogrąża wyreżyserowanie dwóch postaci Karola Borowieckiego i Morysa Welt. Twierdzę, że odpowiedzialność za miałką wizję sceniczną bohaterów "Ziemi obiecanej" leży po stronie Klaty. Bartosz Porczyk i Michał Majnicz to bez wątpienia dobrzy aktorzy, których pamięta się z innych kreacji i nie wierzę, aby oni sami wykombinowali taki niewyraźny sposób przedstawienia swoich postaci. Sceniczny Borowiecki nie ma charyzmy, Porczyk nie przekonuje o swoim cynizmie i wyjątkowym sprycie biznesmena. Z kolei Majnicz jest zbyt infantylny i mocno przerysowany. Zresztą cała trójka z jest mocno groteskowa. Panowie finansiści nie budzą respektu, a raczej uśmiech politowania. Pewnie to świadome zamierzenie reżyserskie, ale jakoś trudno nam zaakceptować takich rozmemłanych gogusiów z laptopami. Bardziej dramatycznie przedstawione są losy ich kobiet - żon, córek, narzeczonych i kochanek. W ten sposób dotarliśmy do fabuły, która jest wybiórczą adaptacją książki Reymonta. Stąd brak w sztuce niektórych wątków czy uczestników wydarzeń w przemysłowej Łodzi. Trzech wspólników Polak - Borowiecki, Niemiec Welt i Żyd Baum robią wspólne interesy. Przestrzenią wydarzeń jest kawiarnia. W takich okolicznościach oglądamy ich postawy życiowe. Jak bardzo liczy się dla nich sukces i jak przedmiotowo traktują kobiety. W tej męskiej degrengoladzie próbują reprezentować inne wartości jak bezpretensjonalna miłość. Najwyraźniej widoczne jest to w przypadku Lucy Zucker (Ewa Skibińska). Mimo uwag do Porczyka i Majnicza to cały zespół Teatru Polskiego poradził sobie z oryginalną wizją "Ziemi obiecanej". Szczególnie wyróżniłbym Wiesława Cichego i Jakuba Gila, który dodatkowo musiał opanować specyficzny grymas ust podczas mówienia. Gratulacje powinien również otrzymać Maćko Prusak za ruch sceniczny. Na pewno spektakl nie miałby takiej lotności, gdy nie bardzo trafny dobór piosenek. Pozostanie mi jednak jeszcze jeden niedosyt. Nie mogę zrozumieć dlaczego aktorzy, którzy zaczynali grać na perkusji nie czynili tego dłużej. Taka scena zrobiłaby jeszcze większe wrażenie. Jednym słowem "Ziemię obiecaną" warto zobaczyć, bo to wyjątkowe wydarzenie, choć pozostanie spektaklem bez głębszych emocji. Mogłoby być jeszcze lepiej. Bliższe informacje na stronie internetowej - www.teatrpolski.wroc.pl lub pod nr tel.

Piotr Bogdański
Nowe wiadomosci Wałbrzyskie
7 października 2009

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...