Ziemski psalm

14. Festiwal Kultury Żydowskiej "Warszawa Singera": "Psalm" - reż. Jerzy Lach - Teatr Opera Modern

Przedstawienie Teatru Opera Modern w reżyserii Jerzego Lacha otwiera scena wyrzucenia Śmierci (Grzegorz Hardej) za bramy Babilonu. Zakapturzona postać o bladej twarzy Arlekina, która jest zarazem uosobieniem Sztuki (Artysty), pisze na murach: "mane, tekel, fares"(hebr. "obliczono, zważono, podzielono"), zwiastując upadek miasta.

To Babilon bardzo współczesny, następna scena ma zupełnie inny klimat, bardziej przyziemny i materialny. Akcja rozgrywa się tu i teraz, a może nawet w niedalekiej przyszłości. Babilon zaproponowany przez twórców "Psalmu" to królestwo portali społecznościowych, używek i pieniędzy. Z telewizora w zimnym apartamencie należącym do Prezesa i jego Żony (Artur Janda i Monika Łopuszańska) sączą się zatrważające wiadomości z Aleppo. Prezesowa lajkuje zdjęcia przerażonych dzieci z ogarniętego wojną kraju. Taka publicystyka w teatrze może irytować, ale bywa przejmująca. Widz konfrontuje się z pytaniami o własną obojętność, egoizm. W wykreowanym przez Jerzego Lacha świecie brakuje miłości, prawdy, dominuje duchowa pustka, podkreślona przez kontrast z muzycznym tłem - jakby liturgizującym całość. Interludia oparte są na wokalnych i instrumentalno-elektronicznych improwizacjach wokół biblijnych Psalmów, fragmentów Księgi Koheleta i Apokalipsy św. Jana, wykonywanych na żywo przez zespół Hashtag Ensamble oraz kwartet smyczkowy TheTonacja.

Do takiego miejsca trafiają emigranci, nazwani w libretcie po prostu Ona (Hasmik Sahakyan) i On (Jasin Rammal-Rykała). Wykonawcy tych ról mają obce korzenie. Czy to wyrzuceni z Raju pierwsi ludzie, Adam i Ewa XXI wieku, o bliskowschodnich rysach? Do swojej ziemi obiecanej dopływają łódką. Tu ma się spełnić ich american dream, mają nadzieję, że "tu będzie cudownie". Nie żyją metafizyką. Walczą o przetrwanie, o najbardziej podstawowe potrzeby. On po raz pierwszy w życiu zakłada garnitur i z teczką pod pachą, niesie CV na pierwszą w życiu rozmowę kwalifikacyjną, jest całkowicie stremowany i zagubiony. Ona całuje go na pożegnanie i czeka, marząc o lepszym życiu, "dotknięciu nieba" z balkonu luksusowego apartamentu w drapaczu chmur, który kiedyś kupią, jeśli uda im się odłożyć dużo pieniędzy.

Losy przybyszów splatają się z życiem pary "z wyższej sfery", która zostaje ich chlebodawcami. Prezes (Artur Janda) i jego Żona (Monika Łopuszyńska ) nie mają już złudzeń, ich życie, choć wydaje się być rodem z okładek kolorowych magazynów, bardziej przypomina piekło samotności, niezrozumienia, zdrady, kompleksów i pogardy. Są niewolnikami pracy, która gwarantuje im utrzymanie wysokiej pozycji w społeczeństwie. Spotkanie par nieuchronnie prowadzi do tragedii, co dla Jego i Jej oznacza utratę niewinności.

Porządek symboliczny miesza się w "Psalmie" z bardzo dosłownym odczytaniem biblijnych motywów. W Psalmie 23, który puentuje spektakl, pełno odniesień do tematu znalezienia własnego miejsca na ziemi, ułożenia sobie życia, poszukiwania "zielonych pastwisk" i wód. Odczytanie utworu w kontekście ziemskiej wędrówki jest odkrywcze. Jerzy Lach wątek dwóch małżeństw zaczerpnął z debiutanckiej powieści Imbolo Mbue "My, marzyciele". Historia szofera, członka ścisłego kierownictwa korporacji Lehman Brothers, sprawdza się w libretcie, choć operowa forma wymusza skróty i uproszczenia. Otrzymujemy operę, w której właściwie nie ma arii, jedynie melorecytatywy, co bywa czasem trudne w odbiorze. Muzyka pianisty Krzysztofa Kozłowskiego, choć momentami dość ciężka, stanowi istotne tło libretta, jest pierwiastkiem zza światów.

Na pierwszy plan wysuwa się gra aktorska. Oprócz śpiewaków kreujących główne role, którzy wypadają przekonująco, atmosferę przedstawienia buduje zgrany zespół Teatru Warszawskiego Centrum Pantomimy. Bez nich i ruchu scenicznego opracowanego przez dyrektora Bartłomieja Ostapczuka, "Psalm" z pewnością nie byłby taki udany. Zapadają w pamięć rozwibrowana scena alkoholowo-narkotykowej imprezy i symboliczna scena pogrzebu.

Nie sposób nie wspomnieć o prostej, pomysłowej scenografii Sławomira Szondelmajera. Czarne zastawki z zakratowanymi oknami. ogrywane, przesuwane przez aktorów, przemieniają się to w mur, to w kanał, to w konfesjonał. Oprócz nich pojawiają się wyraziste znaki, jak jaskrawoczerwona, skórzana kanapa w salonie Prezesa i Prezesowej.

Pierwsze przedstawienie Teatru Opera Modern, będącego niejako kontynuacją Sceny Młodych Warszawskiej Opery Kameralnej, jest ożywczym, oryginalnym eksperymentem, dowodem na to, że w zracjonalizowanym świecie korpomowy nie brak operowych tematów, wielkich tragedii i namiętności. Trzymam kciuki za zespół i jestem ciekawa kolejnych premier.

Zuzanna Liszewska
e-teatr.pl
11 września 2017

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia