Złapać dystans wobec siebie
rozmowa z Adamem WoronowiczemRozmowa z ADAMEM WORONOWICZEM o spektaklu Grzegorza Jarzyny "Między nami dobrze jest".
W ramach Festiwalu "Boska Komedia" zobaczymy głośny i wielokrotnie nagradzany spektakl Grzegorza Jarzyny "Między nami dobrze jest" wg dramatu Doroty Masłowskiej. Gorzki obraz Polski i Polaka zafundujecie krakowskim widzom?
- Pewnie chwilami gorzki, ale przede wszystkim prawdziwy.
Trzypokoleniowa rodzina kobiet u Masłowskiej opisana z niebywałym słuchem językowym pokazuje nam się jako świat dość makabryczny i rozbity, pełen narodowych stereotypów. Pokazuje niechęć Polaków do Polski i frustrację wynikającą z bycia Polakiem. Ten obraz nie skłania do radości...
- My, Polacy, nie mamy w ostatnich latach tak wielu powodów do radości. Ale przecież nie jest to obraz nas wszystkich, tylko pewnej części społeczności. Masłowska bardzo trafnie podsłuchała język, jakim porozumiewamy się, jej dialogi są chwilami groteskowe, a celność w zderzeniu języków i sposobów myślenia, funkcjonowania trzech pokoleń pokazują ten brak międzypokoleniowego porozumienia bohaterów umieszczonych w zrujnowanej warszawskiej kamienicy czynszowej.
Panorama polskiego społeczeństwa jest równie plastyczna jak ponura, na naszych oczach następuje rozpad społeczny w przejaskrawionych barwach, ale ten śmiech grzęźnie widzowi w gardle...
- To prawda. A wszystko to zmierza do pytania o naszą narodową tożsamość. Pytania zadawanego z dużym dystansem, poczuciem humoru i dowcipnym językiem.
Czy zgadza się Pan ze stwierdzeniem autorki, że w tym obnażaniu polskich stereotypów "jest moja afirmacja bycia Polką i polskości, totalnie dzisiaj wyszydzonej, zmieszanej z błotem i traktowanej jako skaza, jako policzek wymierzony przez los w moim pokoleniu"?
- Coś w tym jest. Ostatnia scena z naszego spektaklu - nie będziemy jej tutaj zdradzać - jest dowodem na to, jak nasza historia zaciążyła na nas. Te narodowe rany, ten garb historii odbija się na naszym narodowym charakterze. "Historia przeszła się po nas fest a fest" - możemy powiedzieć za Białoszewskim. Jak byśmy nie uciekali od naszej historii XX wieku, to ona i tak nas dopadnie. I ten garb wciąż nam ciąży. A Masłowską drażnią nasze kompleksy, chce, abyśmy wreszcie złapali właściwy oddech.
Dramat został napisany na zamówienie berlińskiego teatru Schaubuhne, tam też, na międzynarodowym festiwalu, grane były cztery przedstawienia - jak je przyjęła niemiecka publiczność?
- Sądząc po recenzjach i reakcjach - fantastycznie. Wszyscy mieliśmy poczucie sukcesu. Byłem świadkiem sceny, kiedy po spektaklu do pani Danusi Szaflarskiej podeszła kobieta i ze łzami w oczach powiedziała, że dopiero teraz tak wiele spraw zrozumiała. Myślę, że ten spektakl był bardzo potrzebny tak Niemcom, jak i nam, Polakom. Gdzieś w tym przedstawieniu spotkaliśmy się. Ta ostatnia scena, raz jeszcze podkreślam, bardzo wiele wyjaśnia. Już dawno nie czułem, że pracuję nad spektaklem, który jest tak potrzebny. Mam nadzieję, że to przedstawienie, bardzo dla mnie ważne, pozwoli widzom złapać dystans wobec siebie samych. Zdrowo jest pośmiać się z samych siebie. Mniej wówczas mamy wrzodów na żołądku.