Zło warte grzechu

"Makbet" - reż: Marek Grzesiński - Opera Bałtycka w Gdańsku

Obecność Makbeta Verdiego na polskich scenach to niemal fenomen kultury operowej w naszym kraju - większość dzieł z jego pierwszego okresu twórczości, nawet te najbardziej udane, jak Atylla czy Luisa Miller nie doczekały się ani jednej inscenizacji w polskich teatrach, Makbet zaś miał kilka: w Warszawie, Gdańsku, Łodzi, Poznaniu i Krakowie; w ostatnim ćwierćwieczu była to bodaj najczęściej grana u nas - oprócz Rigoletta i Traviaty - opera Verdiego.

Można to tłumaczyć nośnością tematu, który zyskał na znaczeniu w czasach transformacji ustroju i narodzin nowych elit władzy. A może był to owczy pęd, który - niestety - cechuje życie operowe w Polsce. Tak czy inaczej, lawinę zainteresowania szekspirowską operą Verdiego wywołała inscenizacja Marka Grzesińskiego w stołecznym Teatrze Wielkim w 1985 roku, która rozpoczynała się od spektakularnej sceny desantu fruwających czarownic. Reżyser, znany z przywiązania do dzieł, które już raz inscenizował, pracuje obecnie nad nową inscenizacją Makbeta; we wrześniu zainauguruje ona sezon w kierowanej przez niego Operze Bałtyckiej. Tymczasem zespół teatru przygotował koncertowe wykonanie dzieła: 27 czerwca zamknęło ono sezon 2009/2010.

Przy tej okazji dodajmy: sezon bardzo udany, którego najokazalszym owocem była premiera Ariadny na Naxos Richarda Straussa; gdański zespół pokazał ją także na scenie Teatru Narodowego 9 czerwca, na gościnnych występach w stolicy. Wykonanie Makbeta potwierdziło coraz lepszą kondycję artystyczną Opery Bałtyckiej - orkiestra teatru, którą od dwóch lat kieruje Jose Maria Florencio, to nie ten sam zespół, co przed kilku laty: gra precyzyjnie, z lekkością, fantazją i zapałem; popracować jeszcze trzeba nad gęstością i barwą brzmienia, choć na to wpływ mają przecież nie tylko umiejętności muzyków, także jakość instrumentów pozostających w ich dyspozycji. Makbet w interpretacji Jose" Marii Florśncia dowiódł niezbicie, jak wspaniale dyrygent ten rozumie muzykę operową: każdy ansambl dopracował w najmniejszym szczególe, dbając o potoczystą narrację i dramatyczne napięcie w kluczowych scenach; eteryczna, odrealniona partia smyczków w scenie obłędu Lady Makbet zabrzmiała zniewalająco. Jedynie chór sprawiał czasem zawód niepewną intonacją i zgaszoną barwą, zwłaszcza jego żeńska część -pierwsza scena czarownic wymaga jeszcze dopracowania.

Na nie mniejsze uznanie zasługuje dbałość, z jaką obecna dyrekcja Opery Bałtyckiej stara się dobierać obsady spektakli, wspierając jednocześnie kariery młodych śpiewaków; w Makbecie, u boku doświadczonego Mikołaja Zalasińskiego w partii tytułowej, jako Lady Makbet wystąpiła Katarzyna Hołysz, młoda śpiewaczka z Poznania, debiutująca w tej trudnej wokalnie i aktorsko partii. I była klasą samą dla siebie - taka interpretacja może być ozdobą czołowych scen, nie tylko w Polsce. Ciekawe, że Hołysz, która jeszcze niedawno śpiewała mezzosopranem, z wielkim sukcesem podejmuje się w ostatnich sezonach wykonywania partii sopranowych, czego dowodzą jej występy w Ariadnie na Naxos, Halce, Fideliu oraz Wolnym strzelcu. Już dobór repertuaru wskazuje, że Hołysz dysponuje głosem spinlo; istotnie - tnie powietrze jak brzytwa i brzmi swobodnie w górze skali, ale zachowuje przy tym ładną, ciepłą barwę i krągłość tonu. Nie są to wprawdzie cechy, których Verdi oczekiwał od głosu Lady Makbet, Hołysz znalazła jednak klucz interpretacyjny: jej bohaterka jest tyleż demoniczna, co pełna seksapilu; rzadko można usłyszeć wykonanie tej partii pełne równie kusicielskiej siły. Pozostali śpiewacy MIKOŁAJ ZALASIŃSKI (Makbet), KATARZYNA HOŁYSZ (Lady Makbet) znaleźli się w jej cieniu: i Mikołaj Zalasiński, który bardziej dbał o werystyczną z ducha ekspresję kosztem urody Verdiowskiej frazy, i Daniel Borowski śpiewający Banka, i Paweł Skałuba wykonujący partię Makdufa.

Bartosz Kamiński
Ruch Muzyczny
13 sierpnia 2010

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia