Złośnica naszych czasów

"Poskromienie złośnicy" - reż. Krzysztof Babicki - Nowy Teatr im. Witkacego w Słupsku

Słupskiemu Nowemu Teatrowi nareszcie udało się zrealizować klasyczny tekst w sposób nowoczesny, a przy tym strawny dla widzów. Publiczność czekała na to dziesięć lat.

Z dużymi obawami przyjąłem informację, że Nowy Teatr przygotowuje nowoczesne "Poskromienie złośnicy" Williama Szekspira. Bo to, że nasi aktorzy umieją przenosić na scenę klasykę czytaną dosłownie, udowodnili m.in. wystawiając takie pozycje, jak "Romeo i Julia" oraz "Sofokles - Edyp i Antygona". Obie te sztuki grane są na scenach całej Polski, osiągając imponującą w każdym, nawet największym teatrze, liczbę ponad 200 przedstawień. Niestety, gdy reżyser proponował ujęcie nieklasyczne, kończyło się porażką. Tak było z "Szaloną lokomotywą", "Galaktyką Szekspir", "Weselem Figara" czy ostatnio z "Księżniczką na opak wywróconą". Te tytuły spadły z afisza szybciej, niż się na nim pojawiły.

Gdy więc okazało się, że po marcowej "Księżniczce..." Nowy Teatr zdecydował się na kolejną próbę zmierzenia się z klasycznym tekstem w nieklasyczny sposób, wiedziałem, że wiele ryzykuje. W przypadku kolejnego niepowodzenia publiczność mogłaby się odsunąć od teatru.

Na szczęście Krzysztofowi Babickiemu, trójmiejskiemu reżyserowi, dyrektorowi artystycznemu Teatru Miejskiego w Gdyni, udało się to, co nie udało się jeszcze nikomu w Słupsku - przeczytać XVI-wieczny tekst językiem XXI wieku w taki sposób, by było to atrakcyjne i zrozumiałe dla publiczności. "Poskromieniem złośnicy" Nowy Teatr pokazał, że można dobrze uwspółcześnić klasyczny tekst.

Po nadętej i chaotycznej "Księżniczce..." publiczność zobaczyła przedstawienie lekkie, spójne, czytelne i dopracowane. Ascetyczna scenografia Marka Brauna ograniczyła się do szafy i dwóch kufrów. Taka umowność wystarczyła, by wykreować świat narysowany przez Szekspira. Współczesne kostiumy dopełniały elementy z epoki. Nie było w tym dysonansu. Przeciwnie - realizatorzy bawili się nimi razem z widzami. Poczucie lekkości potęgowała też muzyka Janusza Grzywacza.

Aktorzy na scenie byli pewni i zdyscyplinowani. Paulina Fonferek (Katarzyna, tytułowa złośnica) i Igor Chmielnik (Petruchio, który ją ujarzmił) z każdą sceną grali coraz lepiej, coraz bardziej wyraziście. W konsekwencji stworzyli bardzo udane kreacje, podobnie jak pozostali aktorzy.

Po dziesięciu latach istnienia w Nowym Teatrze nareszcie powstał spektakl dla tych, którzy tęsknią za powiewem świeżości, ale świeżości mądrej, przemyślanej

Daniel Klusek
Głos Pomorza
10 czerwca 2014

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia