Złowieszcze ciarki

"Przed odejściem w stan spoczynku" - reż. Grzegorz Wiśniewski Teatr im. S. Jaracza w Łodzi

Kolacja z okazji urodzin Heinricha Himmlera, wygrywane na fortepianie muzyczne pasaże, pieczołowite szczotkowanie munduru, którego od 10 lat nie można oficjalnie założyć, sentymentalne przeglądanie zdjęć będących dowodem największych zbrodni XX wieku - przejawy pustoszącej umysły choroby niemieckiej rodziny oglądamy w spektaklu "Przed odejściem w stan spoczynku" jak pod lupą. W Jaraczu powstało przedstawienie przerażające w wymowie, zachwycające jednak aktorskimi kreacjami. Już kilka minut wystarczy, by uświadomić sobie, że to teatralna perełka

Niełatwo sobie wyobrazić zrealizowanie spektaklu trudniejszego dla aktorów i dla widza -oglądanie domu, w którym nazizm wciąż jest obowiązującą i jedyną religią jest bolesne, trudne do zaakceptowania. Grzegorz Wiśniewski dokonał perwersyjnego zabiegu - pozwolił na poznanie logicznego toku myślenia bohaterów, na zrozumienie ich motywacji, pokazał genezę zbrodniczych instynktów przez pryzmat niewinnych obrazków z życia rodziny, która bywała w teatrze, kochała operę, miłowała literaturę. Oto patrzymy na trójkę rodzeństwa: byłego zastępcę komendanta obozu koncentracyjnego Rudolfa (Andrzej Wichrowski), zapatrzoną w niego siostrę Werę (Milena Lisiecka) oraz sparaliżowaną, poruszającą się na wózku inwalidzkim Klarę (Matylda Paszczenko), którą w każde święto za jej wywrotowe poglądy rodzeństwo ubiera w więzienny pasiak. Od zakończenia wojny minęło 10 lat, lecz były żołnierz SS i jego siostra dalecy są od weryfikacji swoich przekonań. Najważniejszym dniem roku są urodziny Himmlera, wielkiego zbrodniarza II wojny światowej, twórcy Gestapo i SS. Wera oczekując na powrót brata, który obecnie (o ironio!) pełni funkcję prezesa sądu najwyższego stojąc na straży sprawiedliwości. Kobieta pastuje Rudolfowi buty, szczotkuje mundur przypominający o zbrodniczej przeszłości, przygotowuje także wystawną kolację z szampanem. Kiedy zasiądą przy jednym stole z uwielbieniem oglądać będą zdjęcia z obozów koncentracyjnych i inne pamiątki rodzinne będące powodem dumy „prawdziwych Niemców”. Kazirodczy związek rodzeństwa oraz przeżycia niezgadzającej się z domownikami, lecz uzależnionej od nich sparaliżowanej Klary składają się na przerażający obraz rodziny, w której pojęcie normy dalekie jest od tego, co zwykliśmy uznawać za przejawy zdrowia psychicznego.

Scenografia w pierwszej części przedstawienia składa się wyłącznie z czarnych i białych elementów - czarny fortepian (Wera umiłowanie muzyki odziedziczyła po ojcu), pokrowce na ubrania, w których znajdują się różne przedmioty (m.in. słynny rodzinny album, księga wspomnień dawnej świetności), deska do prasowania tego samego koloru, czy fotel są doskonale widoczne na tle ścian zbudowanych z białej półprzezroczystej folii, która izoluje mieszkanie od świata. Kolorystyka doskonale odzwierciedla światopogląd Rudolfa i Wery, ich podejście do ludzi, którzy są z nimi albo przeciw nim, nie ma innej możliwości. To tu, w zaciszu domowym narodziły się zbrodnie, których wykonanie było tylko kwestią czasu i środków. Sadyzm rodzeństwo ma we krwi - znęcają się nad sobą nawzajem, lecz Werze nie wystarcza pastwienie się nad przykutą do wózka inwalidzkiego Klarą, zatrudniła więc głuchoniemą służącą, by w jej domu znajdowała się kolejna ofiara. Rudolf wykorzystuje wiernopoddańczą postawę zapatrzonej w niego Klary, której miłość dawno przekroczyła granice uczucia, jakim powinno się darzyć brata. Sadyzm, który od dzieciństwa był częścią ich rzeczywistości wiele lat później przybrał formę jednej z największych zbrodniczych organizacji w dziejach ludzkości - bycie jej członkiem dla bohaterów spektaklu wciąż jest dowodem na wyższość i doskonałość „prawdziwych Niemców”.

W drugiej części przedstawienia dominuje czerwień - do głosu dojdą namiętności, poleje się krew. Aktorzy siedzą przy stole spożywając urodzinową kolację, wznosząc toast za powrót starego porządku. W tle znajduje się teatralna widownia, z balkonu której zwisają nazistowskie flagi pokryte swastykami. Na najwyższym z balkonów stoi pojedynczy fotel, tron czekający na kolejnego przywódcę, który sprawi, że „prawdziwi Niemcy” znowu dojdą do władzy, będą mogli ponownie oczyszczać świat z Żydów i im podobnych. Moment, w którym Rudolf zrozumie, że tron pozostanie pusty, że to koniec jego misji, uwieńczony zostanie samobójczym wystrzałem z pistoletu (u Bernharda Rudolf umiera na zawał). Nawet w ostatniej sekundzie życia bohater nie będzie w stanie pojąć, jak to się stało, że niegdysiejsi bohaterowie i gotowi na wszelkie poświecenia patrioci muszą ukrywać się w swoich domach zamiast dumnie kroczyć ulicami miasta.

Jednak nawet bez pomysłowej, dopracowanej scenografii spektakl Grzegorza Wiśniewskiego miałby duże szanse zostania scenicznym arcydziełem, tu bowiem najważniejsi są aktorzy. Szał Rudolfa, jego niezgoda na panujący po wojnie porządek, pragnienie powrotu do dawnych Niemiec - każdy element teatralnej partytury został odegrany przez Andrzeja Wichrowskiego z rzadko spotykaną wirtuozerią. Zachwycały umiejętnościami warsztatowymi także panie, których bohaterki były przerażająco prawdziwe - rola kaleki, która w drugiej części przedstawienia nie mówi ani słowa to niezwykle trudne zadanie, z którym Matylda Paszczenko poradziła sobie doskonale. Postać Wery uderzała natomiast bezgraniczną, bezwarunkową miłością do potwora. Dramat zaczął się na poziomie relacji rodzinnych i w rodzinie się zakończył. To tu bohaterowie nauczyli się, że kto czyni dobro, ten ma wielu wrogów. Czy ciarki na plecach widzów będą wystarczającym sygnałem do przemyślenia mechanizmu, który rządzi także wieloma aspektami naszej rzeczywistości?

Olga Ptak
Dziennik Teatralny Łódź
29 września 2010

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia