Zmiana formuły

8. Opera Rara

Krakowski cykl od tego roku, zgodnie z koncepcją Jana Tomasza Adamusa i reprezentującego Krakowskie Biuro Festiwalowe Roberta Piaskowskiego, przybrał formę festiwalu. Program inauguracyjnej edycji wychodzi poza dotychczas prezentowaną operę barokową, otwierając się na inne epoki i gatunki. A także na szerszą publiczność, czego dowodem jest widowiskowy spektakl "Le Carnaval Baroque" zaprezentowany przez Le Poeme Harmonique w Teatrze im. Słowackiego 18 stycznia (reż. Cecile Roussat i Julien Lubek, premiera 2006).

Wizytówką francuskiej grupy - dziecka Vincenta Dumestre'a - jest uteatralizowany barok i multidyscyplinarność artystyczna. Wystąpił kwartet wokalny, septet instrumentalny pod kierunkiem grającego na gitarze barokowej i teorbie szefa oraz szóstka mimów i akrobatów. Za pomocą cyrkowych elementów (akrobatyka na linie, drążku i obręczy, żonglerka, klaunady) przywołano atmosferę i zwyczaje XVII-wiecznego rzymskiego mięsopustu: uczty, parady, tańce, święta, zabawy i bijatyki. Efektowne, choć nużące z czasem popisy zręczności zdominowały warstwę muzyczną - wyraźnie użytkową, rozrywkową, o repetytywnym charakterze. Złożyły się na nią głównie utwory Jeana de Malettiego i franciszkanina Giovanniego Battisty Fasola. Z muzyków najbardziej ujął mnie alt Claire Lefilliatre, z utworów - lamenty, w tym pastisz Lament nosa. Właśnie, nos: to na nim jeden z akrobatów niósł teorbę i na nim zagrali Francuzi przyzwyczajonym do uduchowionych uczt muzycznych widzom cyklu Opera Rara.

Muzyka repetytywna - sensu stricto i z biegunowo odmiennym efektem - królowała podczas trzech kolejnych dni festiwalu (20-22.01), kiedy w auli przy klasztorze Franciszkanów prezentowano "A Madrigal Opera"[na zdjęciu] Philipa Glassa z 1979 roku. To trzecia opera amerykańskiego minimalisty wystawiona w Polsce, tym razem powierzona reżyserowi teatralnemu Krzysztofowi Garbaczewskiemu. Utwór szczególny: kameralny (na sześć głosów śpiewających na sylabach, skrzypce i altówkę), a w warstwie dramaturgicznej stanowiący work in progress - nie ma libretta lub choćby didaskaliów, umożliwia reżyserom tworzenie każdorazowo autorskich wizji. Ten punkt wyjścia bardzo odpowiadał Garbaczewskiemu. Przede wszystkim zaufał muzyce - jej obsesyjnej powtarzalności, bezradnemu kręceniu się w kółko z rzadkimi jedynie, krótkimi i chaotycznymi wyzwoleniami i kulminacjami.

Owe muzyczne fluktuacje zostały oddane w choreografii Izabeli Szostak: szóstka tancerzy (w tym ona sama) nieustannie walczyła ze swego rodzaju białą magmą - ambalażami, czyli białymi prześcieradłami i workami zakrywającymi im głowy. Zaczęli od bolesnych narodzin, poprzez niezborne ruchy, początkową nieświadomość ciała, potem sugestię uczuć bądź tylko fizjologii, aż po wspólny taniec w części drugiej. Z niego - na wzór glassowskiego chóru i solowego kontrapunktu instrumentu - wyobcowuje się jedna osoba. Wizja Garbaczewskiego to imaginacyjne ucieleśnienie-awatar sztucznej inteligencji i wynikające z niego nieprzewidziane konsekwencje.

Dla mnie jednak całość stała się metaforą przypadkowości ludzkiego losu, walk i upadków, życia jako wyrwania się na mgnienie z nicości. Zasugerował to zresztą reżyser, każąc tancerzom w drugiej części czytać teksty - w tym rubajjat Omara Chajjama - o znikomości człowieka. Wszechobecną biel (kostiumy i maski wykonawców, worki i sama aula Franciszkanów) oraz dziwaczność i spotwornienie kształtów i ruchów odczytałam jako swego rodzaju panopticum, jako Sąd Ostateczny Boscha w Dolinie Cedronu Ku Klux Klanu. Arcytrudnego zadania muzycznego - wymagającego ogromnego skupienia i precyzji, zwłaszcza rytmicznej - podjęli się z doskonałym skutkiem śpiewacy Capelli Cracoviensis, zwłaszcza dwójka solistów: Radosław Pujanek (skrzypce) i Aneta Dumanowska (altówka), którym mimo okazjonalnych wpadek intonacyjnych należą się duże brawa. Piękny, zapadający w pamięć spektakl.

27 stycznia w Teatrze im. Słowackiego powrócono do poprzedniej formuły: po raz pierwszy w Polsce usłyszeliśmy koncertowe wykonanie "Germanico in Germania" Nicoli Porpory. Libretto Nicoli Coluzziego, biorące za punkt wyjścia germańskie podboje tytułowego rzymskiego wodza, to fikcyjna i dość sztampowa historia o walce, miłości i nienawiści. Trzyipółgodzinna opera również w warstwie muzycznej nie unika sztampy: 1 akt to seria arcywirtuozowskich, lecz fabrycznych niemal arii. Na szczęście w akcie II dochodzi do głosu prawdziwie piękny liryzm, kontynuowany częściowo w akcie finałowym. Chorwacki kontratenor Max Emanuel Cenćić jako Germanico po raz kolejny potwierdził swą olśniewającą wirtuozerię, siłę głosu i wyrazistość interpretacji - choćby w energetycznej arii "Cual turbine che scende".

Równie rzęsiste i zasłużone oklaski jak Cenćić zebrały rosyjska sopranistka Julia Lezhneva (Ersina) i grecka mezzosopranistka Mary-Ellen Nesi (Armino). Pierwsza jest właścicielką unikatowego głosu, a jej niebywała wręcz technika sprawia, że najbardziej karkołomne koloratury brzmią jakby wykonywała je od niechcenia (arie Se sposa d'un Romano i Se possonoi tuoi rai). Głos drugiej też urzeka barwą - głęboką i szlachetną - a przy tym dramatyzmem i głębokim liryzmem, jak w najpiękniejszej arii opery "Parto, ti lascio" z II aktu. Przy takiej konkurencji niezły sopran Rosjanki Dilyary Idrisovej (Rosmonda) musiał zejść na drugi plan, podobnie jak tenor Węgra Gyórgya Hanczara (Segeste). Najsłabsze ogniwo stanowiła Marzena Lubaszka (Cecina), trzeba jednak pamiętać, że podjęła się nagłego zastępstwa. Śpiewakom towarzyszyła kierowana od klawesynu przez Jana Tomasza Adamusa Capella Cracoviensis - z precyzją i energią (i spektakularną wpadką rogów w otwierającej sinfonii).

Uzupełnieniem festiwalu były dwa recitale w auli Collegium Novum UJ (26 i 29.01). Usłyszeliśmy austriacką mezzosopranistkę Michaelę Selinger i pianistę Mariusza Klimsiaka z pieśniami małżeństwa Schumannów, Brahmsa i Berga oraz "Fetes galantes" Debussy'ego. Ciepłej barwie śpiewaczki służyły najbardziej te ostatnie (Clair de lune), zaś pełnej kultury i niuansów ekspresji - liryki Brahmsa (Die Mainacht). Dużo mocniejsze wrażenie wywarł jednak baryton Petera Harveya. Śpiewak, specjalizujący się w oratoriach barokowych, przedstawił słynny cykl "Winterreise" Schuberta. Obdarzony męskim, mocnym i dźwięcznym głosem Harvey, wspierany czujnie i precyzyjnie przez pianistę Rogera Vignolesa, kapitalnie interpretował psychologiczne mroki dzieła (tragiczna Der greise Kopf), dowodząc swej wrażliwości na słowo i nie lada umiejętności aktorskich (quasi-dialog w Die Krahe i Dos Wirtshaus).

Monika Partyk
Ruch Muzyczny
7 marca 2017

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...