Zmiany są nieuniknione
rozmowa z Krzysztofem BabickimMam nadzieję, że w ciągu dwóch najbliższych sezonów pojawią się w Gdyni nazwiska istotne w polskim teatrze. Oczywiście, według mojej oceny. Każdy ma bowiem swój własny prywatny ranking tego, co jest ważne - mówi reżyser Krzysztof Babicki, nowy dyrektor artystyczny Teatru Miejskiego im. Witolda Gombrowicza w Gdyni
Grażyna Antoniewicz: Kiedy obejmował Pan teatr w Lublinie, miał on kłopoty z frekwencją. Podobna sytuacja jest teraz w Gdyni.
Krzysztof Babicki: Na początku bardzo nie lubiłem publiczności lubelskiej, kiedy nie przychodziła do teatru, ale potem z sezonu na sezon wydawała mi się coraz lepsza. Może dlatego, że i teatr był coraz lepszy. Mam nadzieję, że publiczność nie tylko z Gdyni, ale i Trójmiasta będzie chciała do Teatru im. Gombrowicza przychodzić. Trzeba reżyserować przedstawienia, a nie publiczność.
Czy Scena Letnia w Orłowie zostaje?
Tak, uważam, że jej stworzenie przed laty było świetnym pomysłem Julii Wernio. Bardzo bym chciał, żeby ostatnia premiera w sezonie odbywała się na Scenie Letniej. Planuję, że w lipcu i sierpniu sztuka byłaby grana w plenerze, z tą różnicą, że spektakl nie zejdzie z afisza, tylko wystawiany potem będzie przez cały sezon. Jak zaprojektować dekoracje, żeby można je było przenieść na dużą scenę, to już problem scenografów. Bardzo bym chciał, żeby była to najlżejsza premiera sezonu. Na pewno nie chcemy grać na plaży Becketta czy Dostojewskiego, tylko coś, co rozjaśni widzom okres wakacyjny.
Gdynia ma ciekawe przestrzenie poindustrialne. Czy myślał Pan o ich wykorzystaniu?
Lubię reżyserować w innej przestrzeni. Spektakl "Wróżby kumaka" według powieści Grassa grany był w mieszkaniu prywatnym we Wrzeszczu. W zeszłym roku czytanie sztuki Małgorzaty Niezabitowskiej odbyło się w Stoczni Gdańskiej. Na pewno będę szukał takich miejsc.
Planuje Pan zmiany w zespole aktorskim?
Zespół znam dość dobrze, bo od stycznia w Teatrze Miejskim obejrzałem sporo przedstawień. Jutro, pojutrze rozpocznę rozmowy z aktorami. Zmiany są nieuniknione.
Aktor zawód wędrowny...
Każdy dyrektor artystyczny ma swoją koncepcję teatru. Myśląc o konkretnym repertuarze, myślę zespołem. Dopiero mając ukształtowany zespół, będę mógł myśleć o repertuarze. Nie wyobrażam sobie, żebym ruszył bez sześciu, siedmiu młodych aktorów. Mam swoich wychowanków w różnych teatrach, którzy ze mną pracowali, a w Lublinie jest kilku znakomitych młodych aktorów, których chętnie bym teraz widział w gdyńskim teatrze.
Rozmawiał już Pan z twórcami, których zamierza zaprosić do współpracy?
Dopiero w tej chwili mam oficjalne podstawy do rozmów. Mam nadzieję, że w ciągu dwóch najbliższych sezonów pojawią się w Gdyni nazwiska istotne w polskim teatrze. Oczywiście, według mojej oceny. Każdy ma bowiem swój własny prywatny ranking tego, co jest ważne.
Jaki będzie repertuar?
Spektakle będą adresowane do różnych widzów. Mam nadzieję, że po kilku sezonach widzowie wrócą do Teatru Miejskiego. Bardzo bym chciał, żeby ten teatr dawał cztery premiery w sezonie. Myślę, że przede wszystkim musimy grać na Dużej Scenie i sprawić, że te trzysta osób będzie do teatru przychodziło co wieczór. Mówienie o premierze na małej scenie to nadużycie, bo to jest tylko foyer.