Zmierzch elit

"Wiśniowy sad" - aut. Anton Czechow - reż. Jan Tomaszewicz - Teatr im. J. Osterwy w Gorzowie Wielkopolskim

Degradacja rosyjskiej szlachty staje się punktem wyjścia do pokazania elit, które licząc na to, że będą zawsze na szczycie, zbyt późno orientują się, że z tego szczytu spadają i nie są w stanie zatrzymać upadku. "Wiśniowy sad" to symbol przebrzmiałej wielkości klas aspirujących do elit i nadchodzącego nowego społeczeństwa, które bez resentymentów wprowadza swoje zasady.

Główna bohaterka Lubow Raniewska po śmierci syna wyjechała za granicę z kochankiem, który ją porzucił i okradł. Obecnie wraz z córką Anią wraca do rodzinnego majątku, w którym rezyduje Gajew - jej brat. Majątek jest zadłużony, a jedyny sposób na wyjście z długów to rozparcelowanie starego wiśniowego sadu, przylegającego do dworu, i sprzedanie go na działki budowlane. Raniewska nie zgadza się na to. Majątek i sad zostają jednak zlicytowane. Nowym właścicielem zostaje Łopachin, syn pańszczyźnianego chłopa, którego kiedyś nie wpuszczano nawet na pokoje.

Majątek, do którego wraca główna bohaterka, jest przesiąknięty pesymistycznym, pełnym mroku nastrojem. Nikt tu nie jest szczęśliwy, a jednak wszyscy tworzą pozory tego szczęścia. W każdym gdzieś tam tli się nadzieja na zmianę, ale coraz słabsza. Rzeczywistość jest jednak zbyt przytłaczająca.

Raniewska jest postacią centralną, wokół której buduje się cała akcja dramatu. Przeżyła kilka tragedii w życiu i powrót do rodzinnego domu wydaje się dla niej być lekarstwem, a przynajmniej jakąś przystanią. Ale to już nie jest ten sam majątek, który dawał jej szczęście. Jest zadłużony i nie ma dla niego ratunku. Trzeba sprzedać. Trzeba zerwać ostatnią nić wiążącą ją z dawnym życiem, które było namiastką szczęśliwości. Grająca Raniewską Marzena Wieczorek buduje postać Raniewskiej oszczędnie. Jest w niej pewne zblazowanie, odgrywanie póz, które miałyby przekonać innych, że wciąż jest wielką panią i dobrze się jej wiedzie, ale kiedy tylko odwraca twarz, kiedy nikt nie patrzy, odkrywa swój smutek i rozpacz. Wie, że wszystko traci, że wraz ze sprzedażą wiśniowego sadu, sprzedaje swoją przeszłość, swoje szczęście, swoje miejsce na ziemi. Marzena Wieczorek gra głównie twarzą, spojrzeniami, grymasem ust, delikatnymi gestami. Kiedy inni nie patrzą, z jej twarzy płynie szczerość emocji zrozpaczonej kobiety, która przegrywa z losem.

Z losem przegrywają też inni. Waria, przybrana córka Raniewskiej, nieszczęśliwie zakochana w Łopachinie, traci w zasadzie wszystko, na czym budowała swoją wizję przyszłości. Traci dom, którego czuła się gospodynią, traci pracę, która jest sensem jej życia, traci mężczyznę, który nie odwzajemnia jej uczuć, a wreszcie traci nadzieję na cokolwiek dobrego. Co prawda znajduje inne zajęcie, ale to jest już tylko smutne zakończenie jej historii. Zamiast zostać żoną i matką, o czym całe życie marzyła, zostaje smutną panną na garnuszku innych. Marta Karmowska stworzyła tę postać tak, że wzbudza największą z wszystkich bohaterów sympatię. Jest subtelna, delikatna, nieśmiała w relacjach damsko-męskich, ale stanowcza w kwestii zarządzania domem. Ideał żony. Ma w sobie pewną energię, która za każdym razem, kiedy pojawia się na scenie, przyciąga uwagę właśnie do niej. To jej najbardziej współczujemy, bo ona jedna z tego towarzystwa nie zasługuje na kiepskie zakończenie, a jednak los nie jest dla niej sprawiedliwy.

Jan Mierzyński jako Łopachin buduje swojego bohatera na głęboko skrywanych emocjach. Nie kreuje go na nowobogackiego, który dzięki pieniądzom może się zemścić na dawnych panach. Nie ma w nim chamstwa, prostactwa. Przypomina trochę Wokulskiego z "Lalki", który wszedł na salony i mocno walczy o to, żeby go na tych salonach traktowano z szacunkiem. Chwilami nawet sprawia wrażenie, jakby mu było żal państwa, którym odbiera majątek, jakby nie do końca był u siebie. A jednak wiemy, że targają nim silne emocje, że musi użyć siły woli, żeby przytrzymać te emocje na wodzy. To kolejna postać mocno przykuwająca uwagę na scenie.

Czary Żołyński jako stary lokaj Firs to człowiek, który stoi twardo na nogach i doskonale zdaje sobie sprawę z tego, co się wokół niego dzieje. Zdecydowanie należy do przeszłości, do starego porządku świata, w którym istniał określony podział ról społecznych i nikt nie miała prawa go zakłócić. Żaden dorobkiewicz, żaden marzyciel, rewolucjonista czy inny zwolennik nowego porządku. Snuje się po scenie i nastawia metronom, który odmierza nieuchronnie przemijający czas. To także jego przemijający czas, o czym doskonale wie. Schorowany i stary wkrótce odejdzie z tego świata, ale może akurat dla niego będzie to zbawieniem.

Ciekawą postać tworzy Bartek Bandura jako Jepichodow. Trochę niezdarny, trochę śmieszny, wykonujący mnóstwo niezgrabnych ruchów. Zakochany w pokojówce Duniaszy oddaje jej szczerze swoje serce. Na tle pozostałych bohaterów przybierających różne maski, on jest szczery w swoich uczuciach, tym bardziej boli jego złamane serce. Najbardziej przykuwa uwagę nie zabawność tej postaci, ale dramat, kiedy ukryty za szafą przygląda się smutnym pożegnaniom, a przede wszystkim porzuconej Duniaszy.

A sama Duniasza w wykonaniu Tiny Popko jest trochę przerysowana. Nie wiem, czy takie było zamierzenie reżysera, czy to pomysł aktorki, ale jest to jedyna postać, w przypadku której aktorka używa nadmiaru środków. Ma to swój urok, kontrastuje z innymi postaciami i z własnymi emocjami, kiedy na końcu Duniasza zdaje sobie sprawę, że źle wybrała adoratora i jej szczęście właśnie się zakończyło.

Ważnym elementem spektaklu jest niewątpliwe muzyka Marka Zalewskiego i choreografia Barka Bandury. W klasycznej scenografii i kostiumach, które ewidentnie kierują nasze skojarzenia ku początkowi XX wieku i ku zmierzchowi pewnej epoki, wprowadzenie baletowych niemal scen z nowoczesną muzyką sprawia, że oglądamy dzieło absolutnie z XXI wieku. Bohaterowie tańczą w różnych konfiguracjach, tworzą ze swoich ciał wymyślne figury, jakby ten taniec miał im zrekompensować bezcelową egzystencję. Zatracają się w tym tańcu, jakby dawał on im jakąś nadzieję, jakby ich wyzwalał z marazmu. To jedyne dynamiczne sceny, które kontrastują z leniwym rytmem upływającego na rozmowach życia.

Jan Tomaszewicz stworzył nastrojowe widowisko w biało - bordowej tonacji kolorystycznej nawiązującej do wiśniowego sadu. Biel to kwitnąca wiśnia, to nadzieja, bordo to wiśnia rodząca owoce, to kwintesencja pełni życia. A kiedy wiśnia przekwita... Coś się kończy, nadchodzi jakiś kataklizm. W tym przedstawieniu nie słyszymy siekier rąbiących drzewa wiśniowe, słyszymy wyjącą syrenę, sygnał alarmowy, który zapowiada upadek starego świata. I wiemy, że tych upadków przeżyliśmy i przeżyjemy jeszcze wiele. Często przez własną głupotę, co Czechow przewidział w 1903 roku pisząc ten dramat.

Obsada: Lubow Raniewska (ziemianka) – Marzena Wieczorek, Jermołaj Łopachin (bogaty kupiec, pochodzenia chłopskiego) – Jan Mierzyński, Ania (córka Raniewskiej) – Joanna Ginda-Lenart, Waria (przybrana córka Raniewskiej) - Marta Karmowska, Leonid Gajew (brat Raniewskiej) - Artur Nełkowski, Siemion Jepichodow (kancelista Raniewskiej) - Bartek Bandura, Szarlota  (guwernantka) – Anna Łaniewska, Piotr Trofimow (korepetytor, student) – Dominik Jakubczak, Borys Simeonow-Piszczyk (ziemianin) - Maciej Kotlarz, Duniasza  (pokojówka) - Tina Popko, Jasza  (młody lokaj) – Oliwer Witek, Firs  (stary lokaj) – Cezary Żołyński, On - Kacper Kubryński.

Autor: Anton Czechow, przekład: Jerzy Jarocki, reżyseria: Jan Tomaszewicz, scenografia, kostiumy, światło: Krzysztof Małachowski, muzyka: Marek Zalewski, ruch sceniczny: Bartek Bandura, produkcja muzyczna: Tymoteusz Zalewski, teksty piosenek: Andrzej Ozga, asystent reżysera: Beata Chorążykiewicz, asystent scenografa: Joanna Sapkowska, autor plakatu: Krzysztof Małachowski.

Premiera 22 marca 2024 r.

Małgorzata Klimczak
Dziennik Teatralny Szczecin
29 maja 2024

Książka tygodnia

Wyklęty lud ziemi
Wydawnictwo Karakter
Fanon Frantz

Trailer tygodnia

Wodzirej
Marcin Liber
Premiera "Wodzireja" w sobotę (8.03) ...