Znaczone karty Klary

"Wizyta starszej pani" - reż. Magdalena Piekorz - Teatr Śląski w Katowicach

"Wizyta starszej pani" Friedricha Dürrenmatta ma ponad 50 lat, a wciąż budzi zainteresowanie teatru i publiczności. Trudno o lepszą rekomendację dla dramatu niż taka długowieczność

Warto jednak pamiętać, że jego interpretacja zmieniała się z upływem czasu. Dürrenmatt napisał tę tragikomedię jako komentarz do sytuacji polityczno-społecznej po II wojnie światowej. Niepokoił go brak wyrzutów sumienia obywateli rodzinnej Szwajcarii, która zyskała bogactwo dzięki wyspekulowanej neutralności (banki gromadziły niemieckie, zrabowane złoto) w czasie działań wojennych.

Podtekst ten szybko poszedł jednak w zapomnienie. Znakomita większość późniejszych inscenizacji Wizyty... eksponowała głównie motyw zawiedzionej miłości, obracającej się po latach w krwiożerczą zemstę skrzywdzonej kobiety. I właśnie tego podskórnego wrzenia emocji zabrakło wielu widzom najnowszej premiery w Teatrze Śląskim, na którego scenie Wizytę starszej pani wyreżyserowała Magdalena Piekorz.

Tymczasem reżyserka zdaje się wracać do początków teatralnego życia sztuki Dürrenmatta i traktuje mściwość głównej bohaterki bardziej jako katalizator wydarzeń niż ich przyczynę. To jest spektakl przede wszystkim o pazerności, odbierającej ludziom rozum i przyzwoitość. I o tym, jak łatwo zapomnieć o wyznawanych wartościach, jeśli można je sprzedać za grubą forsę.

Oczywiście wątek odpowiedzialności Illa za krzywoprzysięstwo i wykorzystanie Klary jest w tym spektaklu obecny, ale nie góruje nad innymi. Mamy nawet wrażenie, że gdyby zdziwaczała pani Zachanassian zażądała głowy kogoś innego, też by ją otrzymała. Wydarzenia toczyłyby się według tego samego scenariusza, bo mieszkańcy miasteczka Güllen nie wytrzymują konfrontacji własnej biedy z cudzym bogactwem. I swojej niezaradności z obietnicą łatwego zysku. Ich skarlałą, biało-czarną mentalność idealnie oddaje scenografia Marcela Sławińskiego i Katarzyny Sobańskiej, utrzymana w komiksowo-graficznej grze brył i barw.

Mądra manipulatorka nie potrzebuje więc wiele czasu, by osiągnąć cel. Dlatego Anna Polony w roli Klary nie czyni z niej potwora. Jej bohaterka to zimna, wyrachowana, choć momentami bawiąca się swoją wszechwładną zamożnością, specjalistka od intryg. Syci się zemstą na Illu, ale z równą pogardą traktuje tych, których do swojej zemsty wynajęła. Widać to w ostatniej scenie, gdy opuszcza miejsce tragedii z obojętna miną, świadoma faktu, że ponosi tylko część odpowiedzialności za popełnioną zbrodnię.

O ile jednak chłodna temperatura spektaklu długo koresponduje z takim odczytaniem sztuki, jaki proponuje Magdalena Piekorz, o tyle ostatnie minuty już się w tej koncepcji nie mieszczą. Konkretnie w scenie śmierci Illa, którą symbolizuje bliżej niezidentyfikowany akrobata, skaczący z balkonu. Przez tych kilkadziesiąt najważniejszych sekund - przecież dokonuje się morderstwo! - nie dzieje się nic, co mogłoby widza poruszyć, nie przeżywamy na widowni żadnego wstrząsu i nic nas nie uwiera w scenicznej rzeczywistości.

A to bardzo osłabia napięcie, tak mozolnie budowane przez cały czas. Zawodzi też Wiesław Sławik, grający Illa. Jego bohater jest jak z drewna, nie zmienia się pod wpływem sytuacji, rozmów, zagrożenia. Nie mamy pojęcia, co przeżywa, czy się boi i dlaczego godzi się na rolę ofiary. Jeśli nawet od reszty mieszkańców miasteczka nie różni go nic, poza przeszłą winą, to przecież on jeden odstaje od tej masy cyborgów, zasłuchanych w szelest wirtualnych pieniędzy...

Henryka Wach-Malicka
Polska Dziennik Zachodni
1 grudnia 2010

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...