Znajdź siebie i bądź sobą

"Od Gustawa-Konrada do ... Antka Boryny" - aut. Ignacy Gogolewski - PIW

IGNACY GOGOLEWSKI napisał kiedyś w swojej książce "Wszyscy jesteśmy aktorami" że każda rola powinna być dla aktora taka, jakby się stało na szczycie Mont Blanc

Dlaczego tak myśli, dociekałam spotykając się z aktorem dziesiątki razy w Warszawie i w Krakowie, nagrywając setki godzin rozmów, z których powstała książka wywiad-rzeka "Od Gustawa Konrada do Antka Boryny". Precyzyjnie, z właściwą sobie skrupulatnością opowiadał mi o swój ej drodze z mazowieckiej prowincji na szczyt aktorskiego Mont Blanc. Z tych rozmów wyłonił się portret artysty, strażnika tradycji, ale takiego strażnika, który otwarty jest na nowe wyzwania. Najlepszym tego dowodem była jego decyzja o przejściu z Teatru Polskiego do Narodowego, prowadzonego wówczas przez Jerzego Grzegorzewskiego, z teatru mieszczańskiego do autorskiego, awangardowego.

Misja, tradycja, profesjonalizm - tak najkrócej można by ująć artystyczne credo Gogolewskiego. Czuje się spadkobiercą swoich nauczycieli z warszawskiej szkoły teatralnej, zwłaszcza Jana Kreczmara. Ten rzadki dzisiaj szacunek dla poprzedników, pokora wobec mistrzów, wdzięczność za to wszystko, co uczynili, aby przekroczył próg teatru, to nie tylko świadectwo skłonności do sentymentalnych wzruszeń i nostalgii, jakie niesie wiek dojrzały. Wyraża się w tym głęboko zakorzenione poczucie ciągłości, autentycznej więzi z poprzednikami, których czuje się uczniem i następcą. Czasem, w chwilach zwątpienia, następcą ostatnim: - Aktor obecnie to bardziej showman,facet od opowiadania anegdot, tancerka, model... Przystojny, ładnie się rusza, mówi nie za bardzo, ale można na niego patrzeć - mówi z żalem.

To będzie dość nietypowy portret artysty, bo sięgający nie w głąb kariery aktora, nie do wspomnień i drogi twórczej, nie do tych setek ról, które zgrał począwszy od Gustawa-Konrada, poprzez Otella do Antka Boryny w filmowych "Chłopach", nie do wyreżyserowanych przez niego spektakli i nie do dyrektorowania teatrami, ale mówiący o tym, co tu i teraz, na głębokiej emeryturze porabia ten, o którym mówią "ostatni prawdziwy romantyk". Portret przypominający kilka nieśmiertelnych prawd o aktorstwie i przybliżający aktorską kondycję Ignacego Gogolewskiego mimo 83 lat, które skończył w czerwcu.

Ten tekst o Ignacym Gogolewskim, wciąż aktywnym aktorze, jest poniekąd moim sentymentalnym powrotem do chwil minionych, do spotkań z aktorem, którego mistrzostwo, ciekawość świata i ludzi wciąż zachwycają. I ta niezwykła zdolność do metamorfoz, o której nieraz pisałam, a która mimo wieku aktora nadal jest obiektem podziwu wielu krytyków i widzów.

Perfekcja, skupienie, pokora - to rzadkie dziś cechy u aktora. Ma je Ignacy Gogolewski, może obecnie największy z polskich aktorów? Dowodem na to jest spektakl "32 omdlenia" przygotowany w Teatrze Polonia Krystyny Jandy. Spektakl, w którym pan Inek wraz z Jerzym Stuhrem i niezmordowaną Jandą stworzyli trzy kreacje aktorskie. Spektakl o życiu, miłości i uśmiechu.

- Teatrowi trzeba oddać się bez reszty, inaczej wszystko na nic - powtarza pan Inek od lat i tej sentencji jest wierny dodając: - Nie chcą nikogo obrażać, ale wydaje misie, że dzisiaj teatr traktuje się jako rzemiosło, a nie posłannictwo. Dziś spotyka się reżyser z dramatopisarzem, coś sobie opowiadają, potem to pokazują. Tyle że to czasem bardzo długo trwa. A ja wyrosłem z teatru, którego fundamentami były posłannictwo i dobra literatura. Mnie ani nagość, ani wulgaryzmy nie ruszają, to zresztą pewnie wkrótce minie. I zacznie się inna moda. "32 omdlenia" to trzy zabawne jednoaktówki: "Niedźwiedź", "Oświadczyny " i "Historia zakulisowa ". Z przyjemnością partneruję w nich Krystynie Jandzie i Jerzemu Stuhrowi, który obchodził 40-łeciepracy artystycznej.

Kiedy odbierał przed dwoma miesiącami, wraz z Anną Polony, Wielką Nagrodę XIII Festiwalu Teatru Polskiego Radia i Telewizji "Dwa Teatry Sopot 2013" powiedział: - Chciałbym, aby przypomniano w telewizji spektakle według Perzyńskiego, Szaniawskiego i Przebyszewskiego. Te z lat osiemdziesiątych w mojej reżyserii. Bo przecież ile razy można oglądać, jak Antek strzela do starego Boryny, przy całym szacunku dla wspaniałego Jana Rybkowskiego i wyreżyserowanych przez niego "Chłopów'?

Kto widział pana Inka niedawno w "Diable w purpurze" w roli kardynała Mazarina, zrozumie, na czym w teatrze polega metamorfoza. Kto słuchał niedawno w Polskim Radiu "Mołotowa" Sławomira Mrożka z udziałem autora i Ignacym Gogolewskim w roli Stalina, ten długo zapamięta tę grozę i zarazem siłę zła w granej przez niego postaci.

Zapytany nie tak dawno przeze mnie, czy doświadczył kiedyś oczyszczającej siły swojej sztuki, odpowiedział: - Owszem. Tworząc rolę, na chwilę zatracam się, tworzę w roli mój punkt widzenia, bo to regeneruje w aktorze człowieka. Chciałbym, aby wszyscy, którzy uprawiają lub będą uprawiać ten zawód, uwierzyli, wbrew okolicznościom zewnętrznym, w terapeutyczną moc sztuki.

"Ostami, co tak poloneza wodzi, ostatni z wielkich, gigant polskiego teatru i filmu" - powiedziała o Ignacym Gogolewskim Joanna Rawik. Czyż nie miała racji? Miejmy nadzieję, że przekonacie się o tym Państwo sami, gdy Telewizja Polska wreszcie zrealizuje swój plan, emitując na żywo "32 omdlenia".

Jakże miło słuchać człowieka, który czuje się w życiu spełniony, choć, jak zauważa, marzenia przerosły go o kilka pięter.

- Zrealizowałem się w pełni, a właściwie z nadwyżką. Choć zawsze człowiek chce czegoś więcej. Ale cytując poetę: "Nie trzeba więcej, niż trzeba". Mówi, że nigdy nie wybiega w przyszłość, że niczego od niej nie oczekuje.

- To ona przychodziła i przychodzi do mnie, oferując garściami zawsze więcej, niżbym oczekiwał.

Kiedy pytam aktora, czy nie żałuje którejś z podjętych decyzji, odpowiada z zadumą: - O swoich rozterkach, błędach najchętniej rozmawiałem z moim wieloletnim przyjacielem, księdzem Bronisławem Bozowskim. Był zapalonym teatromanem, więc problemy światopoglądowe, ale i artystyczne często były przedmiotem naszych dyskusji. Znajdź siebie i bądź sobą - te słowa zapisałem w moim notesie wiele lat temu. Staram się tę maksymę realizować przez całe życie. Choćby przez to, że próbuję zaczynać dzień od uśmiechu, bo to człowieka czyni lepszym. Ale też trochę wżyciu narozrabiałem. I miłości trafiały się różne. Czasami bolesne. Bo czyż można odejść od miłości bez bólu? A teatr? No cóż, jak napisałem w mojej książce: Wszyscy jesteśmy aktorami Z wyjątkiem kilku dobrych komediantów.

Aktora zajmują nie tylko sprawy artystyczne, polityka też jest mu bliska, potrafi się nawet emocjonować bieżącymi wydarzeniami.

- Indywidualność obywateli naszego kraju jest tak rozbudzona, że mamy mnóstwo nowych podziałów. Polska to teatr, w którym każdy monologuje. A mnie Jan Kurnakowicz uczył: "Synu, pauza jest duszą gry!". Bo daje szansę usłyszeć i zrozumieć innych - zwykł mawiać pan Inek.

Czyż w życiu nie jest podobnie?

Jolanta Ciosek
Dziennik Polski
13 sierpnia 2013

Książka tygodnia

Wyklęty lud ziemi
Wydawnictwo Karakter
Fanon Frantz

Trailer tygodnia