Znane piekło czy nieznane niebo?

"Wujaszek Wania" - reż. Andrzej Bubień - Teatr 6. piętro w Warszawie

Czechow – mistrz słowa, celnego wnioskowania, mistrz emocji. Jego dramaty naznaczone niezwykłą wielowymiarowością są również absolutnie multisensoryczne. Czechowa odbiera się nie tylko okiem i uchem, ale, albo może i przede wszystkim, sercem. Czechowowską ucztę serwuje tym razem Teatr 6.piętro, sięgając po spektakl „Wujaszek Wania".

Spektakl w reżyserii Andrzeja Bubienia ogląda się w skupieniu i wyjątkowej czujności. Niewyobrażalną stratą byłoby zgubić choć jedno wzruszenie, jeden gest. Każda emocja jest wiązką energii, strumieniem, który uderza w przestrzeń. Nieskończoną przestrzeń. W nicość. Nicość przeszywającą, bolesną, ale ważną i potrzebną. W „Wujaszku Wani" w Teatrze 6.piętro każdy z bohaterów otoczony jest dźwiękoszczelnym szkłem. Głusi na siebie nawzajem, przede wszystkim są głusi na siebie samych. Swoje pragnienia, swoje emocje, swoje potrzebny.

Kiedy profesor Sieriebriakow (Piotr Machalica) wraz z piękną i sporo młodszą żoną Heleną (Anna Dereszowska) przybywają do swego wiejskiego majątku – zmienia się wszystko. Nie tylko w ich małżeństwie, które już dawno emocjonalnie przestało istnieć. Wśród wszystkich mieszkańców dworku następuje rozproszenie. Smutny, ale znany ład zostaje zachwiany. To idealny moment dla pragnień i tęsknot, by choć na chwilę ujrzały światło dzienne. Przebiły się przez mury pozorów, szarości, świata z plasteliny. I choć krzyczą głośno.. płyną w nicość. Znikają, stają się zwykłą mrzonką, niczym więcej.

Przyjazd wielkiego, szanowanego, uczonego profesora, dotychczas czczonego przez rodzinę jak święty obraz, staje się punktem zwrotnym w szarym scenariuszu tej rodzinnej układanki. Staje, a może raczej mógłby...powinien...

Dotychczas posłuszni, ulegli, oddani, zaczynają się buntować. Przede wszystkim Iwan (Wojciech Malajkat), tytułowy Wujaszek Wania – brat pierwszej żony profesora, do którego dociera, że całe swoje życie poświęcił, by jego szwagier mógł w pełni oddać się pracy naukowej. Po co? Dlaczego? Czy to przyniosło mu szczęście? Czy to przyniosło szczęście komukolwiek...?

Zależności emocjonalne między bohaterami są, jak to u Czechowa, niezwykle silnie zarysowane, mocno kontrastują, chwilami aż iskrzą. Każdy bohater, każda kolejna konstrukcja psychiczna doświadcza chwilowej dezintegracji. Rodzinne układy rozwikłują się, by zapętlić się ponownie i to z o wiele większą mocą. Obserwowany na scenie emocjonalny wielokąt przeraża i absolutnie paraliżuje. Czy ktoś z bohaterów dramatu Czechowa kochał, kocha szczęśliwie? Czy ktokolwiek kiedykolwiek zawalczył o swoje marzenia?

„Wujaszek Wania" w reżyserii Andrzeja Bubienia w Teatrze 6.piętro to spektakl zdecydowanie warty zobaczenia i przeżycia. Jego siła, wielopoziomowość – zachwycają. Bubień zbudował spektakl oparty na relacji, na emocjach. Absolutnym mistrzem tego wieczoru jest Wojciech Malajkat w roli tytułowego Wujaszka Wani. Jego Iwan budzi współczucie, sympatię i złość jednocześnie. Malajkat stworzył postać totalną, jest początkiem i końcem, pytaniem i odpowiedzią. Perfekcyjnie porusza się po jasnych i ciemnych zakamarkach duszy swojego bohatera. Staje się opowieścią samą w sobie. Warsztat Malajkata, jego umiejętności kreacyjne i prawda, którą w sobie niesie są po prostu najwyższej próby. Na uwagę zasługuję także Anna Dereszowska w roli (pięknie) nieszczęśliwej Heleny. Kochającej i niekochanej, kochanej i niekochającej. Dereszowska bardzo oszczędnymi środkami stworzyła postać o niebywałej wręcz konstrukcji psychologicznej i niesamowicie celnie kieruje jej afektami.

Każda z postaci skupia uwagę, każda jest inna i wnosi na scenę swoją emocjonalność. Każda z nich w pewnym sensie jest postacią tragiczną, ale czy można mówić o tragedii, kiedy sami piszemy swoją historię? Kiedy wolimy znane piekło od nieznanego nieba. Kiedy bezradność jest tak wielka, że gotowi jesteśmy posunąć się do czynów ostatecznych i jednocześnie tak bardzo pragniemy spokoju, szczęścia, miłości. Lęk paraliżuje.

„Wujaszek Wania" choć klasyczny – nadal jest absolutnie uniwersalny. Obraz w reżyserii Andrzeja Bubienia nie stracił nic ze swojego tragikomicznego wydźwięku. Spektakl nie jest przeciążony, nie stał się też emocjonalną wydmuszką. Tempo jest wyważone, a znakomita, monumentalna i bardzo inspirująca scenografia i muzyka tworzą spójną całość.

Czechow nie oszczędza widza, czytelnika, słuchacza. Rozcina serce i naprzemiennie nakazuje śmiać się i płakać. Jego dramaty dotykają, jego czujność i przenikliwość niezmiennie straszą i bawią. Wychodząc z teatru w głowie pulsują miliony pytań, wątpliwości. Ile cierpienia jesteśmy w stanie znieść? Czy można żyć i ŻYĆ? Czy można całe swoje istnienie wyjałowić, odsączyć z emocji, pragnień? Można. I to wielka tragedia. Tak wielka, że łatwiej ją zaakceptować niż cokolwiek zmienić. Dzisiaj nazywałoby się to może wychodzeniem ze strefy komfortu. Co prawda trudno mówić o komforcie w przypadku bohaterów Czechowa, niewątpliwie jednak każdy z uczestników tej rodzinnej układanki boi się dokonać jakiejkolwiek zmiany. A nawet jeśli udaje się – choć na chwilę – przełamać lęk, nie starcza im siły i motywacji, by wziąć odpowiedzialność za swoje życie.

Katarzyna Hanna Binkiewicz
krytykat.wordpress.com
21 stycznia 2016
Portrety
Andrzej Bubień

Książka tygodnia

Wyklęty lud ziemi
Wydawnictwo Karakter
Fanon Frantz

Trailer tygodnia

Wodzirej
Marcin Liber
Premiera "Wodzireja" w sobotę (8.03) ...