Znowu przyszli dla Piotra S.

Piwnica pod Baranami

Doroczne "Koncerty dla Piotra S." mają swą tradycję i już trudno sobie bez nich wyobrazić początek nowego roku artystycznego. Trzynasty z kolei, a pierwszy w sali Opery Krakowskiej, znów dał odbiorcom powody do zadowolenia, a nawet wzruszeń.

Na pewno poruszył emocje Miki Obłoński "Serduszkiem", piękną, jakże prawdziwą opowieścią starszego pana (słowa Andrzej Stalony-Dobrzański), oprawioną muzyką Zygmunta Koniecznego. A przy tym ta premierowa piosenka idealnie nawiązała do piwnicznej tradycji. Wzruszyła mnie też Tamara Kalinowska autorską piosenką "O niedoczekaniu", jeszcze jednym niezwykle trafnym nazwaniem damsko-męskich dramatów. I jeszcze, przyznam się, poczułem ucisk w gardle podczas finałowej "Dezyderaty", przecież dziesiątki razy już słyszanej, ale ta, z jej kompozytorem Piotrem Walewskim przy fortepianie, z lekka zwolniona, zabrzmiała jakoś szczególnie. Tylko dla mnie? I jeszcze Mieczysław Święcicki wyjątkowo powściągliwie i zarazem poruszająco zaśpiewał "Nie wołaj mnie"... 

Tyle o wzruszeniach, teraz o zachwytach. Na pewno odczułem ów stan, gdy właśnie Piotr Walewski i Konrad Mastyło grali opracowane przez siebie "taneczne wersje" - jak nazwał je prowadzący koncert Marek Pacuła (kolejny raz w świetnej formie) - piosenek Zygmunta Koniecznego. Znakomity tandem pianistyczny pokazał jakże odmiennie te znane melodie, a kontrapunktujące się "Tomaszów" i "Białe zeszyty" odebrałem jako perełkę. Jeśli w ślad za tym pierwszym spotkaniem nastąpią kolejne, a w konsekwencji powstanie pełen recital i płyta, nie tylko moja, jak sądzę, radość będzie wielka. Podobnie mógł się podobać duet Adriana Konarskiego i Andrzeja Nowaka, w kompozycjach drugiego z nich. 

I jeszcze Marek Bałata, zjawiskowy wokalista, który jako gość zaśpiewał nową kompozycję Andrzeja Zaryckiego; wspaniały efekt godny spotkania dwóch mistrzów... 

Z wielką przyjemnością słuchałem Ewy Wnukowej w piosence Antoniego Mleczki "Czy pan sam pije szampana?" ze słowami Janusza Andermana; oto artystka, która umie zauroczyć śpiewem i wnieść silny pierwiastek kobiecy na scenę. Szczególnie też zabrzmiał "Wiersz do Jonasza Kofty" Jana Kazimierza Siwka, zaśpiewany przez twórcę muzyki Piotra Kubę Kubowicza - liryczny i wymowny. Podobnie "Rocznica" Leszka Wójtowicza; jak zawsze precyzyjnie komentującego nasze tu i teraz, zebrał duże brawa. 

Co jeszcze, kto jeszcze? Beata Malczewska-Starowieyska jako Helena Modrzejewska, pięknie i elegancko obnosząca suknię legendarnej aktorki i własną urodę, dojmująco interpretująca w hołdzie Halinie Wyrodek "Koniugację", z jej repertuaru. I Ola Maurer w nowej piosence Piotra Walewskiego, który, jak wieść niesie, zjeżdża po latach do Krakowa, a też Beata Paluch, zmuszająca do konstatacji, że jako śpiewająca aktorka wciąż nie zażywa sławy na miarę talentu. 

Tyle? Nie. Bo przecież wystąpili jeszcze Anna Szałapak, Beata Rybotycka, Jacek Wójcicki - na ich stałym poziomie, Satyrycznie wieczór dopełnili Czesław Wojtała (w monologu m.in. o ojcu operatorze) i Krzysztof Janicki, chwilami z błyskotliwymi "wiadomościami z kraju i ze świata". Pro domo sua; piosenkę ze słowami Moniki Partyk, niegdyś pojawiającej się na naszych łamach, z muzyką Andrzeja Zaryckiego zaśpiewał sam Jan Nowicki. 

Przyznam natomiast, że nijak nie ujęli mnie (a i publiczności) Jan Kanty Pawluśkiewicz i Grzegorz Turnau, którzy postawili, przy pomocy Przemysława Firka, na happening; żart ów miał ciężar trzymanych przez dwu panów młotów. Hm... 

Nic to, był to wspaniały wieczór, zakończony owacją na stojąco i bisem - "Przychodzimy, odchodzimy"... 

Za rok piwniczanie znów przyjdą, by śpiewać dla Piotra S.

Wacław Krupiński
Dziennik Polski
15 września 2009
Portrety
Joanna Guze

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia