Zobaczyć własne słabości
"Gwoździe " - reż. Cezary Kosiński - Teatr Collegium Nobilium w WarszawieNieco przygnębiająca jest świadomość, że spektakl na podstawie dramatu z 1994 roku pod tytułem „Czołem wbijając gwoździe w podłogę" Erica Bogosiana pozostaje aktualny. „Gwoździe" w reżyserii Cezarego Kosińskigo wystawiane w Collegium Nobilium pokazują nam ludzi nadal poszukujących, po części już złamanych życiem.
Nie znaleźliśmy sensu i porządku w świecie ani a naszych życiach; pozostajemy tak samo zagubieni, tylko media, niezmiennie wywierające na nas wpływ, się unowocześniły. Konsumpcjonizm, stały aspekt naszej egzystencji, pożerający wszelkie marzenia i ambicje.
Uderzający jest artysta, w tej roli Marcin Franc, myślący tylko o sławie i pieniądzach, i tych wszystkich pięknych rzeczach, które sobie za nie kupi. Nawet człowiek, od którego przyzwyczailiśmy się wymagać rzeczy wyższych i piękniejszych, bo przecież takie tworzy nie oparł się próbie doczesności.
Jednak zostaje nam przedstawiony cały katalog postaci: każda szukająca, każda nieusatysfakcjonowana, a jeśli, to na krótko: kolejna działka, kolejne zakupy, sukces w branży płytek ceramicznych i terakoty, szerzenie homofobicznych treści w imię uleczenia świata, słuchanie „wewnętrznego dziecka" gdy ma ochotę na kubek lodów w nocy. Małe „przyjemności" którymi staramy się zagłuszyć wewnętrzne poczucie pustki i braku celu.
Elementy muzyczno-taneczne zdają się podkreślać cukierkowość świata, jaki chcemy widzieć, w jakim chcemy żyć. Czyż nie jest miło i przyjemne usiąść wygodnie przed ekranem i dać się uwieść? I nawet jeśli wiadomości straszą, to wszystko dzieje się przecież tak daleko...
Do wrażliwych widzów, którzy nie chcą opuszczać swojej comfort zone: bądźcie przygotowani na wytykanie palcami i zaczepki ze strony aktorów. Niezwykle ciężko nie dać się wciągnąć w ten spektakl, również dlatego, że przełamane zostają znane nam bariery: aktorzy mówią, że są właśnie w pracy, opowiadają o wielkiej dłoni nad teatrem, żartują z reżysera ( „Czarek-pieczarek!"). Mówią: nic się nie zmieni. Wyjdziesz stąd taki sam, jakim tu wszedłeś. Ale czy na pewno? Przecież po to chodzimy do teatru: żeby wyjść zawsze trochę inni!
Momentami możemy odnosić wrażenie, że mamy do czynienia z osobliwym miszmaszem: tu trochę stand-up'u, tam coś zalatuje coachingiem. Odmienne formy podkreślają indywidualność postaci i uautentyczniają ich przekaz. Naturalnie przecież, najbardziej żywiołowa Zuzka, w tej roli Zuzanna Saporznikow, będzie nas zabawiać, jak każdą publiczność oczekującą rozrywki, podczas gdy ćpunka, grana przez Martę Sutor będzie mówić niby do siebie, nieświadoma otoczenia prosząc o pozwolenie na życie. Artysta nie przestaje bawić się drewnianymi pudłami, większość czasu spędzając „w" nie „na" scenie, na innym poziomie niż pozostali.
Manipulowani przez media, religię i innych ludzi jesteśmy targani, to w jedną, to w drugą stronę, nieustannie poszukując czegoś, co trochę nas od codziennego życia oderwie, a trochę sprawi że „będzie nam się chciało" żyć w ogóle. Tylko co to takiego będzie? Co nas „uratuje"?
Nie znajdziemy jednej odpowiedzi, a raczej znajdziemy kilka, sprzecznych ze sobą. Ale to przecież pytania są najważniejsze, prawda?
„Gwoździe" z pewnością pomagają te pytania postawić, i nawet jeśli poruszane tematy są nam doskonale znane, to czasem dobrze usłyszeć nasze własne myśli wypowiedziane na głos bezpiecznie, bo przez kogoś innego. I na pewno łatwiej jest zobaczyć własne słabości z wygodnego krzesła publiczności patrząc na scenę, ale tak naprawdę w głąb nas samych.