Zorro powrócił. Teraz będzie bawił w Chorzowie
"Zorro" - reż. Jacek Bończyk - Teatr Rozrywki w ChorzowieMa sto lat, ale nigdy się nie zestarzała. Legenda o Zorro, bo o niej mowa, powraca i znów rozpala wyobraźnię młodych i żądnych wrażeń widzów. I to na deskach Teatru Rozrywki. Tym razem chorzowska scena nie zdecydowała się na realizację west endowskiego musicalu, ale postawiła na autorską koncepcję Jacka Bończyka, reżysera i dyrektora artystycznego teatru.
XIX wiek. Słoneczna Kalifornia rządzona przez Hiszpanów. Do tej pory miodem i mlekiem płynąca kraina przemieniła się w miejsce wyzysku mieszkańców dręczonych przez zachłannego komendanta miasta, Monastario i jego żołdaków sciągających nie tylko nadmierne podatki, rekwirujących zboże, ale i przejmujących ziemię z rąk prawowitych właścicieli. Sytuacja zmienia się, gdy do Los Angeles wraca młody Diego de la Vega, który postanawia przeciwstawić się żądnemu władzy Monastario i przywrócić dawny porządek... Przywdziewa znalezioną w stajni maskę i rozpoczyna walkę ze złem, stając się obrońcą uciśnionych... Tak narodziła się legenda o Zorro. Historia ta, zmyślona w 1919 roku przez pisarza Johnstona McCulley'a (powieść „The Curse of Capistrano"), choć oparta na opowieści o kalifornijskim banicie Joaquínie Muriecie, doczekała się wielu ekranizacji filmowych. Najpopularniejszą z nich jest film „Maska Zorro" z 1998 r. w reż. Martina Campbella, z Antonio Banderasem (Alejandro Murrieta), Anthony Hopkinsem (Don Diego de la Vega) i Catherine Zeta-Jones (Elena) w rolach głównych. Powstał też kolumbijsko-amerykański serial przygodowy, będący jedną z najkosztowniejszych telenowel w całej Ameryce Łacińskiej (2007 r.). Teraz po tą popularną opowieść sięgnął Teatr Rozrywki w Chorzowie.
„Zorro" w reż. Jacka Bończyka to dobrze skrojony musical familijny gwarantujący rozrywkę dla całej rodziny. To też pierwsza w tym sezonie produkcja przygotowana na chorzowskiej scenie pod zarządem nowej dyrekcji. Libretto nawiązuje co prawda do dobrze znanej historii, ale opowieść o Zorro zostało twórczo przetworzona. Treść jest klarowna, a akcja prowadzona dynamicznie. Miłe dla ucha i zapadające w pamięci piosenki, przykuwająca uwagę scenografia (schody z XIX-wiecznych hacjend), barwne kostiumy stworzone przez Annę Sekułę i przede wszystkim zróżnicowani bohaterowie – to czyni musical atrakcyjnym dla wymagającego młodego widza.
Musical trwa dwie godziny i jest dedykowany najmłodszym widzom. Reżyser zadbał o podtrzymanie uwagi małych teatromanów wprowadzając postać Dionizego (Kamil Franczak), opowiadacza, tudzież łapacza, bajek nawiązującego kontakt z publicznością i wchodzącego z nią w interakcje. W libretto wpisano także inne postaci skupiające atencję najmłodszych. Są to konie Tornado (Kamil Baron) i Wichurka (Aleksandra Dyjas). Strzałem w dziesiątkę jest zwłaszcza nieco niesforny Tornado, który od razu zdobywa sympatię widzów. Jest też charakterystyczny woźnica/osioł. I choć to postać epizodyczna, drugoplanowa, została tak wykreowana, że nie pozwala o sobie zapomnieć.
W postać tytułowego Zorro wcielił się Maciej Kulmacz, młody aktor, który dołączył do zespołu Teatru Rozrywki we wrześniu tego roku. Natomiast rolę Bernarda, jego wiernego pomocnika gra Hubert Waljewski, znany z fenomenalnej kreacji Zygmunt II Augusta w spektaklu „Stańczyk. Musical" J. Czaplińskiego. I w tym musicalu pokazuje klasę.
Język postaci jest zindywidualizowany, podkreśla ich osobowość i dodaje im autentyczności. Bohaterów (mistrz Cactussaro - Dominik Koralewski oraz kapitan Monastario - Jarosław Czarnecki) obdarzono też charakterystycznymi powiedzonkami (np. „jak pragnę kota"). Autor libretta dążąc do uatrakcyjnienia tekstu stosuje gry słowne (rymujący koń Tornado) i komizm językowy oraz sytuacyjny. Bawi się formą i treścią, wplatając w tekst odwołania do rzeczywistości, bądź aluzje („czasem trawa, czasem zioło i od razu jest wesoło").
Dywersyfikacja na postaci pozytywne i negatywne zaznaczona została także w warstwie muzycznej, za którą odpowiada Zbigniew Krzywański. Zdecydowanie rockowa muzyka przypisana została kapitanowi Monastario, podczas gdy pozostali bohaterowie śpiewają raczej ballady. Jarosław Czarnecki, który wcielił się w żądnego władzy kapitana stworzył pełnokrwistą postać, taką z pazurem. Silny, czysty głos, aparycja, nienaganna prezencja i ten błysk w oku sprawiają, że to on rządzi niepodzielnie na scenie. Grzegorz Policiński odpowiedzialny za reżyserię świateł także zadbał o wyróżnienie Monastario. Jest i poczciwy, choć nieudolny sierżant Garcia (Tomasz Jedz), który bawi publiczność swoimi skłonnościami do objadania się.
„Zorro" to udana premiera, choć nie bez skazy. Głównym mankamentem jest niezbyt trafny dobór odtwórczyni roli Esmeraldy (Ewa Niemotko). Zamiast charyzmatycznej buntowniczki mamy tu eteryczną śpiącą królewnę nie z tej bajki. W piosenkach śpiewanych w duecie z Maciejem Kulmaczem to on wiedzie prym, ciągnąc młodziutką aktorkę za sobą. Niewątpliwie, Ewa Niemotko dysponuje ciekawym głosem, ale czy odnalazła się w granej przez siebie roli?
Chorzowska interpretacja opowieści o tajemniczym obrońcy uciśnionych to musical z happy endem i przesłaniem. W zasadzie można powiedzieć, że to muzyczna przypowieść promująca uniwersalne wartości, piętnująca zło i gloryfikująca dobro, a także nakreślająca panującą od zarania dziejów walkę dobra ze złem, dzięki czemu staje się ponadczasowa. W końcu, zgodnie z piosenką, będącą motywem przewodnim, „Zorro, Zorro. Ty także Zorro możesz być", bo świat superbohaterów wcale nie odszedł w zapomnienie.
Zmieniły się jedynie okoliczności, a dobro można czynić zawsze i wszędzie.