Zwierzenia ptasiomleczkoholiczki waniliowej

rozmowa z Hanną Śleszyńską

"Kobieta pierwotna" litewskiego twórcy Sigitasa Parulskisa, w reżyserii Arkadiusza Jakubika, w adaptacji Cezarego Harasimowicza, z Hanną Śleszyńską w roli tytułowej, po raz DWUSETNY zagościła na deskach teatralnych. 20 listopada, podczas jubileuszowego spektaklu w Teatrze Palladium, pani Hanna dziękowała wszystkim, którzy mieli i nadal mają jakikolwiek wkład w spektakl: panom zaczepianym podczas występu i odpowiadającym na pytania; Panu X, czyli swojemu wiernemu "partnerowi scenicznemu", od ponad trzech lat w niezmienionej postaci, osobom przynoszącym dowcipy, ("zaganianie kaczuszek" zapożyczono od Pawła Wawrzeckiego; grabarza - od Olgi Bończyk, o golfistach - wiadomo, od kolegów grających w golfa, z kolei dowcip o Zbigniewie Wodeckim, krąży od jakiegoś czasu w środowisku).

Poproszony o wypowiedź, Cezary Harasimowicz powiedział - "nie ma między nami Ireny Kwiatkowskiej, ale jest Hanka Śleszyńska - jej następczyni".

200-setne przedstawienie, jak się Pani z tym czuje? Znużona? A może wręcz przeciwnie?

Na pewno nie znużona, raczej spięta. Jubileuszowe przedstawienie i nagle człowiek staje na widoku, trochę inaczej niż zazwyczaj. To zobowiązuje, a ja, mimo wszystko, wolę normalne przedstawienia. Jednak i dziś czuję, że to mnie nakręca.  Jeżeli mam przed sobą życzliwą widownię, która reaguje, odpowiada, kiedy czuję dobry odbiór, to aż chce się grać! Myślę, że już sam tekst i ten materiał, to znaczy monodram zachęca, by wciąż się sprawdzać. I dzięki Bogu, że mam taką sztukę, bo to mnie jakoś jeszcze trzyma w kondycji. Półtorej godziny trzeba się na tej scenie gimnastykować! (śmiech).

Sztuka rewelacyjna, widownia pełna – i tak od trzech lat…

Cieszę się bardzo. Jak ludzie przychodzą, to chce mi się grać. Początkowo miałam obawy, czy sprawdzę się w dłuższym materiale, bo do tej pory przedstawiałam tylko krótkie monologi, takie jak  w programie HBO "Na stojaka". Ale się odważyłam i przyniosło mi to dużo satysfakcji, radości. Zapewne będę to jeszcze ciągnąć, oczywiście nie na siłę, ale dopóki ludzie przychodzą… .

Czy za każdym razem coś Pani zmiemia w swoim monodramie? Każde przedstawienie jest inne?

Sporo zależy od reakcji publiczności. Zwłaszcza w momencie, gdy schodzę ze sceny, by rozmawiać z przypadkowym mężczyzną… . Czasem, na początku, czuję rezerwę widowni, dopiero potem się rozkręca, reaguje żywiej. Jednak generalnie mam jakieś wyznaczone tory, żeby sztuka  szła swoim rytmem. Zdarza się, że wydarzy się coś wyjątkowego, na przykład kiedyś komuś zadzwonił telefon - dodałam do tego komentarz. Jak jest dobra aura i przyjazna atmosfera, to czasem dorzucam jakąś spontaniczną uwagę, starając się utrzymać kontakt z widzem. Jednak to nie jest całkowita dowolność, muszę trzymać się pewnych istotnych punktów. Improwizacja jest dopuszczalna, ale w określonych granicach. W praktyce aż tak nie szarżuję (śmiech); kiedy człowiek porusza się w sprawdzonym modelu ,wtedy jest przyjemność i dla widza, i dla mnie.

Jak Pani ocenia nasze polskie poczucie humoru?

To bardzo miłe, że faceci potrafią się śmiać z tematów damsko – męskich, nawet jeśli dotyczą ich męskości – rola terapeutyczna i… co ważniejsze, sprawdzająca owo poczucie humoru. Także podsumowując  - nie jest źle z poczuciem humoru w narodzie.

Dziękuję za rozmowę, życzę kolejnych 200-stu, 300-stu przedstawień, nie tylko w roli Kobiety Pierwotnej.

Anna Czajkowska
Teatr dla Was
29 listopada 2011
Portrety
Anibal Machado

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia