Żyć i pływać w wannie

"Pływanie synchroniczne" - reż: B. Mazuch - Teatr Kruczkowskiego w Zielonej Górze

Bohaterów "Pływania synchronicznego" mierzi prasa brukowa i ogłupiająca telewizja. Co z tym zrobić? Jeden z nich woli zamienić się w wydrę. Wielu widzów po spektaklu w Teatrze Lubuskim też by tak chciało

W poprzednim sezonie zielonogórscy widzowie mogli zobaczyć w Teatrze Lubuskim "Teraz na zawsze" czesko-słowackiego duetu SKUTR. Teraz szefowie sceny poszli za ciosem i zaprosili do Zielonej Góry inny duet - Czecha Davida Drábka i Słowaka Brano Mazucha. Pomysł importu "Pływania synchronicznego" można uznać za udany.

Trzech bohaterów "Pływania" przekroczyło trzydziestkę. Dojrzewali w tym samym liceum, zdążyli się jeszcze buntować przeciw komunie. Ich losy potoczyły się różnie. Przebojowy Kajetan (Marcin Wiśniewski) wiedzie niemal żywot celebryty, w telewizji prowadzi program "Dokopcie im". Paweł (Przemysław Kosiński) jest nauczycielem. Pije na umór, wścieka się, że ludzie tak łatwo zapomnieli o świństwach komuny. Terroryzuje rodzinę. Trzeci - Filip (Paweł Lizak) - wybrał emigracje wewnętrzną. - Nie chce chodzić jak w kieracie

- Świat jest płytki i zmywalny. Ludzie nie nadają się do zbawienia, olejcie ich - wykłada kolegom nowoczesnego człowieka Kajetan. Trójka przyjaciół spotyka się na basenie, gdzie trenuje dość egzotyczne pływanie synchroniczne. Wymachują nogami i rękami, układają "albatrosa" i inne figury. Basen ich łączy. Tu nie muszą niczego udawać, podlizywać się szefom. Mogą kląć i pić. Urządzać sobie psychologiczny striptiz. Symboliczna woda staje się ich żywiołem. Nieskrępowana rozkoszą. Tyle że Filipowi nagle zaczynają rosnąć błony pławne. Zaczyna się ruszać jak wydra. Przestaje mówić. Koledzy wcale nie dostrzegają w tym szaleństwa i surrealistycznego dowcipu. Normalny, przemyślany wybór, gdy chce się wracać do życia. 

Przedstawienie słowacki reżyser nasycił typowym dla naszych południowych sąsiadów groteskowym i kabaretowym humorem. O rzeczach istotnych, jak ochrona prywatności, uwikłanie się w polityczno-biznesowe układy, trzeba mimo wszystko mówić z żartobliwą przekorą. Nie obrażać się na mieszczuchów, choć ma się ich serdecznie dość. Konwencji sprzyja scenografia - wanny, kafelki, prysznice. Na scenie dzieje się sporo. Mamy kapitalną scenę z teleturniejem, gdy prowadzący Marcin Wiśniewski wrzeszczy na ofiarę z widowni, która nie łapie prymitywnych dowcipów. Szalejącą Hannę Klepacką w sadomasochistycznym stroju. Czy wreszcie scenę zniknięcia jednego z bohaterów. "Wydra" po prostu wybrała wolność - i wpłynęła do stawu. I to jest najważniejsze przesłanie sztuki. Ucieczka też jest formą obrony.

"Pływanie synchroniczne" miewa i słabe momenty. Wprowadzenie dwóch kiboli Falubazu i Stali Gorzów, którzy mają się bić na oczach widzów, należy do repertuaru tanich chwytów. Zupełnie zbędnych, rażących sztucznością. Nie zmienia to jednak najważniejszego. Czeskie sztuki dobrze się ogląda. W zielonogórskim wydaniu zwłaszcza.

Artur Łukasiewicz
Gazeta Wyborcza Zielona Góra
23 listopada 2009

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia