Życie pod pokładem żaglowca Dar Pomorza

"Żółta łódź podwodna" - reż. Krzysztof Babicki - Teatr Miejski im. Witolda Gombrowicza w Gdyni

«Jak świat światem, ludzie dzielą się na fanów Lennona i fanów McCartney'a. Fascynujące to zjawisko postanowił wykorzystać w swojej sztuce Paweł Huelle. "Żółta łódź podwodna" - sobotnia premiera Teatru Miejskiego miała miejsce, a jakże!, pod pokładem żaglowca Dar Pomorza w Gdyni. Miejsce dla tego spektaklu idealne. Pomysł na sztukę niezły, choć ryzykowny.

Rzecz dzieje się współcześnie. Mieszkanki angielskiego domu opieki społecznej Molly (Elżbieta Mrozińska) i Polly (Dorota Lulka) wspominają burzliwą młodość lat 60., należały wtedy do tzw. groupies, nastoletnich fanek zespołu The Beatles. Jedna, oczywiście, kochała się w Lennonie, druga w McCartneyu. Lata minęły, a starsze panie, wspominając dawne dzieje, wciąż walczą o prymat swoich idoli, głównie jednak rozpamiętują "muzyczne", i nie tylko, orgazmy. Tak oto pokój staruszek staje się salą koncertową, sypialnią, hotelowym pokojem, raz Hamburgiem, to znów Nowym Jorkiem. Przewijają się tu znane postaci: jest czarujący John Lennon (Szymon Sędrowski), sensualna Yoko Ono (Monika Babicka), jest gładki Paul McCartney (Rafał Kowal) z pyskatą żoną Lindą (Beata Buczek-Żarnecka), menadżer Beatlesów Brian Epstein (Grzegorz Wolf), wścibski dziennikarz (Dariusz Szymaniak) i wredny policjant (Andrzej Redosz), wreszcie nazwany tu umownie Mordercą (Piotr Michalski) - David Chapman, znany jako ten, który zastrzelił Lennona.

Zatem historia Beatlesów, a raczej rozpadu zespołu, w pigułce. Dla teatru trochę za mało.

Sprytnie pomyślany konflikt Polly i Molly w tej dobrze wszystkim znanej z gazet i telewizji, w nieskończoność powtarzanej historii słynnej grupy, blednie. Spodziewałam się raczej, że Paweł Huelle odkryje Beatlesów dla teatru. Jednak dobrze zarysowanych na scenę postaci tu nie ma. Aktorzy mają trudne zadanie. Trzeba przyznać, profesjonalnie, a i z wdziękiem, dźwigają ciężar niełatwych do zagrania ról.

Dystans do ikon, z którymi przyszło im się zmierzyć, reżyser Krzysztof Babicki idealnie ustawia na początku przedstawienia prostym zabiegiem. Oto mamy teatr w teatrze. Rozgrywa się w momencie, gdy publiczność jeszcze dobrze nie rozsiadła się na widowni. Jeszcze trwa poszukiwanie miejsc, słychać rozmowy, powitania, ale aktorzy, jakby nie zważając na zamieszanie, już szukają pomysłu na swoje postaci.

Szymon Sędrowski przymierza okulary, konsultując z widzami, które do Lennona pasują najlepiej, Rafał Kowal "droczy się" z charakteryzatorkami, narzeka na nietwarzowe peruki, w jakich przyszło mu grać McCartneya, Monika Babicka próbuje rysować ma powiece kreskę stylizującą ją na Yoko Ono. Do zabawy włącza się i publiczność. Teatralność tej sceny zdaje się zapowiadać konwencję: nie będziemy tu udawać, że jesteśmy Beatlesami (bezpretensjonalne kostiumy Jolanty Łagowskiej dopełniają pomysł). To tylko gra; gra, która jednak powinna nieść więcej, niż zapisano w historii czwórki z Liverpoolu. Jakąś tajemnicę? Nowe odczytanie postaci? Poezję? Wszak jesteśmy w teatrze! Myślałam, że autor mnie czymś zaskoczy.

Aktorzy zachowują wobec nieco płaskich "gazetowych" postaci zdrowy dystans, bawią się tematem, nie naśladują. Reżyser Krzysztof Babicki z rezerwą poprowadził opowieść. Nie przerysował bohaterów, tym samym nadając im autentyczność, nawet współczesność. Ustrzegł się patosu, nie poddał ikonom. Odrzucił sentymentalizm, o który było nietrudno. Co najważniejsze, nie nakazał aktorom śpiewać.

Ale oczywiście muzyka Beatlesów towarzyszy nam przez całe przedstawienie! Nie pozostawia obojętnymi na widowni. Najsłynniejsze utwory grupy słyszymy, na szczęście w oryginale, z płyty. I jest to, trzeba przyznać, spora przyjemność. Muzyka wprowadza na scenę duchy przeszłości. Nastrój.

Z muzyką, która niejako komentuje wydarzenia, znakomicie współgrają aktorzy. I jest ona, okazuje się, nad wyraz udanym partnerem. Dopełnia scenę łóżkowych zabaw Yoko Ono i Lennona. Puentuje wątek pełnego pretensji spotkania po latach Lennona i McCartneya.

Co niezwykłe w tym przedstawieniu, widz słyszy każde wypowiedziane przez aktorów słowo! To dziś w teatrze rzadkość.

Inscenizację zgrabnie współtworzy scenografia Marka Brauna - wszystkie wielkie sprawy tego świata, miłość i śmierć rozgrywają się wokół wielkiego łóżka. Idealnie wpisuje się w nastrój wnętrze Daru Pomorza. Mamy zatem, dosłownie i w przenośni - życie pod pokładem.»

Gabriela Pewińska
Polska Dziennik Bałtycki online
3 czerwca 2015

Książka tygodnia

Ziemia Ulro. Przemowa Olga Tokarczuk
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak
Czesław Miłosz

Trailer tygodnia