Życzę panu publikacji naukowych ozdabianych proszkami do prania i podpaskami

Krauze odpowiada Majcherkowi

W "Gazecie" z 17 lipca przeczytałem inteligentny, zaskakujący błyskotliwymi konkluzjami esej Janusza A. Majcherka, profesora w Instytucie Filozofii i Socjologii krakowskiego Uniwersytetu Pedagogicznego.

Esej nosi tytuł "Telemrzonki" i zaczyna się następująco: 

"Osoby przedstawiające się i przedstawiane jako twórcy i artyści żyją mirażem telewizji publicznej emitującej dla masowej widowni ich dzieła lub programy o nich. Dla urzeczywistnienia tej swojej mrzonki gotowi są wieszać się u klamek w pałacu prezydenta ". A kończy się efektownym rondem: "Artyści i twórcy wieszający się u prezydenckich klamek w intencji ratowania publicznych mediów zachowują się jak niegdyś pracownicy PGR, którzy też uważali, że państwowe gospodarstwa rolne muszą istnieć, by im dawać utrzymanie, a reszta społeczeństwa ma do nich dopłacać". 

Schłostany biczem profesorskiej satyry siedziałem zupełnie oszołomiony, a potem zalała mnie fala wstydu. Profesor trafił w sedno. Kilka dni temu, na zaproszenie prezydenta, w gronie trzydziestu paru osób, między innymi Agnieszki Holland, Krzysztofa Knittla, znalazłem się w Pałacu Prezydenckim i oprotestowywałem ustawę o mediach publicznych. Profesor opisał to, jakby przy tym był. Przeczytałem jeszcze raz esej i poczułem, że prezydencka klamka parzy mi dłoń. Jakby tego mało, w godzinę po profesorze dodeptał mnie premier Donald Tusk, który napominał twórców i artystów, że z powodu czerpania korzyści z mediów nasz udział w tworzeniu ustawy jest nieetyczny. 

W poczuciu winy zacząłem gorączkowo zastanawiać się, komu podrzucić ten gorący kartofel? Kto nie będzie kręcił własnych lodów? W pierwszej chwili pomyślałem o lekarzach: oni nam ustawę o mediach, a my im w rewanżu o służbie zdrowia. Na pierwszy rzut oka wygląda to rozsądnie, prawda, panie premierze, panie profesorze? Ale Czy będą bezstronni, czy nie zainstalują kanału "zdrowie", czy pielęgniarki nie zaleją nas newsami ze strajków? Może wobec tego hutnicy? Wykluczone, hutników mieliśmy za komuny. Górników też. Mediów z Teatrem Telewizji nie potrzebujemy. Nie będzie nam jakiś nowy Kabaret Starszych Panów przysłaniał ustroju. Po namyśle odrzuciłem także modelki, kosmetyczki, pedikiurzystki. Platforma troszkę boi się kobiet i to by poległo w pierwszym czytaniu. Lista zaczęła mi się kończyć i wreszcie zrozumiałem, że my tej reformy, nie bujajmy się, własnymi siłami nie zrobimy. Każdy może być podejrzany o moralną korupcję, tak jak każdy może wystartować w "Szansie na sukces", co oznacza, że w media jest umoczony. Oczywiście reformę można by powierzyć Januszowi A. Majcherkowi, człowiekowi poza wszelkim podejrzeniem, że lubi się przejrzeć w obiektywie kamery. Niestety, profesor sam sobie strzelił w kolano - nie jest już pierwszej młodości, a jak podkreślił w eseju: "młodych trudno było dostrzec podczas wizyty u prezydenta". 

W tej sytuacji, Proszę Państwa, jedyną szansą na dobrą reformę polskich mediów publicznych jest zamówić ją za granicą. Rzecz jasna nie u najbliższych sąsiadów, bo nie chcemy na przykład, żeby jakaś Erika Steinbach, skrzypaczka, majstrowała w umysłach naszych dzieci. Kraje Unii też trzeba wykluczyć - nie daj Boże, wpiszą nam jeszcze maleńkimi literkami na dole strony konieczność podpisania konstytucji unijnej. Po głębokim namyśle mój ostateczny wybór padł na dwóch młodych (!) stomatologów w Kigali, stolicy Ruandy. Byłem, poznałem, mogę przysiąc: będą bezstronni. Chętnie w imieniu Janusza M. Majcherka zadzwonię. 

Esej "Telemrzonki" nie tylko na początku i w finale jest tak brawurowy. Środek wypełnia wizja mediów publicznych bez publicznych pieniędzy, czyli abonamentu. Tu jednak profesor jest ostrożniejszy, zastrzega się, że istnienie telewizji publicznej "nie jest koniecznością bezdyskusyjną", jej rolę z powodzeniem mogą wziąć na siebie stacje komercyjne. A nawet więcej, z zyskiem. 

Doprawdy trudno mi znaleźć słowa wdzięczności za wysiłek, jaki włożył socjolog, profesor Janusz A. Majcherek w zdiagnozowanie mediów (i przy okazji, już zupełnie bezinteresownie, filmu polskiego, który definiuje jako "ofertę dla masochistów"). I chcę profesorowi odwdzięczyć się tym samym. Życzę mu, żeby nauka polska zreformowała się jak media publiczne w jego wizji. Życzę mu publikacji naukowych podzielonych reklamami proszków do prania, środków na potencję i podpasek higienicznych. Nie ma powodu, żeby społeczeństwo łożyło na to, czego nie chce czytać i oglądać. Koniec z masochizmem. 

pozostający z podziwem i szacunkiem 

Krzysztof Krauze - pracownik PGR "Kino Polskie"

Krzysztof Krauze
Gazeta Wyborcza
25 lipca 2009
Portrety
Krzysztof Krauze

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia