Żyję tak jak umiem żyć

„Chciałem być" – reż. Michał Siegoczyński – Teatr Powszechny w Łodzi

Krzysztof Krawczyk - legenda polskiej estrady. Nawet jeśli nie wszyscy go słuchają, to bez wątpienia wszyscy o nim słyszeli. To właśnie na jego przykładzie Michał Siegoczyński opowiada widzom o fenomenie bycia gwiazdą.

Czy spektakl jest więc tylko o tym? Zdecydowani nie – to sztuka z ogromnym bogactwem wątków, każdy znajdzie tu coś dla siebie. Jest miłość i przyjaźń, jest rodzicielstwo, jest feminizm, jest patriotyzm, jest śmierć i jest Krzysztof Krawczyk. Ale przede wszystkim jest historia zwykłego człowieka. Człowieka, który jak każdy z nas robił w życiu rzeczy, z których nie jest dumny. Człowieka, który wielu rzeczy żałuje. Człowieka, który wiele zyskał, ale i stracił równie wiele.

Fabularnie spektakl opiera się oczywiście na z życia Krzysztofa Krawczyka, ale ciężko nazwać go biografią w ścisłym znaczeniu tego słowa. Wszyscy bohaterowie – a jest ich wielu, chociaż aktorów na scenie tylko dziewięcioro – są w pełni świadomi, że znajdują się na deskach teatru i opowiadają wspólnymi siłami i z perspektywy czasu historię Krawczyka. Ich narracja często bywa niespójna i symboliczna przez co widz nie zawsze jest w stanie z pełną stanowczością określić co zaszło. I dobrze – pozostawia to miejsce do własnej interpretacji i oceny. Czas teraz odpowiedzieć na dwa kluczowe pytania. Czy przychodząc na spektakl trzeba znać biografię Krawczyka? Nie, nie trzeba, ale myślę, że warto, bo ułatwi to zrozumienie zagmatwanej, w dobrym znaczeniu tego słowa, formy spektaklu i  pozwoli bardziej się nią cieszyć.

Poza tym spektakl czerpie bardzo wiele z popkultury, dlatego dobrze yłoby wiedzieć kim byli: Ałła Pugaczowa, Goran Bregović, Anna Jantar, Jarosław Kukulski, Krzysztof Klenczon, Pola Raksa. Czy spektakl jest tylko dla fanów Krawczyka? Zdecydowanie nie – każdy znajdzie dla siebie coś w tym spektaklu, chociaż oczywiście dla fanów będzie to podróż bardziej sentymentalna. Myślę też, że sztuka Siegoczyńskiego zainspiruje wielu do eksploracji twórczości Krzysztofa Krawczyka.

Wspomniałam wyżej o tym, że zaledwie dziewiątka aktorów odgrywa niedającą się zliczyć ilość ról, notabene to rzecz charakterystyczna dla Siegoczyńskiego. W odróżnianiu postaci zazwyczaj nie ma większego problemu. Różnią się kostiumy, ale przede wszystkim kreacja aktorska – sposób poruszania się i ton głosu. W takich szybkich zmianach zdecydowanie najlepiej odnalazł się Filip Jacak – każda z jego postaci jest niezwykle wyrazista, chociaż największy podziw wzbudza jako Bregović i Klenczon. Na uwagę w kwestii różnorodności granych postaci zasługuje także Karolina Łukaszewicz – cudownie łagodna w roli matki Krawczyka i wspaniale temperamentna jako matka Ewy (trzeciej i czwartej żony Krawczyka) – oraz Diana Krupa, która potrafi odnaleźć się zarówno w roli zdradzonej żony jaki i małego chłopca. Za serce łapie także Jakub Kotyński jako Jarosław Kukulski i Artur Majewski zarówno jako ojciec Krzysztofa Krawczyka i jako Kosmala. Poziom aktorstwa w spektaklu jest generalnie bardzo wysoki i nie wymienione jeszcze przeze mnie Paulina Nadel, Ewa Sonnenburg i Anna Kraszewska (która dołączyła do obsady całkiem niedawno) także radzą sobie bardzo dobrze. Na sam koniec pozostawiłam odtwórcę Krzysztofa Krawczyka – Mariusza Ostrowskiego. Chociaż właściwie nazywanie go odtwórcą nie niedomówienie – on jest Krawczykiem. Wygląda jak Krawczyk, porusza się jak Krawczyk, mówi jak Krawczyk i co więcej śpiewa jak Krawczyk. Cała scena jest jego. Niesamowita kreacja, zarówno wokalna, aktorska i wizerunkowa – najlepsza jaką widziałam.

Czego można spodziewać się muzycznie po spektaklu? Pięknego wykonania piosenek Krawczyka przez Mariusza Ostrowskiego – chociażby dlatego warto zobaczyć ten spektakl. Poza tym spotkamy się z całym szeregiem piosenek, które znamy i które tworzą idealne tło dla historii poszczególnych postaci. Szczególnie podobało mi się aranżacja muzyczna do sceny z Klenczonem – łączyła jego twórczość z Chopinem. Piotr Mania odpowiedzialny za muzykę sprawdził się w stu procentach. Jeśli chodzi o scenografię to znów typowo dla spektakli Siegoczyńskiego – praktyczna, wielofunkcyjna, niezbyt przesadna i dająca się wykorzystać we wszystkich scenach. Bardzo ciekawym pomysłem na rozbudowanie przestrzeni scenicznej jest podest wdzierający się w fotele, który upodabnia całość do koncertowej estrady. Co się zaś tyczy kostiumów, za które podobnie jak za scenografię odpowiadała Katarzyna Sankowska, to zdecydowanie najbardziej udanym jest ten dla głównego bohatera, chociaż większą uwagę zwraca także ten Haliny Żytkowiak.

Zastrzeżeniem będzie też dla wielu czas trwania spektaklu. Trzy i pół godziny to bezdyskusyjnie masa czasu. Czy można byłoby zrobić to krócej? Tak dałoby się. Myślę, że jest kilka scen, które można by usunąć bez straty dla spektaklu jak chociażby Krzysztof i Ewa w samolocie czy scena z Dawidem Podsiadło. Takich scen nie jest jednak szczególnie dużo – wiele w tym spektaklu wydaje się pozornie puste, ale w rzeczywistości przepełnione jest mądrością. Oczywiście specyficzna forma sztuki, na którą składa się brak chronologii wydarzeń, nienaturalny język, wykorzystanie kamery, odgrywanie przez jednego aktora wielu ról czy wartkość akcji, może zmęczyć część odbiorców.

Na szczęście widzowie mogą liczyć na dwie przerwy. Ze specyfiką tego spektaklu warto zapoznać się wcześniej i być na nią gotowym, by nie zagubić się na samym początku. Osobiście wszystkie zabiegi Siegoczyńskiego cenię nad wyraz wysoko, szczególnie piękny, bogaty język, a spektakle w takim stylu mogłabym oglądać całymi godzinami, ale zdaję sobie sprawę, że nie jest to sztuka dla wszystkich i na pewno wymaga od widza otwartego umysłu, dużo skupienia i pokładów empatii. Mimo wszystko, „Chciałem być" to spektakl wyjątkowy i warto dać mu szansę z wielu powodów. Bo jest na wiele razy – można obejrzeć go wielokrotnie i nie będziemy się nudzić, a zapewne zauważymy coś nowego. Bo jest fascynującą zabawą formą teatru, która eksperymentuje z łamaniem czwartej ściany i z technikami filmowymi, a także samoświadomie kpi z ograniczeń teatru poniekąd udowadniając, że to my sami je tworzymy. Bo można usłyszeć fenomenalne wykonanie piosenek Krawczyka przez Mariusza Ostrowskiego.

Bo będąc naprawdę zabawnym jest też szczerze tragiczny i pozostawia empatycznego widza z wieloma przemyśleniami i sporą dozą nostalgicznego smutku.

Paulina Kabzińska
Dziennik Teatralny Łódź
4 maja 2022

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...