Żywiołowy spektakl w Bydgoszczy

"Wesele" - reż. Marcin Liber - Teatr Polski im. Hieronima Konieczki w Bydgoszczy

Teatr Polski zakończył 2013 rok premierą "Wesela" Stanisława Wyspiańskiego. Mieliśmy po raz kolejny okazję przekonać się, że mamy w Bydgoszczy wspaniałych aktorów. Może jedną z najlepszych ekip aktorskich w Polsce.

Reżyser Marcin Liber na szczęście dość skrupulatnie "trzymał się" tekstu Stanisława Wyspiańskiego. Dzięki temu mieliśmy do czynienia podczas trwającego trzy godziny spektaklu z geniuszem Wyspiańskiego, a nie tak modnym w ostatnich latach mądrowaniem się reżyserów i adaptatorów tekstu klasyków. Wyspiański z jego góralską gwarą, rymowanym rytmem wspaniale realizował się na scenie. Asocjacje tyczące współczesności były oczywiste i naturalne. Patrzyło się na tę sztukę i miało przekonanie - ależ to Polska właśnie! Polska kłótni, braku dialogu, szyderstwa, porozumienia, Polska mitów, marzeń, tęsknot, głupoty, Polska piękna i straszna.

Wiele scen zaprezentowanych na bydgoskiej scenie miało walory kongenialnych etiud aktorskich. Rozpacz, osamotnienie, marzenia z początków XX wieku, a przecież boleśnie aktualnych ożyły na bydgoskiej scenie. Wspaniałe kreacje zaprezentowali: Karolina Adamczyk, Mateusz Guzowski, Julia Wyszyńska, Jakub Ulewicz, Małgorzata Witkowska. Kiedy Julia Wyszyńska prezentuje rozpacz wiejskiej dziewuchy mającej trudności z językiem swego inteligenckiego męża ręce wprost składają się do oklasków.

To były małe arcydzieła sztuki aktorskiej. I wskazanie na przyszłość - warto inwestować w teatrze bydgoskim w grę aktorów, oni są niewątpliwą wartością, którą dla nas, widzów, trzeba bezwzględnie i do granic ich możliwości wykorzystać. To są ludzie i twórcy, którzy mają możliwości pokazania nam naszej rozpaczy, małości, głupoty i wzniosłości. W nadchodzącym roku, jak sądzę, powinniśmy domagać się bezwzględnie od dyrektora Pawła Łysaka - daj im grać, daj im szansę pokazania nam naszego życia. To może być niepowtarzalna wartość. To może być wartość, która w innej konfiguracji się nie powtórzy. Widać na scenie, że ci ludzi siebie lubią, cenią, że potrzebują jedynie sprzyjających warunków, żeby dać nam siebie. A to już oczywiście bezcenne.

Lekcja z ostatniej bydgoskiej premiery jest też taka - warto trzymać się, wręcz kurczowo, tekstu oryginału. Ci klasycy, Wyspiańscy, Gombrowicze, Sofoklesy, kiedy się przy nich nadmiernie nie "majstruje" są niesamowicie współcześni i poruszający. "Wesele" Wyspiańskiego wybrzmiało w bydgoskim teatrze bolesną aktualnością. Pytania o to, czy może już w awanturach, mniemaniach zupełnie zwariowaliśmy, czy potrafimy ze sobą rozmawiać, czy szyderstwo możemy wreszcie zastąpić dialogiem, aż huczały ze sceny. Ponad sto lat temu zadumał się nad tymi kwestiami Wyspiański - dziś, okazuje się, że pytania te są nadal aktualne. Boleśnie aktualne. Nadal sobą pogardzamy. Nadal są mochery, oszołomy i europejczycy, którzy ze sobą nie rozmawiają, jedynie krzyczą jak owi inteligenci i chłopi na weselu w Bronowicach sto lat temu.

Mankamentem bydgoskiej realizacji "Wesela" były pewne koncepty reżyserskie i odstępstwa od tekstu Wyspiańskiego. Kiedy Marcin Liber nie miał pomysłu na ruch sceniczny nakazywał aktorom picie wódki. Rezultat tego taki, że Julia Wyszyńska, w ciągu kilku godzin scenicznego czasu wypija około litra wódki - w tym "duszkiem" pół litra w dwie minuty. Wierzę, że wiejska dziewucha, jurna i urodziwa, może wypić to i owo, ale żeby aż tyle?

Na dobre sztuce nie wyszły też "wtręty" spoza tekstu Wyspiańskiego. Oto kiedy na scenie pojawia się ojciec Racheli jeden z aktorów woła: - Jude raus! Że co? Że na weselu Wyspiańskiego panowała atmosfera antysemicka? Oczywista brednia, która zresztą zostaje rozmontowana, kiedy reżyser zamiast podszywać się pod Wyspiańskiego oddaje mu głos.

Fatalnie wypadły też teksy wtrącane do narracji Wyspiańskiego. Jakieś gaworzenia o paleniu tęczy, niemocy zrozumienia rzeczywistości. No cóż, Wyspiański jest wielki, genialny, Liber może trochę mniej. Liber natomiast potrafi nadać takiemu spektaklowi jak "Wesele" rytm, tempo, nerw i tego powinien się trzymać dla własnej satysfakcji i naszej, widzów, radości. Słowem - Liber nie powinien kroczyć przed Wyspiańskim, ale za nim, krok w krok, dając szansę na wejrzenie w wielkość autora "Wesela" sobie, aktorom i widzom.

Krzysztof Derdowski
www.bydgoszcz24.pl
3 stycznia 2014

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia