Kruk
autor:
gatunek:
dramat
liczba postaci:
6
opis:
Tytuł oryginalny: "El cuervo"
Ostatni dzień roku nie wywoływał w Juanie dobrych wspomnień. Dokładnie rok wcześniej z rąk okrutnego szaleńca zginęła jego żona, Laura.Sylwestra postanowił spędzić w domu, w towarzystwie starej służącej, Luisy.
Ten dzień okazał się jednak wyjątkowy, nie tylko ze względu na powracające wspomnienia.. Oto bowiem, zupełnie niezapowiedzianie, odwiedzają Juana przyjaciele, których przecież nie zamierzał gościć. Na dodatek twierdzą, że otrzymali od niego zaproszenie. Zupełnie jak rok wcześniej… Te same gesty, stroje, muzyka… Czy ktoś postanowił czwórce przyjaciół spłatać figla, przywołując idealnie tamtą noc? Wzruszyć, przestraszyć, może napomnieć? Czy śni im się zbiorowy sen, czy Laura nadal żyje?
Alfonso Sastre wprowadza nas w inny wymiar, trochę jak z filmu grozy, w świat, w którym zdaje się nam, że na wiele rzeczy mamy wpływ. Czy jednak na te, na których najbardziej nam zależy? Jak często zdarza nam się przeżywać chwile, które już przeżyliśmy?
W „Kruku” odnajdziemy nie tylko z mistrzostwem przeprowadzone narastanie niepewności i strachu, ale także sytuacje, które nawet człowieka twardo stąpającego po ziemi mogą doprowadzić do przerażenia i obłędu.
fragment tekstu:
Pokój tonie w półmroku. Kominek jest wygaszony. Cisza. Teraz słychać hałas przy drzwiach prowadzących do ogrodu, które są vis a vis okna. Ogród jest zasypany śniegiem. Zdaje się, że ktoś próbuje otworzyć drzwi. Nie udaje mu się. Słychać walenie w drzwi. Po chwili jeszcze raz, głośniejsze. Znowu zapada cisza. Ktoś, z ogrodu, popycha okno, które się otwiera. Przez okno do pokoju wchodzi mężczyzna. Zamyka okno, zasłania firanki. Rozgląda się dookoła, ledwo go widać w słabej poświacie. Porusza się tak, jakby czegoś szukał. Wpada na coś i robi hałas. Zatrzymuje się. Zapala zapałkę i podchodzi do konsoli, na której stoją świeczniki. Zapala kilka świeczek od jednej. Bierze lichtarz i stawia go na stoliku, który stoi na środku. Siada i siedzi bez ruchu. Słychać kroki. Mężczyzna nadal się nie rusza. Widać światło świecy w korytarzu. „Kto tam? Kto tam?” – słychać kobiecy głos. Kobieta wchodzi na scenę. To Luisa, stara służąca. Widzi mężczyznę, który wygląda tak, jakby sobie nie zdawał sprawy z jej obecności.
LUISA: Proszę pana, to pan? (mężczyzna nie odpowiada) Proszę pana.
(on nie odpowiada, Luisa się zbliża, mówi lekko drżącym głosem) Proszę pana! (mężczyzna się odwraca) O Boże! Ale się wystraszyłam. Wydawało mi się, że to nie pan. Tak tu ciemno… Jakiś czas temu wysiadło światło. Tak strasznie pada śnieg, że…
JUAN: Łomotałem do drzwi. Jak mogłaś mnie nie słyszeć?
LUISA: Łomotał pan? Nie słyszałam. W głębi domu…
JUAN: Nie wziąłem kluczy. Musiałem wejść przez okno.
LUISA: (zmieszana) Ależ, proszę pana… No tak, dzwonek nie działa… Mówi pan, że walił pan do drzwi? Nic nie słyszałam, nic a nic. Koniec świata! Proszę mi wybaczyć.
JUAN: Nie przejmuj się. Ale byłoby miło, gdybyś napaliła w kominku, Luiso. Ogień zgasł i strasznie tu zimno.
LUISA: Przepraszam pana. Nic mi dzisiaj nie wychodzi. W domu wszystko dziś się wali. Przepraszam. (próbuje przegarnąć popiół) Jestem trochę chora. Wie pan? Troszkę chora. Nie sądzę, żeby to było coś poważnego, ale kiepsko się czuję.
JUAN: Poważnie, Luiso? Jesteś chora?
LUISA: Tak, proszę pana.
JUAN: Czemu mi wcześniej nie powiedziałaś? W takim razie musisz się położyć. Jutro wezwiemy lekarza.
LUISA: Nie sądzę, żeby to było potrzebne, proszę pana.
JUAN: Zostaw to. Sam rozpalę.
LUISA: Nie w tym rzecz, proszę pana. Mam siłę i nic mnie nie boli.
JUAN: W takim razie o co chodzi?
LUISA: Wie pan, mam jakąś manię myślenia o wszystkim. Ciągle rozmyślam i zapominam o podstawowych rzeczach. Tylko tyle mi dolega. Nagle zaczynam się nad czymś zastanawiać, nad czymś kompletnie bez znaczenia. Wiem, że to nieważne, ale nie mogę przestać o tym myśleć, a potem to już nawet nie słyszę, co się do mnie mówi, ani nie wiem, co robię. Psiakość! Myślę dotąd, aż uda mi się dojść do wniosku, że w tej nieistotnej rzeczy nie ma nic złego i dopiero wtedy się uspokajam. Ale ile muszę się nakombinować, zanim do tego dojdę!
JUAN: To wszystko z przemęczenia, Luiso. Musisz odpocząć. Dam ci urlop, należy ci się aż nadto.
LUISA: Nie, dziękuję. Dokąd bym miała pójść? Poza tym domem nikt na mnie nie czeka. Nikt by się nie ucieszył z mojego przyjazdu. Nikogo nie znam. Ci, którzy byli moimi przyjaciółmi… i przyjaciółkami… nie żyją.
JUAN: Luiso, musisz się stąd wyrwać. Siedzisz tu jak w zamknięciu już tyle czasu. To niezdrowe.(...)
LUISA: Proszę pana, to pan? (mężczyzna nie odpowiada) Proszę pana.
(on nie odpowiada, Luisa się zbliża, mówi lekko drżącym głosem) Proszę pana! (mężczyzna się odwraca) O Boże! Ale się wystraszyłam. Wydawało mi się, że to nie pan. Tak tu ciemno… Jakiś czas temu wysiadło światło. Tak strasznie pada śnieg, że…
JUAN: Łomotałem do drzwi. Jak mogłaś mnie nie słyszeć?
LUISA: Łomotał pan? Nie słyszałam. W głębi domu…
JUAN: Nie wziąłem kluczy. Musiałem wejść przez okno.
LUISA: (zmieszana) Ależ, proszę pana… No tak, dzwonek nie działa… Mówi pan, że walił pan do drzwi? Nic nie słyszałam, nic a nic. Koniec świata! Proszę mi wybaczyć.
JUAN: Nie przejmuj się. Ale byłoby miło, gdybyś napaliła w kominku, Luiso. Ogień zgasł i strasznie tu zimno.
LUISA: Przepraszam pana. Nic mi dzisiaj nie wychodzi. W domu wszystko dziś się wali. Przepraszam. (próbuje przegarnąć popiół) Jestem trochę chora. Wie pan? Troszkę chora. Nie sądzę, żeby to było coś poważnego, ale kiepsko się czuję.
JUAN: Poważnie, Luiso? Jesteś chora?
LUISA: Tak, proszę pana.
JUAN: Czemu mi wcześniej nie powiedziałaś? W takim razie musisz się położyć. Jutro wezwiemy lekarza.
LUISA: Nie sądzę, żeby to było potrzebne, proszę pana.
JUAN: Zostaw to. Sam rozpalę.
LUISA: Nie w tym rzecz, proszę pana. Mam siłę i nic mnie nie boli.
JUAN: W takim razie o co chodzi?
LUISA: Wie pan, mam jakąś manię myślenia o wszystkim. Ciągle rozmyślam i zapominam o podstawowych rzeczach. Tylko tyle mi dolega. Nagle zaczynam się nad czymś zastanawiać, nad czymś kompletnie bez znaczenia. Wiem, że to nieważne, ale nie mogę przestać o tym myśleć, a potem to już nawet nie słyszę, co się do mnie mówi, ani nie wiem, co robię. Psiakość! Myślę dotąd, aż uda mi się dojść do wniosku, że w tej nieistotnej rzeczy nie ma nic złego i dopiero wtedy się uspokajam. Ale ile muszę się nakombinować, zanim do tego dojdę!
JUAN: To wszystko z przemęczenia, Luiso. Musisz odpocząć. Dam ci urlop, należy ci się aż nadto.
LUISA: Nie, dziękuję. Dokąd bym miała pójść? Poza tym domem nikt na mnie nie czeka. Nikt by się nie ucieszył z mojego przyjazdu. Nikogo nie znam. Ci, którzy byli moimi przyjaciółmi… i przyjaciółkami… nie żyją.
JUAN: Luiso, musisz się stąd wyrwać. Siedzisz tu jak w zamknięciu już tyle czasu. To niezdrowe.(...)