3.02.2018, sobota (... teatr vs. samochody ...)

Podróż samochodem do „Słowaka"! Ileż razy przez kilkanaście lat mojego dyrektorowania pokonywałem odległość z domu na plac św. Ducha. Zwłaszcza ostatnie odcinki przez zatłoczone uliczki starego Krakowa dawały się mocno we znaki. A ilu widzów przyjeżdżało samochodami na wieczorne spektakle! Przy teatralnym gmachu są trzy parkingi: pracowniczy, oraz dwa płatne, ogólnodostępne: prywatny i publiczny.

Teraz nie przyjeżdżam tam codziennie, ale zdarza mi się czasem korzystać z wewnętrznego parkingu. Mogę obserwować zmiany w organizacji ruchu związane z walką ze smogiem. Walką, niestety, w wydaniu krakowskich specjalistów od inżynierii drogowej całkowicie pozorowaną. Ogólnie panuje przekonanie (w Warszawie podobnie), że należy maksymalnie utrudnić wjazd i wyjazd do i z centrum miasta, co zmusi kierowców do pozostawiania aut na obrzeżach aglomeracji. Dlatego zmienia się kierunki ruchu, wprowadza jednokierunkowe jezdnie. Gejzery inżynierskiego intelektu mylą się stokrotnie. Ci, którzy muszą wjechać do śródmieścia i tak tam dojadą, ale krążąc po poprzecinanych znakami uliczkach zostawią dużo więcej toksycznych spalin w powietrzu. Przykład? Bardzo proszę! Obecnie, z powodu zmian w organizacji ruchu, mój ostatni odcinek drogi do teatru (ten, który wiedzie przez najcenniejszą część miasta) jest trzy razy dłuższy, niż w ubiegłym roku. Powrót – podobnie. Jadąc zarówno „do", jak i „od", jestem kierowany na ulicę Pawią, wąską i niezwykle zatłoczoną. Jeżdżą po niej autobusy, tramwaje, stanowi komunikacyjne zaplecze Dworca Głównego i Galerii Krakowskiej, nie mówiąc o mieszkańcach sąsiednich domów. Tam dopiero stoi się w korkach! W sumie: trzy razy więcej toksycznych spalin, niż do tej pory, plus to co emituję oczekując na włączenie się do ruchu na Pawiej. Brawo, Panowie Inżynierowie! Takich przykładów można w Krakowie znaleźć bez liku (choćby w obrębie Kazimierza). Prawdziwy problem polega jednak na tym, że – jak mówią badania – szkodliwy smog tylko w nieznacznym stopniu generowany jest przez układy wydechowe samochodów, przeważająca większość to wynik niskiej emisji — to czym i w czym palimy. Ale włodarzom miasta i województwa rozwiązać ten problem jest znacznie trudniej: bo populizm, bo samorządowe wybory, bo potrzeba dużej kasy, bo lobby opałowe i rządowa polityka węglowa. O ileż łatwiej i taniej jest postawić nowy znak zmieniający kierunek ruchu. I też można pochwalić się walką ze smogiem!

Prawdziwe nieszczęście zbliża się wielkimi krokami. Usłyszałem, że na ukończeniu jest przygotowywana przez Radę Miasta uchwała zabraniająca wjazdu samochodów w obręb Starówki (chyba też do secesyjnego i modernistycznego Krakowa, tego poza obrębem Plant, ale nie jestem pewien) podczas szczególnego nasilenia smogu. To znaczy jak? Postawią rogatki i nie wpuszczą, bo skąd kierowcy mają znać stopień zanieczyszczenia powietrza w danym dniu? I gdzie każą zostawić samochody, przecież brakuje bezpiecznych parkingów na obrzeżach miasta? Jak rozładują tworzące się korki przez auta, które nie zostały wpuszczone? A te z wydanymi przez Zarząd Infrastruktury Komunalnej i Transportu zezwoleniami wjazdu? A zmotoryzowani mieszkańcy ścisłego centrum? Wreszcie, co z niechybnie czekającym nas zróżnicowaniem uprawnień między samochodami spalinowymi, hybrydowymi i elektrycznymi? To chyba był żart, to nie może być prawda! Tego typu uchwała wymagałaby niezwykle kosztownego logistycznego przygotowania miasta. Ale kto wie? Przyszedł czas na zdumiewające decyzje. A sprawa jest prosta i na świecie spotykana. Albo śródmieście zamknięte jest dla wszystkich, albo dla nikogo.

Jak to się ma do teatru? Jednak ma! Drastyczne ograniczenie ruchu może utrudniać publiczności korzystającej z własnych środków transportu przedostanie się do położonych w ścisłym centrum placówek kultury. Ale jestem optymistą. Oczami wyobraźni widzę tych, którym udało się znaleźć odpowiedni parking, przesiąść do tramwaju lub autobusu i dojechać w pobliże właściwego budynku teatralnego lub muzealnego. Widzę też najbardziej zagorzałych wielbicieli sztuki, którzy formując pochody suną na wieczorne spektakle, niczym sportowi kibice na mecze. A teatry zapraszają i zapewnią im liczne niespodzianki, wynagradzające trudy. Choćby spadające na ich głowy futerko z łona jednej aktorki oskalpowane przez drugą aktorkę podczas odważnej, damskiej sceny miłosnej. Oczywiście zainscenizowanej! Nie ma dylematu: teatr vs. samochody. Teatr zawsze zwycięży!



Krzysztof Orzechowski
Dziennik Teatralny
3 lutego 2018