A gdzie tu teatr...
Twórcy prześcigają się, by kondycję człowieka ukazać w jak najgorszym świetle Uwikłanie człowieka w sytuacje bez wyjścia, uprzykrzona szarzyzna życia i utrata złudzeń to dominujący ton kolejnych dni Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego Dialog - WrocławDno rozpaczy wyziera też ze"Stosunków Klary" z warszawskiego Teatru Rozmaitości
Z pięciu inscenizacji, w tym trzech polskich, nie wychodziło się z lekkim sercem. Przeciwnie, twórcy jakby prześcigali się, by kondycję człowieka, zredukowaną do nizin pierwotnych odruchów, ukazać w jak najgorszym świetle.
Najmniej dotyczy to przejmującego przedstawienia "Trzech sióstr" Czechowa z Teatru Sofia. Wystawił je Nikołaj Kostadinow. Reżyser nie dożył premiery; zmarł na raka po próbie generalnej w wieku 45 lat. Jego spektakl piąty sezon nie schodzi z afisza. Kostadinow zawarł w niej alegorię sytuacji społecznej środkowoeuropejskiego kraju połowy lat 90. Po euforii związanej z odzyskaną wolnością, ludzie nie do końca akceptujący kierunki zmian popadli w marazm niemocy i wyczekiwania.
Ów stan frustracji znakomicie oddał uwspółcześniający zabieg. Akcja "Trzech sióstr" rozgrywa się bowiem w budynku dworcowym, głównie w poczekalni. Najbardziej aktywną postacią stała się... Natalia (świetna Desislawa Tenekedujewa-Kambarewa), cwana, obcesowo wdzierająca się w życie rodziny Prozorowowów nuworyszka, niekryjąca dyktatorskich ambicji. Wartościowe przedstawienie, w którym postacie odsłaniają głębie swych dusz, okazało się zaskakujące na tle dotychczasowego festiwalowego repertuaru. Wreszcie dane mi było zobaczyć widowisko, w którym myśl zawarta w słowie bardziej się liczyła od inscenizacyjnych fajerwerków i natrętnej, nieumotywowanej potrzebą nagości.
W tym też niedobrym kierunku poszło przedstawienie "W - cyrk robotników", na podstawie "Woyzecka" B?chnera i wierszy Attili Józsefa, z budapeszteńskiego Teatru Kr?tak?r. Węgrzy dali kolejne (po brazylijskiej "Apokalipsie 1,11") widowisko, z ostrzeżeniem w programie, że "zawiera ostre i brutalne sceny". Są parady i gwałtowne zwarcia nagich ciał obojga płci, szokujące eksperymenty medyczne, z wymuszaną urynoterapią na czele, duszenie ofiary piaskiem z areny. Bowiem rzecz dzieje się w cyrkowej klatce, która oddziela widzów od poddawanych tresurze bohaterów-drapieżników. Reżyser Arpad Schilling podczas spotkania z widzami wyznał, że decyzja zrzucenia przyodziewku wyszła spontanicznie od aktorów podczas prób. Można i tak, choć nagość sama w sobie teatru nie czyni.
Dno beznadziei i rozpaczy wyziera z omawianych już na tych łamach przedstawień: "Martwa królewna" Nikołaja Kolady w reżyserii Pawła Szkotaka z poznańskiego Teatru Polskiego i "Stosunki Klary" Dei Loher w reżyserii Krystiana Lupy z warszawskiego Teatru Rozmaitości. Oba potwierdziły swą klasę. Rosjanin i Niemka o uwikłaniach współczesnego człowieka umieją mówić przekonująco i bezkompromisowo. Oboje napisali fantastyczne role, zwłaszcza dla pań, które przyczyniły się do aktorskich kreacji Beaty Bandurskiej, Małgorzaty Neumann, Mai Ostaszewskiej, Aleksandry Koniecznej, Marii Maj.
Nic dobrego nie o powiem o "Morzu i zwierciadle", komentarzu do "Burzy" Szekspira pióra Audena, w reżyserii Jerzego Grzegorzewskiego. Adramatyczny i niekomunikatywny tekst wymiótł podczas przerwy widzów. Zasłyszane pytanie: "Gdzie tu bufet?", litewski krytyk z Wilna, pani Audrone Girdzijauskaite strawestowała innym: "A gdzie tu teatr?". Byłoby dobrze, gdyby niektórzy inscenizatorzy nie przywiązywali się nadmiernie do własnych wizji. Teatru nie tworzy się w społecznej próżni.Grzegorzewski na narodowej - było, nie było - scenie, nurt niescenicznych tekstów realizuje wyłącznie dla siebie i grupki znawców. Ja, profan, do niej się nie zaliczam.
Janusz R. Kowalczyk
Rzeczpospolita
10 września 2003