"A mnie się marzy kurna chata"

W czwartek miałam okazję po raz pierwszy obejrzeć spektakl muzyczny. Było to niezwykłe doświadczenie, ponieważ powstał on w oparciu o twórczość wyśmienitego satyryka Jana Kaczmarka. Szczecińscy artyści mieli nie lada wyzwanie, aby przedstawić treść piosenek w nowej aranżacji, zachowując nutkę atomsfery czasów PRL-u.

Jan Kaczmarek znany jest jako polski satyryk, autor piosenek, felietonista. Z wykształcenia był elektronikiem i absolwentem Politechniki Wrocławskiej. Razem z Tadeuszem Drozdą, Jerzym Skoczylasem i Romanem Gerczakiem założył słynny kabaret „Elita”. Współpracował także z Polskim Radiem Wrocław a jednym z najbardziej znanych słuchowisk z jego udziałem jest seria „Z pamiętnika młodej lekarki”.

Artyści przedstawili publiczności wybrane dwadzieścia osiem piosenek z bardzo bogatego zbioru Kaczmarka. Autor swoje utwory często pisał w humorystyczny, ironiczny sposób. W jego tekstach przeważała problematyka społeczna, polityczna i historyczna. Pokazuje on losy ludzi, żyjących w absurdalnych czasach i ich zmagania z systemem. Mogliśmy usłyszeć między innymi: „Kurna chata”, „Czego się boisz głupia”, „Panicz i Kwiaciareczka”, itd. 

Na samym początku przedstawienia wszedł na scenę Andrzej Poniedzielski, zanim zdążył otworzyć usta został już nagrodzony oklaskami. Aktor ten ma niesamowity urok osobisty, dzięki któremu bardzo dobrze odnalazł się w roli komentatora piosenek. Jego przerywniki między utworami dopełniały ich sens i jeszcze bardziej uwidoczniały pewne - ukryte wcześniej przed cenzurą - kwestie. 

Po krótkim wstępie podniosła się kurtyna na której narysowano postaci w różnych pozycjach. Następnie zobaczyliśmy w tych samych pozach dziewiątkę aktorów. Za kostiumy służyły im szare płaszcze, w ręku każdy dzierżył walizkę. Rekwizyty te symbolizowały, że każdy człowiek podąża swoją drogą i odkrywa nowe lądy na swój własny sposób. Trzeba zaznaczyć, że reżyserowie całkiem zrezygnowali ze scenografii, która w ogóle nie była potrzebna, ponieważ artyści po przez bardzo dobrze dobraną choreografię stwarzali świat rzeczywisty bez żadnych dodatkowych przedmiotów.  

Warto zaznaczyć, że widownia bardzo żywo reagowała na komentarze Poniedzielskiego jak również na same piosenki, np. poprzez klaskanie w rytm muzyki. Po każdym utworze widownia nagradzała aktorów brawami, co daje dowód na to, że zostały one osadzone w kontekście w doskonały sposób, a publiczność bez problemu je odczytała. Sam spektakl trwał ponad dwie godziny, ale będąc na sali miało się wrażenie, że zaledwie minęło półtorej. Na koniec artyści nagrodzeni byli gromkimi oklaskami, kurtyna zaś rozsuwała się i zsuwała kilka razy. Uważam, że warto zobaczyć takie widowisko i wzbogacić się o kolejne niezapomniane przeżycie.



Maria Paulina Piorkowska
Dziennik Teatralny Szczecin
7 grudnia 2009