A to Polska właśnie

Polskie fobie odbijają się w tym spektaklu jak w lustrze. To obraz nas wszystkich z naszą obojętnością, bezwzględnością, nikczemnością i nienawiścią - cechami, których w kraju szczyczącym się wartościami chrześcijańskimi powinno być jak na lekarstwo.

Jakub Skrzywanek na początku swojej pracy na stanowisku dyrektora artystycznego Teatru Współczesnego w Szczecinie zapowiedział, że chce rozmawiać ze społeczeństwem i mówić ze sceny o ważnych sprawach. Kolejny spektakl "Spartakus. Miłość w czasach zarazy", tym razem w jego reżyserii, jest tego przykładem. Powstał na podstawie reportaży Janusza Schwertnera, materiałów dokumentalnych i wywiadów z pacjentami, rodzicami oraz medykami oddziałów psychiatrii dziecięcej w Polsce. Okazuje się, że samobójstwo to najczęstsza przyczyna śmierci dzieci w Polsce, częstsza niż choroba nowotworowa czy wypadek komunikacyjny. Blisko 70% nastolatków LGBTQ+ w Polsce myśli o samobójstwie.

W 2020 i 21 roku szerokim echem odbiły się reportaże Janusza Schwertnera, który poprzez opowieści o nastoletnich pacjentach i ich rodzicach, uwikłanych w system dziecięcej opieki psychiatrycznej, wstrząsnął opinią publiczną. To właśnie te materiały, poszerzone o własną pracę dokumentalną, stanowiły punkt wyjścia do tworzenia spektaklu.

Spektakl składa się z trzech części. W pierwszej przenosimy się do szpitali psychiatrycznych, w których obserwujemy relacje personelu medycznego z młodymi pacjentami oraz ich rodzicami. Warto w tym miejscu podkreślić scenografię Daniela Rycharskiego, bo ma ona kluczowe znaczenie dla rozgrywających się tu scen. Otóż szpital stworzono na wzór wiejskich chlewni, gdzie hoduje się gospodarskie zwierzęta. Rycharski wykorzystał autentyczne ogrodzenia i bramki z chlewni, a na podłodze rozłożył siano. Okazuje się, że pacjenci są traktowani jak bydło, a może nawet gorzej, a różnica polega tylko na tym, że nie śpią na sianie, ale łaskawie dostają materace. Nic to, że brudne i urągające wszelkim zasadom higieny.

Aktorsko ten dramat jest rozgrywany na wysokim poziomie. Niewiele jest tu scen krzyku czy szarpaniny z pacjentami, więc jeśli ktoś liczył na coś rodzaju "Lotu nad kukułczym gniazdem", to niekoniecznie tu znajdzie. Aktorzy grają minimalistycznymi środkami, ale w tym ich spokoju, obojętności, jest groza, która powoduje dreszcze. To miejsce i ludzie, jakich nawet nie potrafimy sobie wyobrazić. Szczególną grozę budzi Maciej Litkowski jako lekarz psychiatra, który poraża obojętnością i cynizmem wobec tych, których powinien chronić. Helena Urbańska i Adrianna Janowska-Moniuszki świetnie się srawdzają jako "sukowate" pielęgniarki, a Beata Zygarlicka jako dziewczyna, która się tnie. Zbuntowana, problematyczna, prześmiewcza, ostatecznie okazuje się najbardziej przyjazna i pomocna. Skrywa w sobie wielki dramat, a my ten dramat widzimy dzięki kreacji aktorki.

Ta pierwsza część tocząca się leniwym tempem, pozornie nudna, dzięki aktorom wciąga widza coraz bardziej niczym film grozy.

W drugiej części mamy krótki dokument, w którym o swoich doświadczeniach opowiadają matki osób, które trafiły na oddziały psychiatrii dziecięcej.

Trzecia część to inscenizacja świeckiego wesela. I znowu Daniel Rycharski stworzył znakomitą scenografię, w której jest wiele elementów odnoszących się do wiejskich tradycji, które są bardzo patriarchalne. Jednak w porozumieniu z Kołem Gospodyń Wiejskim i Stowarzyszenim Lambda tradycja trochę została wywrócona do góry nogami. Mamy słomiane kukły przeróżnych par: pani-pani, pani-pan, pan-pan. Bo pary są różne. Aktorzy poprzebierani w stroje ludowe z elementami tęczy tańczą i bawią się w parach mieszanych. Przenosimy się do świata, o jakim wielu z nas marzy, świata trochę utopijnego w dzisiejszej rzeczywistości, ale zabawa jest przednia.

Jeśli chodzi o realizację przedstawienia, brakuje mi trochę płynności w przechodzeniu z jednej części do drugiej. Nie do końca jest to spójne. Gdyby nie jedno zdanie wyświetlone na ekranie, nie wiadomo by było, dlaczego oglądamy to świeckie wesele.

A napisy to drugi zarzut. Przez całą pierwszą część wyświetlane są fragmenty reportażu, co pomaga zrozumieć poszczególne sceny, ale tak sobie myślę, że do teatru nie przychodzimy czytać, tylko patrzeć i słuchać, więc wszystko się powinno widzom zagrać.

Więcej zarzutów nie mam. "Spartakus. Miłość w czasach zarazy" to spektakl, który wiele mówi o współczesnej Polsce i o nas. Wiele złego, ale dobrego trochę też.

Obsada: Maria Dąbrowska, Adrianna Janowska-Moniuszko, Anna Januszewska, Krystyna Maksymowicz, Ewa Sobczak, Helena Urbańska, Beata Zygarlicka, Arkadiusz Buszko, Robert Gondek, Adam Kuzycz-Berezowski, Michał Lewandowski, Maciej Litkowski, Wiesław Orłowski, Przemysław Walich, skrzypce: Piotr Walenciak.

Reżyseria: Jakub Skrzywanek, scenariusz: Weronika Murek i Jakub Skrzywanek, dramaturgia: Weronika Murek, scenografia: Daniel Rycharski, kostiumy: Natalia Mleczak, muzyka: Karol Nepelski, reżyseria światła: Aleksandr Prowaliński, choreografia: Agnieszka Kryst, wideo: Krzysztof Kuźnicki i Jakub Skrzywanek, asystent reżysera: Adam Kuzycz-Berezowski, asystentka kompozytora: Oktawia Pączkowska, zdjęcia: Piotr Nykowski.
Współpraca przy spektaklu: Stowarzyszenie Lambda Szczecin w kwestii reprezentacji osób LGBTQ, Koło Gospodyń Wiejskich ze wsi Stobno, studentki Akademii Sztuki w Szczecinie: Inez Dapszus, Anastazja Stańczyk, Dorota Szynkaruk, Alicja Woland, konsultantka z zakresu psychiatrii dziecięcej: dr Maja Herman, konsultantka z zakresu suicydologii: Danuta Sowińska, konsultanci z zakresu ratownictwa medycznego: Rozalia Jaz, Wojciech Maciantowicz.



Małgorzata Klimczak
Dziennik Teatralny Szczecin
18 maja 2022
Portrety
Jakub Skrzywanek