...ach śpij, bo nocą...

"Sen nocy letniej" to najczęściej wystawiana sztuka Szekspira, którą tym razem możemy obejrzeć na scenie Teatru Nowego w Poznaniu. Napisana dla królowej lub weselnej pary pod koniec XIX wieku opowiada miłosną historię... Kościelniak zrobił z tej wielkiej angielskiej inscenizacji widowisko, które określa mianem trans-opery...

Sztuka opowiada historię trzech par i jak na twórcę „ Romea i Julii” to dość lekkie dzieło. Poznajemy opowieść o miłości Hermii i Lizandra, Demetriusza i zakochanej w nim Heleny oraz króla elfów Oberona i nieokiełznanej królowej Tytanii. Ojciec Hermii nie zgadza się na małżeństwo córki z Lizandrem, więc zakochani uciekają do lasu. W ślad za zrozpaczonymi kochankami podąża zazdrosny o Hermię Demetriusz, a za nim znów zakochana w nim Helena… W całą historię zamieszane są leśne duszki, głównie Puk. Sztuka kończy się szczęśliwie, gdyż pary wracają bezpieczne z lasu i same twierdzą, że musiał to być sen… To kilka słów dla tych, którzy nie znają inscenizowanej sztuki Szekspira. 

Możdżer skomponował muzykę, która bezdyskusyjnie była mistrzowskim popisem, ale ruch aktorów, choreografia i gra świateł nie wprowadzała w trans i widzowie nie stawali się bardziej wrażliwi na sztukę jak zamierzyli twórcy, a raczej głębiej zapadali się w fotele. Powstało dzieło, które z chęcią wysłuchałabym w radiu, ale niekoniecznie poszła na nie do teatru. 

Korespondencja sztuk. Akty podzielone były kilkuminutowymi filmami wyświetlanymi na dużym ekranie jak w kinie. Nie rozwijała się tam akcja, ale wiedzieliśmy, co dzieje się w lesie… W prezentowanych pokazach multimedialnych grali aktorzy występujący na scenie, ale zamiast ich głosu były dymki z wpisanymi w nie kwestiami. To bardzo ciekawy zabieg, gdyż przez cały spektakl korzystaliśmy raczej ze zmysłu słuchu, a wówczas pobudzony dla odmiany został zmysł wzroku. Filmiki były czarno-białe, kolorowe z elementami karykatury reklamy. 

Myślę, że to dzieło dotarło do młodszej części publiczności, gdyż filmom towarzyszył ich śmiech. Taniec nie był porywający, mógł wprowadzić w trans, ale nieodłącznym tego warunkiem jest jego mała dynamika? To amerykański musical w polskim teatrze, ale czy naszej narodowej sztuce aż tak tego potrzeba? Czy koniecznością jest wprowadzanie na naszą scenę amerykańskich wynalazków rodem z tandetnych love story? Co z klasyką samą w sobie i tego rodzaju wrażliwością rozbudzaną w młodych ludziach? Może warto poczekać, by publiczność dorosła nie tylko do słów, ale i formy jaką proponował szesnastowieczny angielski aktor i dramaturg.



Monika Nawrocka
Dziennik Teatralny Wrocław
27 lutego 2009