Adam był Ewą a Ewa Adamem

Odważnie i kontrowersyjnie - tak właśnie było na spektaklu Ciała obce na Scenie Kameralnej Teatru Wybrzeże.

Tekst Juli Holewińskiej, który w 2010 roku doczekał się Gdyńskiej Nagrody Dramaturgicznej jest trudny, dotyka nadal śliskiego i często unikanego tematu jakim jest transseksualizm. Jednak nie jest to historia, która tylko rozczuli, zmusi do współczucia i zostanie zapomniana. Sięga ona o wiele dalej, rozprawiając się z romantycznym mitem wiecznie walczących o wolność Polaków; kładzie nacisk na indywidualny problem jednostki, która nie dość, że żyje w trudnych czasach, to musi sobie poradzić ze swoją "innością".

Adam to patriota, który wraz z kolegami próbuje walczyć o wolność kraju. Nielegalne rozprowadzanie ulotek, tajne akcje to zajęcia, którymi trudzi się wraz z grupką znajomych. Bierze ślub z Maryjką, dziewczyną, która częściej przebywa w kościele niż w domu i oprócz walki o Polskę toczy walkę ze samym sobą i o samego siebie. Bo Adam nie czuje się Adamem tylko Ewą. Jest kobietą zamkniętą w męskim ciele i nic poradzić na to nie może. Potajemnie przebiera się w fatałaszki żony, a gdy ta dowiaduje się o sekrecie męża, zabiera ich dziecko i zostawia go. On decyduje się na zmianę płci, której konsekwencją jest nowotwór jelita. Opuszczona, żyjąca w nędzy - już Ewa - powoli umiera.

Wspólnym mianownikiem obu tych historii jest wolność. Jest ona pożądana, ma dać siłę i nadzieję na lepsze życie. W jednym z tych przypadków sen się spełnia - po 1989 roku Polska staje się wolna. Jednak Adam-Ewa te walkę przegrywa. Tylko pozornie udaje mu się zrealizować zamierzony cel, ponieważ w istocie dochodzi do zmiany płci, jednak co z tego, gdy odtrącenie, obrzydzenie i samotność wygrywają, wykluczając Ewę z życia społeczno-towarzyskiego. Brzydzi się jej syn, który dopiero później przełamuje się i stara się pomóc, lekarz i narzeczona jedynego potomka.

Narracja spektaklu prowadzona jest dwutorowo. Na jednej płaszczyźnie widz obserwuje aktywnych opozycjonistów, dzielnie walczących z esbecją; na drugiej historię człowieka rozbitego, uwikłanego w dramat życia, z którego nie ma wyjścia innego niż śmierć. Te dwie płaszczyzny czasowe zostają sprytnie wyodrębnione za pomocą kostiumów. Kiedy przenosimy się w lata 80. aktorzy zakładają wełniane swetry, na myśl przywodzące środowiska studenckie, które nosiły się w podobny sposób.

Na uwagę zasługuje też świetnie zorganizowany ruch sceniczny. Artyści poruszają się po scenie szybko, skaczą, czołgają się, wspinają. Chaotyczne choreografie połączone są z wyuzdanymi układami, jednak mimo tego nie stanowią labiryntu nie do przejścia.

Z przyjemnością można obserwować aktorów, którzy doskonale odtwarzają swoje role. Świetny Marek Tynda (Adam-Ewa) kreuje postać nietuzinkową, epatującą różnorodną mieszanką emocjonalną. Umiejętnie przechodzi z postaci Adama do Ewy, kreując różne epizody z ich życia. Jego końcowy monolog jest naprawdę godny obejrzenia, nasączony bólem i dramatyzmem oddaje stan duszy i ciała sfatygowanej własnym życiem Ewy.

Sugestywna scenografia przypominająca model DNA rozciąga się prawie na całą scenę. Składa się z "nitek" koloru czerwonego i białego, co od razy naprowadza widza na patriotyczny trop.

"Ciała obce" to niewątpliwie odważna propozycja Teatru Wybrzeże. Mimo tego, że uważamy się za społeczeństwo, w którym temat płciowości przestaje być tematem tabu, to nadal budzi on kontrowersje. Spektakl, momentami nieco przeciągany, uważam za dobrze zrealizowane dzieło. Mocne i skierowanego do inteligentnego i wrażliwego widza.



Ewa Wójcicka
Teatr dla Was
18 kwietnia 2012
Spektakle
Ciała obce