Agustin Egurrola: Podlaska opera jest słynna na całą Polskę

- Takiej opery z laserami jeszcze nie widzieliśmy - mówi AGUSTIN EGURROLA, główny choreograf "Czarodziejskiego fletu", którego premiera odbędzie się już dzisiaj w Białymstoku.

Dzisiaj w Operze i Filharmonii Podlaskiej po raz pierwszy zostanie wystawiona słynna opera Wolfganga Amadeusza Mozarta "Czarodziejski flet". Jesteś autorem choreografii do tego spektaklu. To było trudne zadanie?

- To była trudna, koronkowa praca. Musiałem być cały czas wsłuchany w artystów i podążać za ich wrażliwością, ich interpretacją. Zazwyczaj mam duży wpływ na to, co robię i mogę często autorytatywnie podejmować pewne decyzje. Natomiast tutaj musiałem być bardzo skupiony na potrzebach wykonawców i dyrektora muzycznego. Nie jest to taka choreografia, do jakiej zdążyłem przyzwyczaić odbiorców. W "Czarodziejskim flecie" było dużo pracy nad każdym gestem, nad detalem.

Widziałeś wcześniej inne inscenizacje tej opery?

- Nigdy nie byłem na tej operze na żywo, ale obejrzałem wszystko, co udało mi się znaleźć sfilmowanego - łącznie z bardzo klasycznymi, wręcz ortodoksyjnymi inscenizacjami. I muszę przyznać, że nigdzie nie widziałem czegoś podobnego do tego, co zobaczą widzowie w Operze Podlaskiej. Nigdzie nie było takiej multimedialności. W Białymstoku podjęliśmy absolutnie fantastyczną próbę ukazania nowego oblicza tej opery. Cieszę się, że mogę tu być i to współtworzyć.

Scenografia będzie ciekawa. Pojawią się między innymi lasery...

- Tak, scenografia jest fantastyczna i nowatorska. Scenograf Radosław Dębniak wraz z żoną Moniką Graban, odpowiedzialną za kostiumy, pokażą nam nową jakość opery - opery, z ogromną ilością efektów specjalnych, wykorzystujących multimedia.

Duże możliwości techniczne podlaskiej opery ułatwiały pracę nad choreografią?

- Tak, gdyż dały niezwykłą przestrzeń do urzeczywistniania twórczych koncepcji. Jestem pod wrażeniem całego budynku Opery, jego możliwości. Szkoda, że w Warszawie nie mogę pracować w takim obiekcie. Do tego dochodzą jeszcze niesamowicie pracowici ludzie, którzy wspaniale dopełniają to miejsce. Mam nadzieję, że jeszcze nie raz uda mi się tutaj pracować.

Której z postaci z "Czarodziejskiego fletu" najtrudniej było ułożyć choreografię? Królowej Nocy czy może ptasznikowi Papageno?

- Królowa Nocy ma bardzo ograniczony ruch. Jest dostojna i dumna. Natomiast Papageno to bardzo charakterystyczna postać - wielobarwna i bardzo ekspresyjna. Z nim rzeczywiście było bardzo dużo pracy. Ale myślę, że odtwórcy roli Papageno, a jest ich dwóch, są gotowi do wyzwań. Nie boją się eksperymentować.

Czy już wcześniej miałeś okazję robić choreografię do muzyki Mozarta?

- To jest mój debiut. Po raz pierwszy obcuję z klasyką aż tak blisko. Jest więc we mnie trochę niepokoju, czy podołam. Tym bardziej, że nie wiem, czy dokładnie tak powinienem niektóre rzeczy interpretować. To duże wyzwanie, ogromna nauka i doświadczenie.

Jak to się stało, że trafiłeś do pracy w Operze Podlaskiej?

- Myślę, że wszyscy białostoczanie są dumni z tej opery. Jest sławna na całą Polskę, więc w momencie, kiedy zadzwonił do mnie pan dyrektor i zapytał, czy podejmę się pracy przy "Czarodziejskim flecie", nie mogłem odmówić. To ogromne wyróżnienie dla każdego choreografa. Nie zastanawiałem się nawet jednego dnia i powiedziałem: tak.

Jesteś jurorem programu "Mam talent". W ostatniej edycji, w półfinałach, mogliśmy oglądać aż cztery grupy z Białegostoku. Wśród nich był dziecięcy zespół czeczeński Lowzar. To ty sprawiłeś, że nasi chłopcy znaleźli się w półfinale, bo przycisnąłeś złoty guzik.

- Kiedy obserwuje się taką energię i precyzję, jaką pokazał Lowzar, to nie ma innej możliwości. Dawno czegoś takiego nie było w telewizji! Widać, że chłopcy nie grają, nie udają, że cieszą się tym, co robią. Ich taniec nie dość, że jest pełen przeróżnych, trudnych technicznie elementów, to widać w nim emanującą z tych młodych tancerzy ogromną radość. I myślę, że to mnie w nich przekonało najbardziej.

Lowzar nie wygrał programu "Mam talent", mimo że był jednym z twoich faworytów. Jest ci trochę żal?

- Troszkę smutno, bo to właśnie im dedykowałem mój złoty przycisk w programie. To, co oni pokazują, to bardzo wysoki poziom, fantastyczna energia i niezwykłe widowisko. Ten finał, jak zresztą każdy finał "Mam talent" był bardzo trudny. Każdy, kto się tam znalazł jest wyjątkowy i telewidzowie naprawdę mieli ogromny problem z dokonaniem wyboru. Jednak to, co Lowzar zaprezentował w odcinku finałowym, czyli różnego rodzaju tańce góralskie, nie do końca się sprawdziło. Myślę, że powinni pokazać, tak jak na samym początku, spójną prezentację, swoją sprawność i siłę.

W "Mam Talent" występowali też inni białostoccy tancerze. Widać ich zresztą w różnych programach telewizyjnych, m.in. w "You can dance", w którym również byłeś jurorem. Sądzisz, że Białymstoku drzemie jakaś niezwykła energia taneczna?

- Tak. W Białymstoku są bardzo dobrzy nauczyciele tańca, którzy mają pasję i zarażają nią innych. Młodzi ludzie z Białegostoku są bardzo ambitni. Obserwuję ich na castingach i w programach, jak sobie radzą, jacy są pewni siebie. A tę pewność wynosi się z domu, ze środowiska z którego się wyrasta. To jest chyba tajemnica tego miasta. Że są tu ludzie, którzy potrafią zmotywować młodzież do pracy i do walki o marzenia. To nie jest przypadek, że tak wielu ludzi z Białegostoku chce zdobywać świat.

Czy jest moment, w którym jest już zbyt późno, by zacząć tańczyć? Ty sam zacząłeś dopiero w wieku 19 lat.

- Na odkrycie pasji nigdy nie jest za późno! Wiek nie jest w tym przypadku żadnym ograniczeniem. Taniec odblokowuje i pozwala pełniej wyrazić emocje, które w każdym z nas drzemią. Jest rodzajem terapii. Myślę, że ludzie, którzy tańczą mają mniej problemów z wyrażaniem siebie.Poza tym, są różne techniki tańca, w tym takie, które pozwalają tańczyć do późnej starości, jak tango argentyńskie czy chociażby salsa. Jest wiele sytuacji, w których taniec może nam towarzyszyć przez całe życie. Jeżeli coś się robi z głębi serca, to można to robić bardzo długo. Fakt, że osoby, które - tak jak ja - zaczynają tańczyć dość późno, muszą przełamać stres, tremę przed prezentacją. Mi na początku sprawiało to ogromny problem. Miałem niskie poczucie wartości. Zajęło mi dużo czasu, zanim przyszła wiara w siebie i w to, że ludzie mogą zachwycać się tym, co robię.

A masz jeszcze czas, ochotę i energię, by tańczyć dla przyjemności?

- Z tym jest najtrudniej. Tyle energii i czasu pochłania mi to, co robię zawodowo, że trochę brak mi w życiu równowagi, miejsca dla siebie prywatnie. I nad tym muszę cały czas pracować. Chociaż nie ukrywam, że od sześciu lat, od kiedy urodziła się moja córka Carmen, jest już dużo lepiej. Uczę się gospodarować moim czasem.

Agustin Egurrola urodził się w 1968 roku w Warszawie. Tancerz i choreograf, którego wielu z nas zna z telewizji. Jest jurorem w programie TVN "Mam talent", pamiętamy go również z show "You Can Dance-Po prostu tańcz" oraz z "Tańca z gwiazdami", gdzie był głównym choreografem. Założyciel i dyrektor Egurrola Dance Studio w Warszawie. Zaczął tańczyć w wieku 19 lat. Na swoim koncie ma wiele choreografii, m.in. do Festiwalu w Opolu, Sopot Festival, Koncertu Jubileuszowego 50-lecia Telewizji Polskiej oraz 30-lecia Programu TVP2. Współpracował z artystami polskimi i zagranicznymi, m.in. z Garou, Natalią Oreiro, Boney M., Marylą Rodowicz, Dodą, Natalią Kukulską i Justyną Steczkowską.

- Jestem pod wrażeniem całego budynku podlaskiej Opery, jego możliwości - mówi Agustin Egurrola. - Szkoda, że w Warszawie nie mogę pracować w takim obiekcie. Mam nadzieję, że jeszcze nie raz uda mi się pracować w Białymstoku



Urszula Krutul
Gazeta Współczesna
20 grudnia 2014
Spektakle
Czarodziejski flet