Aktorzy walczą z fokami

Foki postanowiły wystawić "Grażynę" Mickiewicza, a aktorzy czują się niepotrzebni i sfrustrowani. To fantazja czy rzeczywistość? Odpowiedzi należy szukać w spektaklu "Foki" według pomysłu Pawła Soszyńskiego i Marii Magdaleny Kozłowskiej, który można oglądać w Teatrze Małym w Szczecinie.

Polskę obiega niecodzienna nowina: podopieczne fokarium w Szczecinie wystawiły „Grażynę" Mickiewicza. Zdarzenie jest zagadką zarówno dla naukowców, jak i krytyków teatralnych. Czy spektakl to zakodowana wiadomość od zwierząt do człowieka? Symptom kryzysu klimatycznego? A może to po prostu nadinterpretacja/ fake news/ propaganda?

Taki jest punkt wyjścia najnowszego spektaklu w Teatrze Małym w Szczecinie. Pomysł narodził się podczas zagranicznego wyjazdu do Turcji, podczas którego Maria Magdalena Kozłowska i Paweł Soszyński rozmawiali o współczesnym teatrze i jego kondycji. W rezultacie doszli do wniosku, że w teatrze wszystko już było, trudno znaleźć coś, co może zaskoczyć i przyciągnąć widza, dlatego reżyserzy sięgają po coraz bardziej dziwaczne czy szokujące środki.

Według realizatorów tego spektaklu klasyka ubrana jest często we współczesny kostium, co być może ma pokrywać archaiczność niektórych tekstów. To takie pójście na łatwiznę, żeby widz w tym nowoczesnym wydaniu mógł znaleźć jakieś wspólne punkty między czasami, kiedy klasyka powstała (czyli czasami starożytnością albo XV wiekiem), a czasami obecnymi.

Tylko czy to coś daje? Czy stawianie na jakieś udziwnienia jest dobrym pomysłem na przyciągnięcie widowni i jak daleko można w te udziwnienia pójść, żeby widownia zechciała zapełnić kilkusetosobową salę? W dobie głupawych programów telewizyjnych czy masowych widowisk na stadionach, zdobyć publiczność teatralną (nową, nie stałą i zaangażowaną) może się okazać karkołomnym zadaniem. Nawet foki w fokarni zdobywają większe uznanie niż ludzki teatr.

Tymczasem ludzcy aktorzy zbiorowo przechodzą załamanie nerwowe. Szalona popularność fok odbiera teatrowi publiczność. Aby ją odzyskać, aktorzy na nowo poszukują istoty bycia na scenie. Czy jest nią budzenie śmiechu? Płaczu? A może roztopienie się w chóralnej pieśni?

Oczywiście w spektaklu cała ta sytuacja jest ujęta w dość duży nawias i może nawet się wydawać primaaprilisowym żartem, ale być może aktorom naprawdę nie jest do śmiechu. Jedną z głównych kwestii, która została podjęta w tym spektaklu, jest refleksja nad kondycją aktora, nad tym, kim on jest na scenie. Czy ma tylko rolę służebną wobec teatru, czy jednak zachowuje indywidualność?

Pomysł był ciekawy, z realizacją wyszło trochę gorzej, chociaż trudno powiedzieć, co nie zagrało. Są sceny bardzo dobre. Szczególnie te grupowe na piątkę aktorów. Pierwsza scena niemal od razu nasuwa skojarzenia z Bogusławem Schaefferem i jego "Scenariuszem dla trzech aktorów", gdzie podglądamy aktorów zza kulis. Tutaj też aktorzy mówią o sobie, o swoim życiu, o swoich udrękach. Przychodzą do teatru, żeby błyszczeć, a wylewają gorzkie żale. Albo się chwalą. Jak im szło w szkole teatralnej, jacy są doskonali w swojej pracy. Wszyscy mówią jednocześnie, nikt nikogo nie słucha, bo nikt z nikim nie rozmawia, a każdy przemawia, jakby szukał widza dla swego przemówienia.

A jednak z tych przemówień można wyłapać drugie dno, z którym borykają się aktorzy. Ból istnienia na nędznym poziomie, bo przecież w teatrze niewiele się zarabia, a byle jaki niewykształcony celebryta zdobywa większą popularność niż aktor. Walka jest nierówna. Mimo to aktorzy próbują walczyć. W lateksowych ubraniach umieszczeni w fokarium próbują zachować swoją godność. Nie chcą być fokami, chcą grać wielkie role, ale czy ktoś chce te wielkie role oglądać?

Sceny zbiorowe to najmocniejsze punkty spektaklu. I tu trzeba przyznać, że trójka bardziej doświadczonych aktorów - Grażyna Madej, Joanna Matuszak i Konrad Pawicki - radzi sobie dużo lepiej niż ich młodsi koledzy. Każdy z aktorów ma scenę solową i właśnie w tych scenach gra tej trójki naprawdę wywołuje emocje.

Mimo to właśnie w tych solowych przerywnikach tempo siada i to jest główny zarzut dla tego spektaklu.

Na pewno należy pochwalić realizatorów za scenografię, która jest bardzo dynamiczna i "współgra" z aktorami oraz za dobrą muzykę.

"Foki" to ważny spektakl, bo dotyka ważnego problemu, do którego realizatorzy podeszli w niecodzienny sposób. Trochę nas bawią, a trochę wzruszają. A na pewno zmuszają do refleksji. Bo to my jesteśmy tymi widzami, którzy dokonują wyboru - sztuka wysoka czy sztuka masowa.

Reżyseria: Maria Magdalena Kozłowska, tekst: Magda Kupryjanowicz, Maria Magdalena Kozłowska, dramaturgia: Magda Kupryjanowicz, kostiumy i scenografia: Jan Tomza-Osiecki, muzyka: Maria Magdalena Kozłowska, Jan Tomza-Osiecki, światło: Aleksandr Prowaliński, materiały video: Witek Orski, montaż: Maria Toboła, konsultantka merytoryczna: Anna Barcz, projekt plakatu: Pełnia Studio, fot. Karolina Babińska, zdjęcia ze spektaklu: Piotr Nykowski.
Obsada: Grażyna Madej - Grażyna, Joanna Matuszak - Joanna, Kondrad Beta - Konrad, Nikodem Księżak - Nikodem, Konrad Pawicki - Konrad.
Premiera, 8 kwietnia 2022.



Małgorzata Klimczak
Dziennik Teatralny Szczecin
12 kwietnia 2022
Spektakle
Foki