Aktorzy z Wybrzeża w "Poskramianiu złośnicy"
"Poskromienie złośnicy" należy do sztuk z pogranicza ciętej w słowach komedii i dramatu, którego sedno dotyczy problemów buntowniczej natury człowieka i daremnych sposobów jej powściągnięcia. Ponadto, wiele w niej pyta o granice wolności dyktowane rodzicielskim zapałem spełniania się w roli opiekuna cnót swoich pociech czy (nieodłącznych dla dramaturgii Szekspira) konspiracyjnych sztuczek w celu osiągnięcia bogactwa.Rzecz zawarta w tytule dzieje się jednak w czasach, w których żyjący powoli odchodzą od praktykowania metod wychowywania córek poprzez zasadę pierwszeństwa starszej siostry w ceremoniale zaślubin. Mimo to bohaterzy dramatu – uwikłani w pułapkę tradycji i żelaznych zasad rodzinnych – z niecierpliwością oczekują godnego kandydata dla wybrednej i , co gorsza, niepokornej Katarzyny. A ta, jakby na złość marzeniom kochliwej siostry i ojca-swata, nadyma usta i tupie nogami w proteście przed odwiedzinami zalotników. Jedynym lekarstwem na oponenckie docinki starszej córy pozostaje… tak samo nieposkromiony język przyszłego narzeczonego Petrycego, którego wcześniej stosowane konformistyczne zagrywki nie odniosły skutku.
Modernizacja dramatu poprzez współczesne kostiumy i gesty na miarę młodzieży XXI wieku, balonowe gumy w pomyśle nad przedstawieniem miłosnych uniesień kochanków i muzyczny akompaniament wykorzystujący popowe refreny, urozmaiciły znane wszystkim „Poskromienie złośnicy”. Nie mogliśmy więc narzekać na nudę, skoro powszednie dla nas sceny nauczania muzyki dopełniła prawdziwa bitwa na bitą śmietanę i zabawne igraszki rozochoconych bohaterów. Podobnie rozegrany był prolog – dzisiejszy pijak, ubrany w śmieszny strój polskiego domownika, odpoczywający po haustach przysłowiowej wody życia, którego nieodłącznym towarzyszem pozostaje szumiący telewizor. Komedia stanowiła więc aluzje do naszych czasów, ale nie tych przygnębiających i uginających się pod ciężarem cywilizacyjnego chaosu, ale śmiesznych i oswobodzonych od przesadnej kurtuazji.
Na uwagę zasłużyła gra aktorów- zwłaszcza tych należących do młodego pokolenia. Mimo drobnych potknięć i rzadkich ostentacyjnych gestów, które przecież można usprawiedliwić ich młodzieńczym wiekiem, nie odstawali od reszty postaci, granych przez zasłużonych swym doświadczeniem i talentem artystów. Świadomie nieporadny, ale wybuchowy Petrycy czy drażliwa Kasia o drobnej, ale wojowniczej sylwetce wzbudzili spore zaskoczenie w oczach tych, którzy zwykli oceniać kunszt aktora poprzez pryzmat jego wieloletniej praktyki.
Reasumując nastroje widowni podczas niedzielnego przedstawienia, należy już chyba tylko dodać uwagę o tym, że nowoczesne wydanie klasycznych utworów Szekspira bywa w swej odsłonie wcale nie gorsze (może zwyczajnie inne) od konwencjonalnych adaptacji. Pytanie; czy nie lepsze?
Justyna Jazgarska
Dziennik Teatralny Trójmiasto
12 sierpnia 2009