Alternatywa czy amatorka?
Łódzkie Spotkania Teatralne to nie tylko prezentacje przedstawień mistrzowskich, występy zagranicznych gości i konkurs młodych teatrów, to także warsztaty, burzliwe rozmowy pospektaklowe oraz spotkania z interesującymi ludźmi - trzeciego dnia Festiwalu można było porozmawiać z Lechem Raczakiem, twórcą największego w Europie festiwalu teatralnego "Malta" w Poznaniu, założycielem Teatru Ósmego Dnia. W tym roku mogliśmy także wziąć udział w seminarium "Czy dzisiaj teatr ma język?" oraz obejrzeć Manifestacje, będące wynikiem współpracy kilku teatrów. Działo się.DZIEŃ I
Zasadniczo Łódzkie Spotkania Teatralne rozpoczęły się już 3 grudnia, kiedy to można było wziąć udział w warsztatach z Akademią Ruchu - poznać warunki komunikacji wizualnej oraz znaczenie świadomości ciała i treningu ruchowego w pracy aktora. Jednak oficjalne otwarcie kilkudniowego teatralnego święta, najstarszej łódzkiej cyklicznej imprezy kulturalnej, nastąpiło właśnie 4 grudnia. Obejrzeliśmy 3 spektakle konkursowe i 2 w ramach prezentacji. Spostrzeżeniami można się było wymienić podczas rozmów odbywających się każdego dnia późnym wieczorem lub popołudniem w Łódzkiej Piwnicy Artystycznej „Przechowalnia” (dzień pierwszy) oraz w jednej z sal Łódzkiego Domu Kultury (dzień drugi i trzeci). A było o czym rozmawiać.
Ku zaskoczeniu wszystkich wieloletni Dyrektor Artystyczny Spotkań Marian Glinkowski otwierając Festiwal poinformował zgromadzonych o swojej decyzji - od przyszłego roku zrzeka się swojej funkcji na rzecz Anny Perek, bowiem nadszedł czas, by oddać opiekę nad świętem teatru alternatywnego w ręce ludzi młodych. „Trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść niepokonanym” - nic dodać, nic ująć.
Jeśli chodzi o zaprezentowane spektakle w pamięć zapadało przedstawienie „Była Żydówka, nie ma Żydówki” Stajni Pegaza z Sopotu grane w ramach prezentacji - było jedyną udaną próbą opowiedzenia historii, bowiem afabularność i fragmentaryczność pozostałych spektakli zaczynała po pewnym czasie męczyć. Trudno zapomnieć także konkursowe „Spal mnie!” Teatru Soliloquium, jednak zadecydowała o tym raczej traumatyczność prezentowanych treści i psychodeliczny charakter obrazów puszczanych na wielkim ekranie podczas przedstawienia. Akademia Ruchu zaprezentowała retrospektywę ze swej działalności przypominając m.in. ideę kolejek do nikąd, a Teatr Lustra Strona Druga górnolotnie stwierdził, że „kolor czerwony jest dokładnie taki sam jak inne - dopiero wszystkie naraz tworzą pełnię światła”. Pewnie nie zgodziliby się z tym twórcy Akademii Ruchu, których obsesja na punkcie tego koloru (oczywiście w początkach ich działalności miało to silny wydźwięk polityczny) dała o sobie znać. Spotkania zaczęły się ciekawie, ale bez rewelacji.
DZIEŃ II
Za to drugiego dnia czekały na nas same rewelacje, niekoniecznie w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Drugie Manifestacje (z udziałem Komuny Otwock, Teatru Realistycznego, Teatru Zielony Wiatrak i Art. 51) dotyczące teatru zaangażowanego sprowadziły się do zaprezentowania nagranych na wideo wyników ankiety oraz wysypania na publiczność kilkunastu kilogramów mąki, co skutecznie zniechęciło widzów, którzy w pośpiechu opuścili salę, a także przyczyniło się do podtrzymania stereotypu teatru alternatywnego, w którym to „rzuca się w widza błotem, chlapie go farbą i polewa wodą”. A wszystko to w ramach walki z „wszechobecnym teatralnym skostnieniem”. Eksperyment niepotrzebny i zupełnie nieudany.
Sporo namieszał Teatr Porywacze Ciał, który swoim spektaklem „More heart core!” zaktywizował publiczność, wyzwał na pojedynek naszego wewnętrznego szakala, czyli drzemiące w nas zło oraz swoją prowokacyjną postawą wywołał wewnętrzny niepokój i zmusił widzów do skrajnych reakcji. Były wyzwiska, sporo agresji, dużo krzyku - szakal pozornie został zniszczony, nastał czas żyrafy, czyli odpoczynku, harmonii i relaksu. Jednak pod koniec spektaklu okazało się, że to tylko pozory, powrót szakala był nagły i bolesny. Widzowie musieli zabrać swoje rzeczy i wynosić się z FabryStrefy, w której odbywało się widowisko. Szakal wywalił wszystkich za drzwi.
Tego dnia miały miejsce jeszcze trzy inne godne odnotowania wydarzenia. Pierwszym był spektakl Teatru Amareya z Gdańska, który zaprezentował „Teatr anatomiczny”, czyli widowisko o miłym, transowym rytmie i mniej przyjemnej treści. Jednak zmuszało do myślenia, prowokowało pytania dotyczące znaczenia ludzkiego ciała i sposobów jego odbioru, które często są uwarunkowane kulturowo. Drugie zdarzenie to „Jarzenie” Teatru Palmera Eldritcha, które było najbardziej dojrzałą dotychczasową wypowiedzią artystyczną. Dobrym pomysłem było zorganizowanie rozmowy z dr Piotrem Olkuszem z Uniwersytetu Łódzkiego, Pawłem Sztarbowskim z Instytutu Teatralnego i Joanną Derkaczew z „Gazety Wyborczej” o tym, „Czy dzisiaj teatr ma język?” - bo taki tytuł miało godzinne seminarium, które odbyło się w ramach Spotkań. Największą jego zaletą był fakt, iż tu mógł wypowiedzieć się każdy, nie byliśmy już skazani na łaskę i niełaskę twórców, którzy atakują bezbronnego widza, wylewając mu na głowę wiadro pomyj. I chwała Bogu.
DZIEŃ III
Najciekawszym punktem dnia było spotkanie z Lechem Raczakiem (niestety znacznie skrócone z powodu opóźnień w programie) - twórcą największego w Europie festiwalu teatralnego „Malta” w Poznaniu, założycielem Teatru Ósmego Dnia. Co ciekawe w trzech niezwykle trafnych zdaniach określił on różnice między teatrem alternatywnym i instytucjonalnym, między ich językami i środkami wyrazu, czego dzień wcześniej przez ponad godzinę nie potrafili dokonać uczestnicy seminarium „Czy dziś teatr ma język?”. Było to niezwykle pouczające, zważywszy, że w seminarium brali udział Paweł Sztarbowski i Joanna Derkaczew, osoby - co by nie mówić - opiniotwórcze, a przynajmniej za takowe uchodzące. Uwzględniając fakt, iż pytanie o język teatru nie spadło na nich jak grom z jasnego nieba (zakładam, że świadomie zgodzili się poprowadzić ten panel dyskusyjny), trzeba przyznać, że pan Raczak - nieświadomie - dokonał na nich intelektualnego nokautu. Zwyciężyło doświadczenie.
Ten dzień Spotkań wyróżniały także występy gości zagranicznych - z Czech i Ukrainy. Poziom przedstawień prezentowanych przez pozostałe teatry utrzymał się na dotychczasowym poziomie. Najciekawszy był Teatr Prób ze swoją „Czarną skrzynką” - udało się nawiązać kontakt z publicznością i wciągnąć widzów w opowiadaną historię, a raczej w dialog z historią, spektakl był bowiem próbą zmierzenia się z (wszech)polskim obciążeniem historycznym. Przedstawienie nie utonęło w patosie i nie zamęczyło widza natrętnym dydaktyzmem, co zdecydowanie było jego największym atutem.
Podsumowanie
Wnioski są niestety smutne. W rozmowach oraz podczas seminarium nieustannie przewijała się powracająca jak bumerang teza - w dzisiejszych czasach teatralna „konserwa”, a raczej to, co miałoby nią być, czyli teatr instytucjonalny, zrównał się w środkach wyrazu oraz podejmowanych tematach z tzw. alternatywą, a wolność twórcza charakteryzująca reżyserów pracujących w instytucjonalnych teatrach repertuarowych jest tak duża, że przestała być wyznacznikiem przynależności do którejkolwiek z grup. To niepokojące, że do takich wniosków rozmówcy dochodzili podczas imprezy, która miała być jednym z największych świąt teatru alternatywnego. Niestety znajdowało to odzwierciedlenie w spektaklach konkursowych, które przypominały przedstawienia teatrów amatorskich, nie alternatywnych. Teatr alternatywny (a dla mnie pod tą nazwą kryje się to, co proponuje widzom m.in. wrocławski Teatr Pieśń Kozła, czy łódzki Teatr Szwalnia) ma być czymś odmiennym od teatru instytucjonalnego, co wcale nie oznacza, że ma reprezentować niższy poziom warsztatowy. Przeciwnie. I pod tym względem spektakle konkursowe naprawdę rozczarowywały, nie różniąc się niemalże niczym od przedstawień prezentowanych na Łódzkim Przeglądzie Teatrów Amatorskich. Spektakle o dużo wyższym poziomie pokazywano w ramach prezentacji, poza konkursem i były to naprawę ciekawe przykłady artystycznych wypowiedzi teatrów alternatywnych (Teatr Porywacze Ciał, czy Komuna Otwock). Nie ma jednak pokolenia, które byłoby w stanie kontynuować tradycje Teatru Ósmego Dnia, czy Akademii Ruchu. Czyżby alternatywa w polskim teatrze przestała istnieć?
Olga Ptak
Dziennik Teatralny Łódź
7 grudnia 2009