Ambiwalencja wyobcowania

Scena w Bramie to miejsce o szczególnej specyfice. Gołe mury i kameralna, naznaczona z góry przestrzeń, sprawiają, że już od przekroczenia progu wytwarza się tu szczególna atmosfera wydarzenia spektaklu.

To oczywiście stanowi o niepowtarzalnym potencjale maleńkiej sceny, ale jednocześnie jest ogromną trudnością dla twórców, którzy muszą poddać się z góry narzuconej konwencji estetycznej.

W przypadku "Emigrantów" warunki wydają się być jednak idealne. Ascetyczność pomieszczenia, którego obraz wyłania się z tekstu Mrożka i jakiś rodzaj piwnicznego brudu, ohydy i zimna, mógł zostać tu wykreowany przy pomocy kilku przedmiotów: stołu, dwóch prycz, łysej żarówki, suszących się na sznurku łachów i kilku pomniejszych rekwizytów. Więcej nie było potrzebne, wystarczyło wyeksponować suchość i nieregularność szaro-ceglanych ścian.

Twórcy spektaklu potraktowali tekst Mrożka bardzo wiernie - od dialogów, po koncepcje kreacji postaci i wspomnianą już, po troszę narzuconą, scenografię. Ale jak też inaczej można traktować ten dramat? W końcu przez niejednoznaczność określenia kim są ci "emigranci", staje się on niebywale aktualny i uniwersalny. Całe rozmycie tożsamości postaci może zostać ukazane tylko przy literalnym podejściu do dzieła. Trudno wyzbyć się poczucia, że każda, bardziej swobodna interpretacja, ukazanie za pomocą Mrożka określonego, współczesnego nam konfliktu, problemu czy nagięcie postaci do jakichś ostrzej zarysowanych konturów, charakterów, byłoby krzywdzące.

To, co uwydatnił autor "Emigrantów", uwydatnia się również na scenie i to jest chyba największą zaletą spektaklu w Teatrze Słowackiego: cała ambiwalencja wyobcowania, spowodowana wewnętrzną blokadą niemożność powrotu, melancholia i tęsknota, a zarazem uzależnienie od nich, a także to co jest między postaciami: wzajemne przywiązanie, mimo różnic i irytacji, przeradzające się w agresję niezrozumienia.

Ta tragikomiczna relacja dwojga ludzi, których łączy tylko poczucie inności, cały czas każe nam się zastanawiać kim oni naprawdę są? Emigrantami w obcym kraju, a może społecznymi, politycznymi bankrutami? Może są samotnym każdym, udającym, że umie funkcjonować w tym świecie, ale rozpaczliwie szukającym towarzysza swojej samotności?

Maciej Jackowski i Wojciech Skibiński nie odpowiadają na to pytanie, ale w dość przekonujący sposób ukazują sam dylemat. Mam wrażenie, że przedstawienie z pokazu na pokaz będzie dojrzewało i żyło własnym życiem. Tak, jak gdyby premiera była surową inscenizacją dramatu, do której będą narastać kolejne znaczenia, znajdowane po drodze przez aktorów i jednocześnie reżyserów widowiska,. Widowiska, które zdaje się mieć formę otwartą, podatną na zmiany, modyfikacje, poprawki, nowe gesty... jak warsztat albo samokreujący się twór sceniczny, w którym za każdym razem możemy dopowiedzieć co innego. W końcu przecież nawet długość pauzy może zdecydować o (nie)istnieniu nadziei na drogę powrotną.



Aleksandra Sowa
teatrdlawas.pl
10 kwietnia 2012
Spektakle
Emigranci