Amerykańska love story bez happy endu

"5 ostatnich lat" to historia o miłości, która się skończyła. Dramat powstał niedawno, bo w 2001 roku. Jego autorem jest Jason Robert Brown, ceniony za oceanem zarówno za twórczość literacką, jak i kompozytorską. Co ciekawe, "5 ostatnich lat" zdobyło nagrody Drama Desk Awards w kategoriach najlepsza muzyka i najlepszy tekst. Musical z sukcesem wystawiano na scenach całego świata. Doczekał się nawet filmowej adaptacji, w której zagrali m.in. Anna Kendrick i Jeremy Jordan. Zapewne świadom sukcesów musicalu zagranicą, dyrektor warszawskiej Romy, Wojciech Kępczyński, postanowił ten utwór wyreżyserować i wystawić na swojej scenie.

Fabuła nie jest oryginalna. To amerykańska love story bez happy endu. Młody Jamie zakochuje się w pięknej Cathie. Nic nie zdradzę pisząc, że ich relacja przeżywa wzloty i upadki, aby po pięciu latach zakończyć się rozstaniem. Już w pierwszej scenie przedstawiony jest smutny finał, zatem możemy się domyślić, że autorowi nie chodziło o to, by budować napięcie nagłymi zwrotami akcji. Jason Robert Brown skupił się raczej na szczegółowej wiwisekcji międzyludzkiej relacji. Poznajemy ją zarówno z perspektywy bohaterki, jak i bohatera. Co ciekawe, każdy z nich opowiada swoją historię inaczej. Cathie rozpoczyna od końca, czyli od rozstania, zaś Jamie - od romantycznych uniesień przeżywanych podczas pierwszych spotkań. Te dwa porządki przeplatają się, aby spotkać się tylko podczas jednej sekwencji - sceny ślubu. Ciągła zmienność miejsca i czasu to wyzwanie dla realizatorów. Umiejętna reżyseria światła (Jacqueline Sobiszewski) pozwoliła temu sprostać.

W głównych rolach podczas premiery można było zobaczyć Natalię Krakowiak i Łukasza Zagrobelnego. Umiejętności wokalne każdego z nich robią wrażenie. Zarówno Krakowiak, jak i Zagrobelny, skutecznie potrafią zagarnąć uwagę widzów, by w kolejnej scenie oddać ją scenicznemu partnerowi. To dopasowany duet, dynamiczny i pełen wdzięku.

Warstwa muzyczna jest zmienna. Ilustruje emocje bohaterów na różnych etapach ich związku. Pop łączy się z folkiem, aby płynnie przechodzić w rock, a niekiedy również w jazz. Są także motywy klezmerskie. Towarzyszą niektórym partiom wokalnym Jamiego, przypominając o jego pochodzeniu. Ta różnorodność stylistyczna pozwala orkiestrze pod dyrekcją Jakuba Lubowicza rozwinąć skrzydła.

Jest jednak w tym spektaklu jakaś niespójność, mimo tego, że wspomniane elementy układanki zdają się idealnie ze sobą współgrać. Trudno coś zarzucić aktorom, muzykom, choreografowi, scenografowi czy, koniec końców, reżyserowi. Niestety oglądaniu tej adaptacji niekiedy towarzyszy poczucie rozdrażnienia. Mam wrażenie, że winić za to należy polski przekład. Utwory w wersji angielskiej brzmią lekko, śpiewnie. Linia melodyczna współgra z tekstem. Część piosenek nadawałaby się na hity, których nie powstydziłyby się czołowe stacje radiowe. Niestety polska wersja tekstów rozczarowuje. Utworom brak płynności, przekaz ginie, a aktorzy muszą wykonywać "alpejskie" sztuczki, by zmieścić wyśpiewywane partie w założonych przez Jasona Roberta Browna muzycznych ramach.



Joanna Kwiatkowska
Teatr dla Was
20 stycznia 2016