Amory u króla Stasia

Libretto skompilował wieloletni dramaturg Opery Narodowej, a obecnie pełnomocnik dyrektora do spraw baletu, posiłkując się pamiętnikami słynnego uwodziciela. Oprawę muzyczną dobrano z dzieł Mozarta, w większości tych mniej znanych, młodzieńczych (orkiestrą dyryguje Jakub Chrenowicz) - wszak akcja rozgrywa się na kilka lat przed powstaniem tych utworów.

Eleganckie, stylowe dekoracje stworzył Gianni Quaranta, laureat Oscara za scenografię do "Pokoju z widokiem" i Cezara za "Farinellego". Tancerze Polskiego Baletu Narodowego nie mają może nadmiernie forsownych partii, a przynajmniej wizualnie nie sprawiają takiego wrażenia, ale stwarzają atmosferę wykwintności.

Spektakl powstał jako wkład Polskiego Baletu Narodowego w obchody 250-lecia teatru publicznego w Polsce. To działo się właśnie wtedy: legendarny Casanovą odwiedził polski dwór królewski niemal u progu rozbiorów, w latach 1765-66. Spotykał się z królem Stanisławem Augustem Poniatowskim, arystokracją, ale przede wszystkim z tancerkami dworskimi, wśród których, jak to on, nie próżnował. Akcja tej bezproblemowej estetycznej opowiastki rozgrywa się dosłownie parę kroków od miejsca, gdzie się ją wystawia; mamy tu nawet spektakl baletowy w Operalni, owym pierwszym publicznym teatrze, który znajdował się na miejscu dzisiejszego Pałacu Błękitnego w Ogrodzie Saskim.



Dorota Szwarcman
Polityka
11 czerwca 2015