Anioł jak człowiek
Nocą do luksusowego apartamentu w Moskwie dzwoni elegancki nieznajomy i dość bezceremonialnie wchodzi do środka. Zaskoczony właściciel Iwan Paszkin (Lech Wierzbowski) nie zdąży zaprotestować, bo nieznajomy zarzuca go niechlubnymi, głęboko skrywanymi faktami z jego życia. Niespodziewany gość to Niejaki Stroncyłow (Jacek Jackowicz), wysłannik... boskiej administracji.Paszkin spokój i pozycję, którą osiągnął w nowej Rosji, okupił skłonnością do alkoholu. Wierzbowski buduje tę postać delikatnymi gestami człowieka zastraszonego. Ale Stroncyłow też nie jest bez skazy. W Moskwie znalazł się za karę, ponieważ odważył się zmylić niebiańskie służby specjalne i wedrzeć się do apartamentów Stwórcy, by wyjawić swoje przemyślenia o sprawniejszym zarządzaniu naszą planetą. Jacek Jackowicz musiał zagrać wbrew swoim warunkom fizycznym i pokazać dwie twarze - sumiennego urzędnika Pana B., a zarazem karierowicza.
Wiktor Szenderowicz chce nam powiedzieć, że ludzie niewiele różnią się od boskich urzędników, a mechanizmy władzy są wszędzie takie same. Utwór jest dość przenikliwy w diagnozie współczesnego społeczeństwa rosyjskiego, a zarazem śmieszny. Autor starannie odrobił lekcje z Gogola, Bułhakowa i Oberiutów.
"Ludzie i anioły" to zabawna, dobrze napisana sztuka. Precyzyjna konstrukcja dramaturgiczna i świetne dialogi stanowią wdzięczną partyturę dla aktorów. Co z niej wydobędą, zależy wyłącznie od nich. Kaliski duet Wierzbowski - Jackowicz dobrze czuje ducha Szenderowicza, ale ja z tego spektaklu zapamiętam głównie Krystynę Horodyńską, która wcieliła się w epizodyczną rolę Likwidatora z zaświatów.
Teatr im. Wojciecha Bogusławskiego w Kaliszu: "Ludzie i anioły". Przełożył Jerzy Czech, reżyseria Grzegorz Chrapkiewicz, scenografia Marek Chowaniec
(mw)
Stefan Drajewski
Głos Wielkopolski
24 kwietnia 2009