Antykonsumpcyjna baśń Masłowskiej

Rozkręca się powoli, ale kiedy już ruszy, teatralna baśnio-ballada Masłowskiej i Glińskiej porywa i dzieci, i dorosłych. Akcja dzieje się równocześnie we śnie, w teatrze i w rzeczywistości do złudzenia przypominającej naszą.

Dorośli marzą tu o mieszkaniu w"pałacach z Castoramy", pracują w korporacjach o nazwach "Więcej więcej&więcej", śnią o "więcej i więcej" i zamartwiają się, że mają "mniej i mniej". Miłość dzieci kupują, płacąc lalkami Monster High i paczkami chipsów. W takim świecie pojawia się wygłodzona Wiedźma (Kinga Preis) polująca na pożywne dziecko. Gdy spotyka samotną, zbyt grzeczną, czyli trującą, dziewczynkę (Dominika Ostałowska), za pomocą eliksiru zmusza ją do wyprawy na widownię po rozpuszczonego bachora (denerwująco przekonujący Łukasz Simlat). W drodze towarzyszyć jej będzie bujany konik, pojawi się Żuleria von Mocz - akwizytorka kosmetyków dla wiedźm, postój wypadnie na stacji benzynowej, a cisza bywa taka, że słychać, jak "obracają się parówki na hot dogi". Opowieść co rusz przerywają reklamy bachorołapu, kolejne etapy podroży relacjonują telewizyjne prezenterki, pojawiają się cukierkowe jak reklamy dla dzieci animacje. I tylko muzyka - rockowa, mocna, grana na żywo przez Voo Voo - wybija z tego reklamowo-konsumpcyjnego świata, jaki zafundowaliśmy mi sobie i kolejnym pokoleniom. Masłowska każdy fragment pierwszej w swojej karierze baśni konsultowała ze swoją dziewięcioletnią córką i pewnie także dzięki temu dziecięcy widzowie bez kłopotów odnajdują w spektaklu cząstki swojego świata, bawią ich językowe twory autorki, nie odstrasza ironia.



Aneta Kyzioł
Polityka
12 czerwca 2014