Artyści mają prawo wyboru

Maciej Kowalewski, nowy szef warszawskiego Teatru Na Woli, chce tchnąć w niego nowe życie. Kierunek zmian wyznacza pierwsza premiera przygotowana pod jego kierunkiem: kontrowersyjny "Wyścig spermy".

Skąd pomysł na tą sztukę? Maciej Kowalewski: W internecie przeczytałem kiedyś artykuł o reality show w niemieckiej telewizji. Nazywało się to właśnie "Wyścig spermy". 12 kandydatów, w tym dwóch celebrities, oddawało swoją spermę. Widzowie oglądali perypetie nasienia wpuszczonego do specjalnej maszyny, w której był umieszczony substytut komórki jajowej. Właściciel zwycięskiej spermy dostawał czerwone Porsche. Pomyślałem - chyba już nie ma żadnych granic, skoro pokazuje się rzecz, która zawsze powinna być ukryta, czyli poczęcie. Poczęcie jest intymnością w intymności. I właśnie takie show zobaczymy w Teatrze na Woli? Ono jest tylko punktem wyjścia. "Wyścig spermy" jest dla mnie drugą częścią "Miss HIV". Moi bohaterowie pochodzą z różnych krajów, mówią różnymi językami, mieszkają gdzie indziej niż się urodzili, wyznają inną wiarę niż ta, w której się wychowali. Postawieni przed kamerami w ojczyźnie papieża Polaka są poddani manipulacji. Kiedy pisałem ten tekst, moja żona była w ciąży. Urodził mi się syn. To było graniczne przeżycie. Tym mocniej zastanawiałem się nad cudem narodzin. Chcę pokazać w sztuce także to, co się we mnie wtedy działo. Śmiały temat i ostry tytuł. Nie boi się pan reakcji środowisk skrajnie konserwatywnych? Nawet o tym nie myślę. Przedstawienie może być tylko sprawdzaniem stanu polskiej dulszczyzny. A ta chyba ma się dobrze. Nie pozwolono nam kupić reklamy "Wyścigu spermy" na bokach autobusów, a jedynie na tyłach. MZA tłumaczy, że to jest "obrażanie wartości moralnych wielu pasażerów". Zapraszam zatem wszystkich pasażerów na "Wyścig spermy". Tak - spermy właśnie! Będzie nie tylko na poważnie. Poczęcie to także radosny moment. Chce pan prowadzić scenę społeczno-polityczną. Co to oznacza dla Teatru na Woli? Nowe oblicze artystyczne i stopniową zmianę repertuaru. Mam nadzieję zatrzymać publiczność, która tu przychodziła. Na początek przenieśliśmy tu "Bombę" z M 25. Spektakle gramy przy nadkompletach. To dobry znak. To ma być teatr spraw. Ma komentować rzeczywistość i to nie tylko polską. Ale nie zamierzam uprawiać publicystyki. Zamawiam dramaty u autorów współczesnych. W tym sezonie "Czerwony kapturek. Ostateczne starcie" mojego autorstwa, "Ophera folia" zespołu Pogodno, "Amazonia" Michała Walczaka, "Siostry przytulanki" Marka Modzelewskiego, "Diva" Remigiusza Grzeli. Poważnie traktuję młodych polskich twórców. Wierzę, że mówiąc o sztuce, myślimy o wolności wypowiedzi. Stąd hasło widniejące na teatrze: "Wolna Wola". Czy wolność to także wychodzenie z przedstawieniami poza budynek teatru? Oczywiście. W klubie Karuzela graliśmy "Zabijanie Gomułki" z legnickiego Teatru Modrzejewskiej. "Dziady" oraz "Łemko" również z Legnicy zagramy w zajezdni autobusowej przy ulicy Nakielskiej. Na przyszły sezon sami szykujemy "Złego 2", na pewno poza teatrem. Chcę też pomagać grupom offowym, szukać dla nich miejsc i je promować. Chcę robić dla nich to, czego sam nie doświadczyłem, pracując jako twórca offowy. Kogo jeszcze zamierza pan zapraszać do swojego teatru? Chcę co roku pokazywać w Warszawie jeden region Polski. I wyróżnić jeden teatr, który naprawdę jest ważny. Zaczynam od Dolnego Śląska, na pierwszy ogień poszedł Teatr im. Modrzejewskiej z Legnicy. Nie wiemy jeszcze, kto będzie następny. Nie zamierza pan budować w Teatrze Na Woli stałego zespołu? Zdrowsza jest sytuacja, kiedy zbieramy się z artystami do konkretnego projektu. Chcemy pracować właśnie w takim gronie. Tak dotąd pracowałem i tak kompletowałem obsadę do "Wyścigu spermy". Nie ma przymusu. Artyści mają prawo wyboru. "Bomba" i "Wyścig spermy" to sztuki pańskiego autorstwa i w pańskiej reżyserii. Nie boi się pan zarzutu autopromocji? "Bomba" i "Wyścig spermy" to raczej pójście na łatwiznę niż promowanie siebie. Chciałem jak najszybciej wprowadzić własną koncepcję. "Bombę" przenieśliśmy, nie ponosząc właściwie żadnych kosztów, a teatr zarabia. Robiąc "Wyścig spermy", chcę osobiście nadać artystyczny ton i profil Teatrowi na Woli. To chyba naturalne. Czy "Komedie lata" i Festiwal Sztuki Mimu znikną z afisza? Festiwal Sztuki Mimu nie. Kolejna edycja jak zwykle w sierpniu. Chcę, żeby jego ranga jeszcze wzrosła. "Komedii lata" nie zamierzam kontynuować.

Agnieszka Michalak
Dziennik
12 listopada 2007