Autostrada do nieba

"Nóż w wodzie", przecina taflę jeziora, tonie w odmętach. Chwilę potem rzucają się by go wydobyć: młody mężczyzna i mężczyzna w średnim wieku. Film Polańskiego jest jak nóż na gardle.

AUTOSTRADA DO NIEBA

NÓŻ W WODZIE, przecina taflę jeziora, tonie w odmętach. Chwilę potem rzucają się by go wydobyć: młody mężczyzna i mężczyzna w średnim wieku. Film Polańskiego jest jak nóż na gardle.

WODA NIE KREW - rozmywa się w jej głębinach ledwie zarysowany dramat. Ale ab ovo, para małżeńska, uznany dziennikarz sportowy ( Leon Niemczyk) i jego żona ( Jolanta Umecka ) zabiera autostopowicza ( Zygmunt Malanowicz).

AUTOSTOPOWICZ zatrzymuje peugeota pary. Para w gwizdek. Dwójka zamienia się w Trójkąt Bermudzki.

IL NOVELLINO, w tej chwili zmienia się sceneria i środek lokomocji. Przesiadamy się z samochodu na jacht.

ROMANS, jak to w trójkącie miesza się wszystko: krew nie woda, więc Krystyna zwraca swą uwagę na młodzieńca, który jest tym samym mężczyzną, co jej mąż, tylko jeszcze wcześniej, niezbrukanym sukcesem, niezniszczonym życiem, jest tak mocno idealistą jak tamten realistą, w istocie Krystyna – każda kobieta – potrzebuje jednego i drugiego, ale nie może mieć ani jednego ani drugiego. Film staje się zaś moralitetem, w którym na wielkiej planszy mogłoby ukazać się motto:
CZAS NISZCZY WSZYSTKO.

ROSSI, nim Słońce wzejdzie, rosa wyżre oczy, przemiana, która miała się dokonać w bohaterach, nie dokonuje się albo dokonuje się tylko częściowo. Kobieta, zdradziwszy męża, z autostopowiczem, powraca do niego ze skulonym ogonem, jak Ariadna po nocy z Dionizosem,do Tezeusza.

RÓŻA, zatem Róża Wiatrów kieruje naszych protagonistów, nauczonych nieco o sobie, ku przyszłości, która jednak nadal powiązana będzie z przeszłością. Autostopowicz nie dokona spektakularnego auto da fe, przynajmniej nie w najbliższym czasie, a źle dobrane małżeństwo, mimo wszystko, nie rozpadnie się, przynajmniej nie w najbliższej przyszłości. Wszystko odbywać się będzie siłą rozpędu i zgodnie z obranym kursem. Jacht Christine jeszcze niejednokrotnie pruć będzie fale, tak jak z kłębka Ariadny odpruwać będzie nić za nicią Tezeusz, pogrążony w Labiryncie.

SHAKESPEARE, trzęsący dzidą, scenarzysta, puściwszy naszą trójkę w rejs wokół Trójkąta Bermudzkiego, ustawił się w roli obserwatora z dystansu. Tak jak gorącą krew równoważy chłodna woda, tak jak rozpalona namiętność stygnie wraz z upływem czasu, tak splatają się w jedno losy trojga: Kobiety, Mężczyzny i Dziecka. Są trzy osoby ludzkie: Dziecko, Kobieta i Mężczyzna.

Drabina do nieba – ukazała się zatem tylko na chwilę, po której wracać musimy do Tu i Teraz.

Dramat na Wolim Jarzmie – klarowne, słoneczne światło ukazuje nam jeszcze sylwetki naszych papierowych bohaterów, wnętrze ich ciał z papieru wypełnia Poświęcona przez Absolut Woda Życia, dzięki czemu te tekturowe figurki nie rozpadają się rozmoknięte. Są współistotne światu, który je przenika aż do szpiku. Są narysowanymi, wypisz wymaluj, upostaciowanymi tęsknotami, strachami, marzeniami. Ludzkie – arcyludzkie, bo częściowo, jak wszystko przecież, stworzył je Bóg, ale resztę dorysowała Ręka Farbiarza. Co zresztą w sztuce dość często się zdarza.

Dramaturgia hamburska – zarysowany między figurkami origami ludzki dramat, jak w teatrze kabuki, rozgrywa się w symbolicznej scenerii. Oto Jezioro – głębia jaźni u Junga. Młody mężczyzna wskakuje do wody, a wyłania się zeń mężczyzna dojrzały. Metamorfoza Malanowicza w Niemczyka zapowiada duplikację postaci, która rozgrywa się w świadomości kobiety. Obserwująca rywalizację mężczyzn Krystyna jest jednocześnie Tu i Tam, jakby przeżywała z każdym z tych wcieleń ustokrotniony orgazm. Organicznie pozwalając sobie na igranie z ogniem, gdy wokół kołysze się nad wodą sitowie.

W brzuchu wieloryba – trochę jak Jonasz, a trochę jak dżin w butelce lejdejskiej – nasze trio z Belleville dryfuje w otchłań, ku Trójkątowi Bermudzkiemu.

Światło wokół ciała – każdy głos śpiewa unisono, ciała i dusze ledwo dyszą., zlewając się w potworniejącą jedność. Zwierzęce instynkty ścierają pióra w anielskich skrzydłach.

Możliwości umysłu – Umysł uniwersalny

Maski – papierowe maski teatru kabuki, maski pełne grymasów – nasi bohaterowie przybierają marsowe miny, można powiedzieć, że robią dobre miny do złej gry, że płynąc na miny, pojedynkują się na miny, że mimo wszystko ta minoderyjna struktura, to wodne satori, boli.

Ofiara – okręt, nawet jeśli to tylko łajba, płynie dalej, prując elektromagnetyczne fale, po to by zawinąć do portu, tak jak zawija się cukierek w papierek. Słodko – gorzki smak lekcji życia, którą otrzymali nasi bohaterowie, jest na tyle inspirujący, że chciałoby się więcej. Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Musimy jednak zostawić naszych bohaterów samych sobie. Być może na zawsze.

Cóż mi począć, dokąd się zwrócić?
Coś po brzegu morskim chadzał, wybrzeża łaknij!
Gilgamesz i Urszanabi wsiedli do łodzi.
Rzecz doń Gilgamesz;

Jest tylko toń, bezkresna toń.
Podaj mi dłoń, przede mną
Toń, bezkresna toń, podaj mi
dłoń.

Pismo hieratyczne i demotyczne. Palcem na wodzie napisane zwidy, jak mawiała moja nieodżałowana Mama. Film, w tym przypadku obraz Polańskiego, ma tę cudowną moc ocalania. Topielec może wyłonić się z wodnej otchłani. Poprzez tatarak, odsunąć Tartar. To jednak tylko film, a życie jest przecież gdzie indziej. Gdzieś poza kadrem.

Koncepcje Polańskiego miały jednak – nie tyle przyziemne, co stricte filmowe zakorzenienie, wychodząc od źródeł kina, w swoim debiutanckim filmie, będącym blisko dokonań modnej podówczas francuskiej Nowej Fali, korzystał także z doświadczeń Felliniego. Chłodne oko kamery tak samo ukazywało jacht Christine.

Ciekawa jest obserwacja różnic tła u obu reżyserów. U Polańskiego oko jest chłodne sadystycznie, u Felliniego chłód oka ma masochistyczne znamię.

Geneza tragedii należy do najtrudniejszych zagadnień filozoficznych. W filmie Polańskiego do tragedii nie dochodzi. Nóż nie ląduje w brzuchu, ale w w wodzie.



Krystian Kajewski
Dziennik Teatralny Bydgoszcz
21 marca 2024
Portrety
Roman Polański