Bajka o bajce

Mówienie o aktualności myśli Stanisława Lema można przyrównać do dyskusji naukowej na temat zagrożeń wynikających z betryzacji1. Obie dyskusje są z założenia zawieszone gdzieś w wirtualnej próżni. Sam pisarz nigdy nie pojmował aktualności w literalnym znaczeniu tego słowa. Nigdy nie wykreował żadnego oczywistego tu i teraz. Proza Mistrza wzlatuje wysoko ponad aktualność - przenosi istnienie w futurystyczno-fantastyczny wymiar. Nierealny w swej realności i niepokojący w swej oczywistości. Taki właśnie jest spektakl "Murdas.Bajka" białostockiej Kompanii Doomsday, wyreżyserowany przez Pawła Aignera.

(…) a chociaż żaden nie wiedział, czy jest istotą śnioną czy śniącą, kto się komu śni, po co i co z tego wyniknie – wszyscy bez wyjątku huzia na Murdasa, aby ściąć, z tronu zdjąć, na dzwonnicy go zawiesić, na raz zabić, na dwa wskrzesić (…) 

(Stanisław Lem – "Bajka o królu Murdasie")

Warstwa słowna i fabularna przedstawienia wiernie trzyma się tekstu "Bajki o królu Murdasie" Stanisława Lema. Mamy więc osobliwego monarchę, ogarniętego obsesją na punkcie swojego bezpieczeństwa, który pragnie rozbudować swoje jestestwo tak bardzo, aby nic złego nie mogło mu się przydarzyć.  

Tekst jest niewątpliwie inscenizacyjną łamigłówką, otwierającą przed śmiałkiem niemałe pole do popisu. Z drugiej strony – kusi możliwością zastosowania najprostszych, czysto banalnych, rozwiązań. "Murdas.Bajka" należy do zjawisk ciekawych, przemyślanych i wszechstronnie dopracowanych. Zaskakuje zmiennością formy. Przestrzeń, zredukowana do małej, królewskiej wanny i drobnych przedmiotów, zaczyna żyć wraz z wędrującym, punktowym oświetleniem i szeleszczącym ruchem folii okalającej scenę. Wszechobecna czerń i czerwień wzmacnia pulsującą energię spektaklu. 

Na pierwszy plan wysunięta została groteska i komizm opowiadania. Obnażony król Pawła Chomczyka operuje zamaszystym, zniewieściałym gestem. Trójkę aktorów cechuje przesadna wyrazistość i dystans wobec kreowanych ról. To, co zwykle może irytować, doskonale sprawdza się w sztuce o tak wyraźnie zmiennym tempie. Oniryczna konwencja godzi spokojną narrację, która po chwili przeistacza się w zabawny quasi-dialog, tylko po to by ustąpić miejsca rytmicznemu recytowaniu słów, świadczących o paranoi, zalewającej umysł bohatera. Kakofonia przelewa się w ciszę, cisza w rytm, rytm zaś – z powrotem w kakofonię. 

Sztuka przyspiesza i zwalnia w coraz krótszych okresach. Król walczy o przetrwanie, każe rozbudować własne istnienie. Przestrzeń oplatają świecące kable. Na linach zwisają makabrycznie posklejane manekiny. Pętla absurdu się zacieśnia. Król i Błazen (Dagmara Sowa) miotają się po scenie. Co jest jawą? Co snem? W czym czai się niebezpieczeństwo?  

W spektaklu nie ma oszczędności – zarówno interpretacyjnej jak i aktorskiej. Z wszechobecnego absurdu i groteskowej przesady powstała nowa jakość. Przedziwna bajka o bajce o tchórzliwym królu Murdasie. Zabawna, urzekająca, niebanalna. O władzy i obsesji. O obsesji władzy.



Tomasz Białek
Dla Dziennika Teatralnego (Poznań)
25 listopada 2009
Spektakle
Murdas. Bajka