Ballada o Czarnym ogrodzie

"Czarny ogród" Małgorzaty Szejnert wzbudził nie tylko wielkie zainteresowanie, ale i zasłużony zachwyt. To wybitny reportaż o katowickim Giszowcu i Nikiszowcu. Kazimierz Kutz recenzując książkę pisał: "Nagromadzenie wiedzy, obfitość faktów i całego gąszczu pogranicznych losów ludzi - a zwłaszcza talent autorki - zapierają dech. Książka pani Szejnert da się przyrównać do olbrzymiego meteorytu, który spadł na naszą ziemię. To z całą pewnością dzieło życia autorki. Dla mnie to arcydzieło w zbiorze śląskiej tematyki, które ukazuje autentyczną magię Górnego Śląska i mądrą filozofię długiego trwania jego mieszkańców (którą pani Szejnert wyłuskała w rozmowach z ludźmi)".

Nie mogło zabraknąć tego kultowego reportażu w obchodach stupięćdziesięciolecia Katowic oraz, w rozciągniętych na lata, obchodach stulecia Teatru Śląskiego. Do rozmowy o Śląsku zaproszono tym razem twórców spoza regionu. Obok autorki książki znalazł się także reżyser Jacek Głomb, który jak mówi "...nigdy nie oddychał tym światem" i "nie zamierzał mówić Ślązakom jacy są, bo oni dobrze wiedzą jacy są", oraz jego wieloletni współpracownik, dramatopisarz Krzysztof Kopka, który napisał sceniczną wersję opowieści o Giszowcu i Nikiszowcu.

Obaj stworzyli w katowickim teatrze przedstawienie, o którym Małgorzata Szejnert powiedziała, że "...robi duże wrażenie, jest piękne, barwne, bogate, ale bardzo różne niż książka. To jest oczywiste, bo to inna forma. Jest bardzo wiele fragmentów, które właściwie są dziełem pana Krzysztofa Kopki, ale które bardzo ładnie wiążą ten materiał i dają taki poetycki lot. Mój tekst jest raczej tekstem dokumentalnym, nie ma wiele poezji w nim, a w tym przedstawieniu to jest".

Punkt wyjścia autorów był dość wyrazisty. Wiele wskazuje na to, że chcieli stworzyć kolejną teatralną balladę łotrzykowską, która wielokrotnie w przeszłości przynosiła im i ich zespołom dużo satysfakcji, wystarczy wspomnieć takie zapadające w pamięć spektakle, jak "Ballada o Zakaczawiu" czy "Orkiestra". Właściwie wiele z balladowych cech gatunku zostało zaprojektowanych już na poziomie tekstu. Dialogują w nim osoby na wpół nierealne z realnymi, żywe z umarłymi. Złote myśli i mądrości życiowe zestawiane są z jednej strony z mową potoczną, gwarową, nasyconą prostym, poczciwym humorem, a z drugiej - z poetyckimi strofami piosenek czy pieśni śpiewanych przez chór dzieci. Ta mieszanina stylistyczna to jedna z najważniejszych cech ballady. Małgorzata Bulanda zaprojektowała obraz sceniczny jakby skrawek nieba widziany z wnętrza czarnej kopalni. Kontrapunktowała go drewnianymi rekwizytami: karuzelą z drewnianymi konikami na biegunach, drewnianym rowerem, drewnianym wózkiem do wywożenia węgla z kopalni, drewnianymi karabinami, zabawkami w rękach dzieci, przedmiotami w rękach dorosłych. Wszystko to sprawia wrażenie jakby pozostałości po świecie ogrodów, z których zmył się kolor. Ta przestrzeń od czasu do czasu ożywa, pojawia się na pograniczu opowieści, wspomnień z dzieciństwa, minionego świata, który pamięta może jeszcze któraś z postaci albo ktoś z widzów.

W muzyce w spektaklu przeplatają się nuty ludowe z religijnymi, elegijność z żartem. Tuby i akordeony z kompozycji Bartka Straburzyńskiego brzmią trochę znajomo, jakby z innych, dawniej stworzonych rytmów i harmonii, choć są na pewno częścią także i tego przedstawienia. W spektaklu dominuje więc synkretyzm form i języków - począwszy od literatury, przez plastykę i muzykę. I może to co najważniejsze w balladowych utworach: serdeczny, pełen zaciekawienia, ciepłego szacunku i sympatii stosunek twórców do bohaterów własnych opowieści. Jeśli wszyscy mamy być wiarygodni, to wszyscy musimy się rozumieć, szanować i słuchać nawzajem.

Bo jakże tu wspólnie nie pochylić się nad takimi postaciami jak choćby ci z rodziny Badurów, których dotykały wielkie nieszczęścia. Wujek Doroty (późniejszej profesor Simonides, senator RP) Antoś we wrześniu 1939 roku zastrzelił się ze strachu, że Niemcy wezmą go do niewoli. Drugiego wujka, muzyka Alfonsa, Niemcy wzięli za Żyda i zamordowali. Bracia Doroty trafili do Wehrmachtu i cudem się uratowali. A Dorota za wkład w porozumienie polsko-niemieckie dostała prestiżową nagrodę Herdera. Albo inny ciekawy bohater Ewald, który marzył, żeby zostać malarzem. Dostał się do wymarzonej Akademii Sztuk Pięknych w Dreźnie. Ale zamiast do pracowni malarskiej trafił do Wehrmachtu i na froncie wschodnim został ciężko ranny. Do tego po wojnie oskarżony został o zdradę narodową i miał swoje winy odkupić pracą fizyczną. Malował wyłącznie w domu, a swoje obrazy pokazywał kolegom górnikom, członkom malarskiej Grupy Janowskiej. Dziś Ewald Gawlik, zwany van Goghiem z Nikisza, jest uważany za najlepszego z nich, a jego obrazy są porównywane z pracami Toulouse-Lautreca. A skąd brał siły i kim był Ludwik Lubowiecki, wielbiciel i pasjonat malarstwa, właściciel zakładu fryzjerskiego? Gdy okazało się, że jego syn jest nieuleczalnie chory, poświęcił mu się bez reszty, a potem współtworzył ośrodek dla dzieci specjalnej troski w Giszowcu.

Być może wielość postaci i wątków zgubiła twórców, z ponad siedemdziesięciu postaci granych przez około trzydziestoosobowy zespół teatralny nie wszystkie jednakowo zapisały się w pamięci widzów. Na szczęście pozostało coś ważniejszego: poczucie, że o społeczności z przykopalnianych ogrodów opowiada społeczność aktorska. To oni są najważniejszymi bohaterami tego spektaklu. Ogląda się ich na śląskiej scenie od lat z ogromną przyjemnością. Cenię sobie zespół, który jak w tym przedstawieniu, staje się głównym bohaterem opowieści. I niezależnie od tego kto kogo gra, najważniejsze, że jest z widzami, że jest na miejscu, w świecie, w którym wymyślone postacie nieustannie mieszają się z realnymi bohaterami tej katowickiej sceny.

Najnowsza ballada Kopki i Głomba, czyli utwór z natury refleksyjny, momentami metafizyczny, zaistniał nade wszystko jako udane spotkanie widzów z aktorami. Siedząc wśród mieszkańców Śląska można poczuć, usłyszeć i zobaczyć, że wszyscy na widowni znają śląskie historie na pamięć. Ale znając te historię, ciągle je lubią, cenią i chcą, aby im je opowiadali aktorzy, których również znają i cenią. Jak członków własnej rodziny.



Andrzej Lis
e-teatr.pl
13 stycznia 2016
Spektakle
Czarny ogród