Bankructwo materii

Perfekcjonista. Minimalista. Koneser piękna. Grzegorz Jarzyna każdą sekundą Nosferatu udowadnia, że w pełni zasługuje na miano artysty genialnego. W spektaklu dopracował wszystko - ruch sceniczny, barwne iluminacje, mroczną atmosferę... Zapomniał jednak o tym, że teatr doskonałości zawsze upodabnia się do patetycznych pochodów trzeciomajowych. Perfekcja zabija powoli

Noc. Kraj katolickiego zacietrzewienia. Wystawny salon. To właśnie w nim toczą się dysputy na temat wieczności, seksualności, ludzkiej psychiki. Konwencję naukowości burzy pojawienie się wampira (Wolfgang Michael), który niczym rasowy Casanova, wodzi na pokuszenie wszystkie miejscowe dziewice. To przez niego Lucy (Sandra Korzeniak) wije się na zakurzonej podłodze w konwulsyjnych rozkoszach. A śmierć ma dla niej smak szczęścia. To przez niego Mina (Katarzyna Warnke) lewituje na granicy jawy i snu. A stan psychicznego odrętwienia koi jej skołataną duszę… Kobiety swoją naiwnością reprezentują bowiem w Nosferatu to, co eteryczne, delikatne, duchowe. Racjonalnej strony mocy bronią mężczyźni – niezłomny Abraham Van Helsing (Jan Frycz) oraz nobliwy doktor John Seward (Jan Englert), którzy badając ukąszone ciało Lucy, próbują naukowo wytłumaczyć jej śmierć. Bezskutecznie… Zrozumienie prawdziwego wampiryzmu idealnie ujmuje cytat: „Czucie i wiara silniej mówi do mnie / / Niż mędrca szkiełko i oko”. Święte słowa, Mickiewiczu!

Nosferatu to spektakl detalu, w którym każdy szczegół wpływa na interpretację całości. Notabene, troska twórców o każdy niuans dotknęła także zachwycającej scenografii. Rzeźbione meble, monumentalne okna, wytworne kanapy olśniewają swym przepychem oraz groteskowo kontrastują ze skrzypiącą podłogą i duszącą bielą porannej mgły. Dodatkowo, atmosferę grozy potęguje mistrzowsko modulowane oświetlenie. To właśnie półmrok sprawia, że widzom trzęsą się ręce na widok śmierci Lucy, sekcji zwłok czy plującego krwią wampira. Wampira, w którym najgorsze instynkty budzą się gdy zapada zmrok. Truizm? Nie w wykonaniu Wolfganga Michaela. Dzięki jego oziębłości i melancholijnemu usposobieniu każdy jest w stanie uwierzyć w to, że rzeczywistość najbardziej intryguje nocą…

Gra aktorów (czego się nie spodziewałam!) nie przykuwa uwagi widzów, gdyż jej maestria ginie w odmęcie wszechobecnej egzaltacji, banału, sztucznej nastrojowości. Bohaterowie są tylko pionkami, szarpanymi przez konwencję horroru. Przez ich kreacje przemawia wystudiowanie oraz sztuczność doświadczenia mistycznego. Konwenans bierze górę nad naturalnością.  A fałsz bije widzów po oczach…

Nosferatu hipnotyzuje, olśniewa, męczy. Przydymione kolory, (za) długie sceny oraz potężne natężenie górnolotnych słów – to wszystko sprawia, że publiczność traci kontakt ze sceną, odlicza minuty do końca, przysypia… Pozostaje tylko zadać pytanie: czy przeciętny odbiorca w dobie wampirycznego kiczu umie obcować z nieszablonową sztuką Grzegorza Jarzyny? Może rozegrany po mistrzowsku spektakl wykracza ponad poziom ludzkiej percepcji? Nie od dziś wiadomo, że krytyka rodzi się z niezrozumienia.



Marta Małkińska
Teatrakcje
7 grudnia 2011
Spektakle
Nosferatu