Barański: Wybrać dobrą sztukę to też sztuka
- Dobry wybór: "Niżyński", "Sarabanda", "Hipnoza". W ubiegłym roku też byłem zadowolony, wybrałem "Emigrantów" i "Grube ryby" - podsumowuje mój znajomy. W niedzielę wieczór, w antrakcie ostatniego przedstawienia tegorocznych Gorzowskich Spotkań Teatralnych, spotykam grupkę przyjaciół. Miny kwaśne. - Postanowiliśmy wybrać się razem, w terminie, kiedy nam wszystkim pasuje. Niewypał, nudzimy się - komentują. Wybrać dobrą sztukę z tygodniowego programu to też, jak widać, sztuka. A dobra to taka, która sprawi, że wieczór uznamy za udany. Obiektywnie jednak trzeba uznać, że w tegorocznym programie przeważały propozycje, które mogły zadowolić teatromanów.Zaczęło się od mocnego uderzenia i niespodzianki. Oto najlepszym spektaklem festiwalu okazał się "Niżyński". Niespodzianki, bo młody przecież aktor, trochę znany z jakichś seriali, pokazał genialną wręcz inscenizację, którą przeżywa się długo. A rozczarował nobliwy Stary Teatr, którego eksperyment z blogami traktować należy raczej jako ciekawostkę, niż inscenizację na miarę tej krakowskiej sceny.
Na tym tle o wiele lepiej wypadły "Kamienie w kieszeniach" z Kasprzykowskim i Sędrowskim, którzy dosłownie dwoili się i troili na scenie. Stołeczne teatry nie zawiodły i pokazały klasę. Obejrzeliśmy sztuki, które nie epatowały widza tanimi sztuczkami. "Sarabanda" Teatru Scena Prezentacje czy "Blackbird" Teatru Dramatycznego potrafiły - choć przecież w jakże różnym klimacie - wywołać podobną refleksję na temat toksycznych relacji, chorobliwych uczuć. A "Hipnoza" z powodzeniem obroniła się jako komedia bez żadnych udziwnień, bez żenującej burleski na scenie, czy odniesień do naszej oklepanej współczesności, typu "Rychu, Zbychu, Miro". Bo pozostałe komedie to - oczywiście tylko moim zdaniem - ogromny zawód tych spotkań. Założono w nich po prostu, że śmiech gromki, kabaretowo-cyrkowy, liczy się bardziej niż szmer uśmiechu na takiej "Hipnozie". Sztuce po prostu ładnej, zagranej i z taktem, i wdziękiem. Warto robić komedie klasycznie, bez klownady i rechotu, bo takie przykłady do dziś się wspomina, jak choćby "Grube ryby" z zeszłorocznych GST.
Ten tydzień teatralnego festiwalu należy docenić jako świetną możliwość obejrzenia spektakli z polskich scen. I nie chodzi o to, aby wszystkie sztuki spełniały oczekiwania wszystkich, ale każdy mógł wybrać to, co go interesuje.
Dariusz Barański
Gazeta Wyborcza Gorzów
25 listopada 2009